02 grudnia, 2013

rozdział trzeci.

 Na pierwszej lekcji mam hiszpański z panią Martinez. Nie mówi po angielsku, lecz gdy ktoś ją zdenerwuje to nagle dostaje olśnienia i potrafi wyśpiewać tyle argumentów na twoją nie korzyść bez jakiegokolwiek akcentu. Podejrzane, nie sądzicie?
Siedzę w ostatniej ławce, z Alice. Nie żebym sama sobie wybrała partnerkę, Pani Martinez przesiadła ją do mnie z powodu jej zachowania na lekcji. Uważa, że przy mnie Alice odrobinę się wyciszy. Gdy usłyszałam takie wytłumaczenie odniosłam wrażenie, że nauczycielka hiszpańskiego subtelnie zasugerowała, że jestem żałosna.
Jestem dość dobra z hiszpańskiego więc Alice oczekuje pomocy. Tak samo jest z innymi przedmiotami i innymi uczniami, którzy ze mną siedzą tylko z powodu kary. Jedyne wytchnienie mam w czasie przerwy na lunch i lekcji angielskiego na której siedzę sama z ulubionym tomikiem wierszy Rilke'go, zatopiona w myślach. Uwielbiam angielski, a szczególnie literaturę. Wierzę, że każdy wiersz posiada drugie dno i próbuje czytać między wierszami. Mimo, że nie mam pewności czy dobrze rozumiem przesłanie to pozwala mi na wymyślanie scenariuszy, jakby to się potoczyło dalej lub co się wydarzyło wcześniej, że skłoniło autora do napisania tego wiersza.
W stołówce, siadam w standardowym miejscu w kącie ogromnej sali przy wielkim oknie, lubię siedzieć i patrzeć na dziedziniec. Czuję się wtedy dobrze, jestem rozluźniona tak jakbym czerpała jakąś dziwną energię z samego widoku tak niesamowitego miejsca. Dzień był strasznie parszywy, w południe zaczęło padać. Pomyślałam, że taka żałosna osoba jak ja musi nawet spędzić żałośnie urodziny. To by tłumaczyło dzisiejszy dzień. Cały entuzjazm jakim zaraziła mnie rano mama, zniknął jak ręką odjął.
Wracając do domu za piętnaście piąta wstąpiłam do ulubionej piekarni mamy i kupiłam jej ulubione ciasto czekoladowe. Wychodząc nawet nie zauważyłam kiedy ciasto wylądowało w kałuży, strącone przez osobę, która na mnie wpadła. Fatalnie. Kolejny przykład na to, że moje życie jest do bani.
- Ogromnie przepraszam!- prawie, że krzyknął chłopak mniej więcej w moim wieku. Jakby mu się przyjrzeć do pryszczatych „informatyków” nie należał. Raczej do członka drużyny rugby...może nawet na jej kapitana?
Pokręciłam głową.
- Nic nie szkodzi. Stało się. Trudno.- miło się uśmiechnęłam i już miałam wychodzić gdy złapał mnie za przedramię.
- Poczekaj...Strasznie mi przykro, naprawdę. Nie zauwa...
- Powiedziałam, że nic nie szkodzi, serio.- podniosłam brew by zasygnalizować, że nadal trzyma moją rękę.
- Oh, przepraszam, to taki odruch, gdy ktoś chce się wymknąć.- odpowiedział ze skruchą.
- Oczywiście. Ale jak widzisz właśnie się wymykam i nie powstrzymasz mnie.- odpowiedziałam.

Ruszyłam przed siebie rzucając przez ramię, że ta piekarnia jest najlepsza w mieście. Nie chciałam się odwracać, nie mogłam dać mu satysfakcji, że zrobił na mnie wrażenie. To tylko kolejny rozpieszczony dzieciak, który bardzo dobrze znał swoją wartość i wie, że nic mu nie brakuje. 'Głupia, głupia, głupia, przestań o nim myśleć!'-zganiłam się w duchu. To nic nie znaczyło. Po prostu chciał mnie przeprosić. Tylko tyle.

4 komentarze:

  1. Z tego krótkiego streszczenia w spamie, dowiaduje się, że ma ona potem umrzeć. Tylko dlaczego? Dla faceta? No nie wiem, na sam początek wydaje mi się drętwa. Jest nie miła dla otoczenia, przyjamniej ja tak to odebrałam :D. Dlaczego powiedziała tak nic nie winnemu chłopakowi? Że jej się spodobał, dlatego musiała od samego początku robić z siebie troszeczkę niemiłą osobę? Rozdział jest ciekawy, tylko bohaterka jest drętwa. Zrób coś z tym, proszę. Zauważyłam w kilku miejscach brak przecinków, ale ja sama ich czasem nie wstawiam, z zapomnienia więc nie będę ci ich wytykać ;)
    Serdecznie pozdrawiam Amy :)

    W wolnej chwili zapraszam do mnie. Każdy komentarz jest na wagę złota, nawet ten zły :)
    http://melodie-serc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję za cenne uwagi. zastanowię się nad ewentualnymi zmianami.
      nie chodzi o doslowne pojecie smierci, bardziej jako metafore, choc kto wie....moze i tez w znaczeniu doslownym zobaczymy.
      na pewno wpadne ;)

      Usuń
  2. Nienawidzę ludzi, którzy oczekują pomocy od osób, z którymi siedzą, ponieważ sądzą, że takowa im się należy. Pomoc jest DOBROWOLNA! Można o nią prosić, a nie jej oczekiwać...
    Co do głównej bohaterki - podoba mi się kreacja tej postaci. Dziewczyna ma taką artystyczną duszę i wzbudza sympatię, przynajmniej u mnie :) A obserwacje naprawdę pozwalają się odprężyć ;) Nie powinna jednak uważać się za żałosną. Żałosne są osoby takie jak Bee, Mel i Amber. Ona jest oryginalna!
    A ten chłopak jakoś szybko zamącił jej w głowie :P Zastanawiam się, czy to ten sam, o którym pisałaś w prologu...
    Pozdrawiam i czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tez tak sadze, choc nie kazdy tak uwaza. mysla, ze wszystko im siie nalezy, wraz z pomoca. mozliwe, ze nie jest zalosna, ale chce przedstawic realia XXI wieku, gdy każdy "inny" jest żałosny ;) pozdrawiam ; *

      Usuń