Gdy doszłam do domu. W
żadnym pomieszczeniu nie paliło się światło. Otworzyłam drzwi,
a jak zapaliłam światło, na środku salonu zauważyłam kartonową
podobiznę Justin'a Timberlake'a, która trzymała tort. Zza niego
wyskoczyła mama śpiewając mi „Happy Birthday” co uważam za
kiczowate, ale biorę co dają. Mam tylko mamę. Jest najważniejszą
osobą w moim życiu i nie mogłabym jej zranić.
Mama nagle wyciągnęła
czekoladowe ciasto identyczne jak to, które wpadło mi do
kałuży...przez niego. Jak już myślałam, że zapomniałam o tym
nieznajomym to nagle powrócił. Od teraz chyba każde ciasto
czekoladowe będzie mi się z nim kojarzyło. To jest śmieszne.
- Jak w szkole?- zapytała
mama.
- Jak zawsze.-
odpowiedziałam podnosząc oczy znad ciasta.
- Czyli pewnie mega, fajnie,
fantastycznie, zachwycająco. A nauczyciele byli mili, kochani i
wyrozumiali.- z uśmiechem powiedziała mama.
Mimo, że nie wzięłam tego
za żart i wcale mnie to nie śmieszyło. Zaczęłam się szczerze
śmiać.
- Tak, dokładnie.
Strzeliłaś w dziesiątkę. Jeszcze żyje, chodzę i mówię co
znaczy, że nic złego mi nie zrobili. Jeszcze zombie nie opanowało
ich mózgów.- uśmiechnęłam się ledwie dostrzegalnie.
- Nie mów tak...- szepnęła mama.
- Nie mów tak...- szepnęła mama.
- Jak? O zombie? Najmocniej
przepraszam, ale taka prawda...- zaczęłam nerwowo chichotać.
- Nie, nie to. Choć to też
jest nie miłe. Chodzi mi o to, że powiedziałaś, że j e s z c
z e żyjesz. Zabrzmiało to tak jakbyś wcale tego nie chciała.-
powiedziała wbijając wzrok w kawałek ciasta.
Cisza. Poczułam jak
zbierają mi się łzy. Nie mogła mnie zobaczyć w takim stanie.
- Straciłam apetyt.-
powiedziałam.
Nie uzyskując odpowiedzi
cicho powiedziałam:
- Dziękuję za przyjęcie i
oczywiście za Justin'a.
Mama już się nie odezwała.
Wchodząc do swojego małego
pokoju, poczułam jak uchodzi ze mnie powietrze. Rzucając się na
łóżku wybuchłam płaczem, właśnie w tej chwieli przypomniałam
sobie fragment wiersza...
Samotność
jest jak deszcz.
Z błękitu mórz unosi się ku zmierzchom;
sponad bezkresu równin porą przeszłą
ku niebu zdąża, co nią zawsze włada.
Dopiero z niebios na miasto opada.
~R.M.Rilke
Z błękitu mórz unosi się ku zmierzchom;
sponad bezkresu równin porą przeszłą
ku niebu zdąża, co nią zawsze włada.
Dopiero z niebios na miasto opada.
~R.M.Rilke
Nawet
nie wiem kiedy zasnęłam. Pamiętam jedynie, że ostatnie o czym
pomyślałam to on. Chłopak z piekarni..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz