31 stycznia, 2014

rozdział pięćdziesiąty ósmy.

- Między mną a Morrisem nic nie ma - ucięła.
- Ale było - uśmiechnęłam się popijając kolejny kieliszek.
W milczeniu oglądałyśmy film. Nie ma to jak oglądać wyciskacz łez w czasie nieobecność chłopaków, ironia losu, pomyślałam.
- Nie warto myśleć o przeszłości. Przeszłość boli, a ból domaga się byśmy go odczuwali - uśmiechnęła się Alice.
- Nie. Przeszłość nie boli. Bolą wspomnienia - obróciłam twarz w stronę telewizora.
- Jaki Ryan Gosling jest boski! - Jęknęła.
Oglądałyśmy w ciszy rozkoszując się alkoholem i popcornem. Diego powiedział, że wieczorem jestem jego. To się chyba dzisiaj wydarzy. Teraz pozostaje jedno pytanie: Czy ja tego chcę, tak definitywnie? Tak. Ale czy już teraz? Tu pozostaje znak zapytania. Niezaprzeczalnie go kocham, ale czy to już przyszła pora na ten krok? Teraz sobie myślę, że do momentu poznania Diega uważałam, że miłość i życie wygląda jak sceny wyciągnięte z teledysków Taylor Swift. Piękne, kolorowe, tyle, że u mnie było czarno-białe. A miłość kończyła się na końcowym pocałunku. Naiwna szesnastolatka.
Alice rzuciła kieliszkiem w drzwi wyciągając mnie z otchłani mojego umysłu. Zamrugałam.
- Co jest?
- Życie jest popieprzone, a faceci to sukinkoty! - Zapłakała.
- Wiem kochanie - przygarnęłam ją do siebie. - Wiem.
- I jeszcze teraz musiał pojawić się ten zakichany Morris, akurat teraz! Wszystko zniszczył!
Nieźle musiał narozrabiać, że aż tak ją zranił.
- Popatrz - wskazała na ekran.
Ryan właśnie brał w ramiona Rachel w deszczu.
- Dlaczego tak jest tylko w filmach?! - Zaszlochała.
Rozległ się dzwonek do drzwi.
Alice zerwała się z łóżka.
- Wejść! - Krzyknęła przez okno.
Zdążyłam wyłączyć telewizor i po cichu popijałam wódkę.
- Zapominałaś już o nim, prawda? - zapytałam szeptem.
Kiwnęła głową.
- Przykro mi.
- Nieważne - odparowała. - Idę na plaże.
Po prostu wyszła.
Siedziałam na łóżku myśląc o tym co powiedziała Alice, ból domaga się żebyśmy go odczuwali. Ale dlaczego musimy? Zaśmiałam się. Byłoby nam nudno bez niego, pomyślałam. Szeroko otworzyłam oczy. Mama..
Ciekawa jestem co z nią jest. Wyjechaliśmy trzy dni temu. Już chyba wie, że nie ma mnie w Los Angeles. Zastanawiam się tylko, czy zapytała się siebie dlaczego? Albo myśli o najprawdopodobniej popełnionych błędach?
Wyszłam na korytarz. Na dole sprzątała mała, krępa kobieta. Orzechowe włosy miała ciasno skręcone w idealnego koka. Widać było, że pochłania ją ta praca. Przewróciłam oczami i odchrząknęłam. Kobieta podskoczyła.
- Przepraszam - powiedziałam. - Ma może pani telefon? Muszę zadzwonić.
Kiwnęła głową. I podała mi malutki aparacik, któremu dawno minęły lata świetności.
Szybko wykręciłam numer. Po dwóch sygnałach usłyszałam znajomy głos mamy.

30 stycznia, 2014

rozdział pięćdziesiąty siódmy.

Powoli kiwnął głową.
- Natalia? Wszystko w porządku? Jesteś blada - odparł.
Stałam zszokowana wpatrując się w Mo.
- No nie, Diego już ją nastraszyłeś - opuścił zrezygnowany głowę.
- Ja wcale..
- Diego, możemy porozmawiać? - Słodko się uśmiechnęłam zaciskając zęby. 
- Pewnie - westchnął. 
Wyszłam pospiesznie z kuchni. Słyszałam jak Diego cicho posuwa się za mną. 
Zatrzasnęłam drzwi sypialni.
- Co tu robi Angel? 
- Ja nie..
- Diego, miało być w porządku. Kara by ci się skończyła, a tu nagle pojawia się ten cały Mo, w ogóle to co to jest za imię? - Szeroko otworzyłam oczy. - Ja miałam nie żyć, rozumiesz? Jak on mnie zabije? 
Szybko do mnie podszedł.
- Mo ci nic nie zrobi. Może i jest Angel'em, ale lubi nas. Ty jesteś tylko nowością, ale nie zabije cię. My tylko wyznaczamy drogę, nie zabijamy. Obiecuję ci, że nic ci się nie stanie. 
Wtuliłam się w niego. 
- Dziękuję.
Pocałował mnie w głowę. 
- Zostanę żeby trochę tu posprzątać. Ta whisky trochę mnie męczy - uśmiechnęłam się lekko.
- Chodź na dół dam ci tabletkę, a zaraz powinna pokazać się sprzątaczka.
Chwycił mnie za dłoń. Z dołu usłyszałam śmiech Mo, przewróciłam oczami.
- No Alice znowu zaczynasz?
- Zamknij się już Morris!
- Morris? - Zakrztusiłam się.
Diego zachichotał.
- Cicho. 
Roześmiałam się. 
- Gdzie mamy kieliszki? - Zapytałam w kuchni.
- Górna szafka po prawej - odpowiedział zrezygnowany Diego.
- Panienka znowu będzie pić? - Roześmiał się Mo.
Lekko się uśmiechnęłam. Diego podał mi tabletkę na ból głowy. Pocałowałam go lekko.
- Dziękuję. A teraz przepraszam, idę się położyć.
Chwyciłam butelkę wódki, kieliszek i skierowałam się na górę. 
- Nie chcę cie potem oglądać pijanej!
Kiwnęłam głową.
- Alice, dołączysz się?! - Krzyknęłam ze schodów.
- Biorę popcorn i już lecę! - Usłyszałam jej uradowany głos.
Usiadłam w połowie schodów. 
- Jak wy się zajmujecie sobą to my jedziemy na miasto, wieczorem jesteś moja!
- Pewnie kochasiu!
- Alice, nie rozpijaj jej, proszę cię.  
- W porządku. W porządku.
- Gotowa? - zapytała Alice.
Rzuciłam się na Diega.
- Wracaj szybko - wyszeptałam. Pocałowałam go w policzek.
Lekko się zarumienił. Roześmiana poleciałam do Alice.
- Alisson, najdroższa, a ty dasz mi buzi na do widzenia? - Mo zrobił błagalną minę.
Wystawiła mu środkowy palec. 
- Idziemy pić! - Zakręciłam biodrami kierując się na górę, do pustego pokoju gościnnego.
- Jesteś kretynką! - Roześmiana Alice klepnęła mnie w pośladek.
- Auć! - Wybuchnęłam śmiechem. 
Rzuciłam się na łóżko.
- Wyciskacz łez czy horror? 
- Wyciskacz - stanowczo odparłam.
- "Pamiętnik"?
Uśmiechnęłam się. 
- Za facetów - uniosłam pełny kieliszek.
- Za facetów - powtórzyła Alice stukając w mój kieliszek.
- A teraz mów co się dzieje między tobą a Mo - uniosłam brwi.

29 stycznia, 2014

rozdział pięćdziesiąty szósty.

Nie wiem kiedy zasnęłam. Nic nie pamiętam. Za dobrze mi się śpi, pomyślałam. Pociągnęłam nosem i poczułam coś dziwnego. Nieznanego. Otworzyłam jedno oko i zaraz je zamknęłam. Słońce było już wysoko. Usiadłam. Złapałam się za głowę, strasznie bolała. Rozejrzałam się dookoła. Byłam sama. Jak ja śmierdzę, pomyślałam. Granatowa sukienka z wczorajszego wieczoru do niczego się już nie nadaje. Jest od czegoś mokra. Wstając potknęłam się i wyłożyłam się jak długa na podłodze. Zaczęłam się śmiać. Po parkiecie potoczyła się butelka.
- Ah ta whisky. Szkoda, że duża jej część wylądowała na podłodze - roześmiałam się.
Weszłam do garderoby, wyciągnęłam zwykły t-shirt i spodnie od dresu. Moja inwencja twórcza przy bólu głowy kończyła się właśnie na tym. Skierowałam się do łazienki nadal się przeciągając. Z dołu dobiegły mnie głosy trzech osób. Diega i Alice był jednak z nimi ktoś jeszcze.
Klepnęłam się w czoło.
-  Mo..
Odkręciłam zimną wodę i z ulgą weszłam pod strumień. Czułam jak spływa ze mnie resztka alkoholu. Dlaczego nie ból głowy? - pomyślałam. Wymęczona zeszłam na dół.
- Ale mnie boli głowa - oznajmiłam.
Stanęłam jak wryta. Zapomniałam, jestem jednak głupia.
- Cześć Natalio, jestem Mo..
Podszedł do mnie facet niewiele starszy od Diega. Miał może z dwadzieścia pięć lat. Był kimś ważnym, można było wywnioskować to po jego wyższości. Uniosłam brew. Miał na sobie bordowy t-shirt opinający jego ciało, który uwydatniał mięśnie i czarne spodnie. Duże brązowe oczy, śniada cera i brązowe, kręcone włosy. Gdyby się dłużej zastanowić, mógł uchodzić za całkiem przystojnego.
- Tak wiem. Byłeś wczoraj na imprezie - zarumieniłam się.
Roześmiał się.
- Tak, wpadłem. Ale nie byliście w stanie rozmawiać. Alice w sumie też nie.
- Zamknij się. Umiesz tylko przeszkadzać - szczeknęła z kuchni.
Wybuchł gromkim śmiechem.
- Narzekasz. Ten mięśniak się nie nadawał.
Uniosłam brew.
- Mam ochotę na śniadanie.
Otworzyłam lodówkę.
- Już ci robię - zaofiarował się Diego.
- Nie, nie, nie. Siadaj i rozmawiajcie.
Pocałował mnie w policzek.
- Ale mógłbyś mi dać jakieś tabletki przeciwbólowe.
Mo się roześmiał. Lubi się śmiać, pomyślałam.
- Nieźle musieliście balować w sypialni. Cała whisky poszła?
Pokręciłam przecząco głową.
- Mo, kim ty właściwie jesteś? Jeśli mogę spytać oczywiście - obróciłam się do nich.
- Ja? Ja jestem Angel'em - uśmiechnął się lekko.
Upuściłam jajka, które właśnie wyciągnęłam z lodówki.
- Angel'em? - Zamrugałam oczami.

28 stycznia, 2014

rozdział pięćdziesiąty piąty.

- Nie mam najmniejszej ochoty się teraz tobą zajmować. Pobaw się, pójdź do jednego z pokoi, a jutro pogadamy, w porządku?
- A gdzie aniołek? Na pewno musi gdzieś tu być. Nie rozstajecie się - złośliwie się uśmiechnął. Spojrzał na mnie. - A ta młoda dama to Natalia, nieprawdaż?
Kiwnęłam głową nadal krztusząc się ze śmiechu. Czułam podtrzymującą mnie rękę Diega.
- Diego... - Pogłaskałam go po włosach. - Chcesz lulu? Bo ja bardzo.
Lekko ugryzłam go w płatek ucha.
- Uspokój się teraz.
- Widzę, że masz ciekawsze plany na dziś wieczór. Może rzeczywiście teraz nie będę ci zawracał głowy - roześmiał się.
- Dziękuję ci bardzo - ironicznie się uśmiechnął. Skierował się do mnie. - Idziemy?
- Czekaj chwile.
Z lodówki wyciągnęłam whisky.
- Nie. Zapomnij! - Usłyszałam oburzony głos Diega.
- Daj spokój. Musimy oblać nowe życie. Nowy dom. Wszystko - uniosłam zadziornie brew.
Opuścił zrezygnowany głowę.
- Na górę, ale mi to już - wskazał mi schody.
- Oczywiście, jak pan karze - lekko go pocałowałam.
Wchodząc po schodach podśpiewywałam pod nosem. Usłyszałam salwy śmiechu i liczne brawa. Obróciłam się unosząc ręce do góry.
- Bawimy się! - Krzyknęłam.
Po domu rozniosły się zachwycone głosy.
Potknęłam się. Czułam jak latam, aż opadłam w coś miękkiego.
- To łóżko jest takie wygodne - uśmiechnęłam się.
- Otwórz oczy - usłyszałam głos Diega.
Trzymał mnie ciasno w ramionach.
- W tej chwili idziesz spać.
- Ale ja nie chce! - Oburzyłam się niczym dziesięciolatka.
- Nawet nic nie mów.
Położył mnie delikatnie na łóżku i wyszedł do garderoby. Do piersi nadal przyciskałam butelkę. Usiadłam całkowicie pewna swojej trzeźwości.
Odkręciłam powoli butelkę i pociągnęłam długi łyk.
- Oddaj mi to debilko! - Diego wybiegł z pokoiku z przerażeniem wypisanym na twarzy.
- Okey. Teraz twoja kolej - uśmiechnęłam się mrużąc oczy. - Jest tu jakaś lampka to światło jest beznadziejne.
Ciężko opadłam na łóżko.
- Już, już - usłyszałam szept chłopaka.
Słyszałam jak łykał alkohol.
- Smakuje, co? - Zachichotałam.
- Tobie aż za bardzo.
- To nie jest ważne. Diego, kim jest ten Mo.
- Jutro pogadamy.
Zamknęłam oczy wtulając się w Diega. Lekko się wyprostowałam odwracając się. Przywarłam do niego całym ciałem wytrącając mu butelkę z ręki.
- Oh - zachichotałam.
Popchnęłam go na łóżko zmuszając go do położenia się jednak on był szybszy i pociągnął mnie za sobą.
- Nie wygrasz - naparł na moje usta.
- Kocham cię - wyszeptałam.
Znieruchomiał.
- Wygrałaś.

No cóż. Myślę, że dalsze prowadzenie tego bloga nie ma sensu, nie ma czytelników nie ma rozdziałów. Oczywiście dziękuję tym, którzy tu byli. Do skończenia moich zapasów wersji roboczych nadal tu będę, jednak nad kontynuacją będę musiała się zastanowić.
A dzisiaj dość męczący dzień, muszę podjąć ważną decyzję. Trzymajcie kciuki. Pozdrawiam ;*

26 stycznia, 2014

rozdział pięćdziesiąty czwarty.

- Wiem - cicho odpowiedziała. - On ciebie też i nawet nie wiesz jak bardzo.
Dźwignęłam się na nogi. Myślałam, że się przewrócę, zachwiałam się. Zachichotałam.
- Idiotko jesteś pijana! - Roześmiała się Alice.
- Co to, to nie - pokazałam jej język. - Wracam na imprezę.
Zakręciłam biodrem wybuchając śmiechem. Po chwili dołączyła do mnie Alice.
- Ale jest mały problem...
Uniosłam brew.
- Jeszcze tu trochę zostało - pomachała mi butelką przed nosem.
Oczy mi się zaświeciły. Duszkiem wychyliłam resztkę alkoholu już nie czując jego okropnego smaku. Alice siedziała w miejscu.
- Idziesz?
Pokręciła głową.
- Możesz mi tu przywołać moich koleżków - mrugnęła do mnie.
- Nie ma sprawy - roześmiałam się.
Droga ciągnęła się niemiłosiernie. Potykałam się o własne nogi w wyniku wybuchając śmiechem.
W końcu powiedziałam na głos co do niego czułam. Kocham go. Mogę teraz krzyczeć na głos.
Weszłam na ganek. Muzyka nadal wylewała się ze środka domu. Zauważyłam mięśniaka, który siedział z Alice. Chwyciłam go za ramię.
- Alice jest na plaży, jest kompletnie zalana, chciała żebym was powiadomiła - zachichotałam.
- Dzięki! - Krzyknął i wybiegł przez furtkę.
- Widziałaś może mojego chłopaka? - Zapytałam jakąś dziewczynę.
- Ja cię nie znam, skąd mam wiedzieć kto jest twoim chłopakiem?!
- Nieważne.
Skierowałam się do domu. Na stole kuchennym leżała dziewczyna w samym staniku. Z jej pępka wypijano tequile. Ostro, pomyślałam. Stałam tak i przyglądałam się ich zabawie.
- Następna? - Zapytał jakiś koleś.
Pokręciłam głową.
- No chooodź, nie daj się prosić - chwycił mnie za rękę.
- Nie dotykaj mnie! - Krzyknęłam.
- Puść ją - usłyszałam znajomy głos.
- Spieprzaj koleś! - Odburknął chłopak.
- Powiedziałem, żebyś ją zostawił. Ona teraz idzie ze mną.
- Nigdzie z tobą nie idzie!
Obróciłam się do Diega lecz w tym samym czasie powalił mięśniaka na ziemię. Chłopak wyglądał na dwa razy większego od Diega teraz zwijał się z bólu na podłodze.
- Diego, zostaw go już - pocałowałam go w skroń.
- Piłaś..
- To nie było pytanie - zachichotałam.
- Chodźmy.
Usłyszeliśmy poruszenie na tarasie. Zamarliśmy.
- Ładne miejsce, imprezka też niczego sobie, diabełku!
- Mo.. - Wyszeptał Diego.
Zmarszczyłam brwi.
Roześmiałam się. Jak można nazywać się Mo. Cały czas chichotałam.
- Czyli jeszcze mnie pamiętasz - roześmiał się przybysz. - Kope lat.
- Co ty tu robisz? - Wycharczał Diego.
- Stęskniłem się.

25 stycznia, 2014

rozdział pięćdziesiąty trzeci.

Usiadłam przed lustrem nakładając tusz i róż na policzki. Założyłam na siebie granatową sukienkę bez ramiączek, postanowiłam że obejdę się bez butów. Jestem w domu, pomyślałam.
Diego natomiast założył granatowe jeansy i zwykły, obcisły, czarny t-shirt. Idealnie podkreślał jego wyrzeźbione ciało.
Wzięłam go za rękę i wyszliśmy szczęśliwi z sypialni. Usłyszałam gwizdy na nasz widok. Lekko się zarumieniłam. Ciągnąc za sobą Diega zeszliśmy na dół.
Pełno młodych ludzi z czerwonymi kubkami w rękach obijało się po salonie. Jak w filmach, uśmiechnęłam się na tę myśl. Mnóstwo osób podrygiwało w rytm muzyki albo obściskiwało się w zacisznych miejscach.
- Idę poszukać Alice - krzyknęłam.
Kiwnął głową i lekko pocałował mnie w policzek.
- Tylko żeby nikt mi cię nie tknął - lekko klepnął mnie w pośladek.
Poczułam jak robię się czerwona.
- Pewnie. Jestem twoja.
Dziwne, pół godziny temu byłam zdolna do spakowania się i wyjścia stąd. Jak najdalej od tego domu, od Diega i Alice. Teraz jednak znowu powróciło szczęście. Posuwałam się powoli uważając żeby nikt mnie nie podeptał. Zauważyłam Alice na kanapie z trójką adoratorów.
- Hej Alice, mogę cię porwać?
- Cześć ślicznotko, możesz się do nas dosiąść, a nie porywać nam koleżankę.
Zmierzyłam go od stóp do głów krytycznym wzrokiem krzywiąc się przy tym odrobinkę, by wiedział gdzie jego miejsce. Tak właśnie, zaczął się kręcić jakby miał robaki w tyłku, udało mi się chłopczyka zawstydzić.
- Tak pewnie. Już idę - uśmiechnęła się Alice. - A od niej wara panowie. Ma... dość zaborczego chłopaka.
Uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Chcesz się czegoś napić?!
- Tak, fajnie by było.
- Wódka? Piwo? A może whisky?
- Może kilka kolejeczek wódki? - Zaproponowałam.
Oczy jej się zaświeciły. Chwyciła 0.7 z lodówki i mnie za rękę.
Wyszłyśmy na taras i skierowałyśmy się w stronę plaży.
- Mogę z tobą pogadać? Jak dziewczyna z dziewczyną? Wiesz... Ja nigdy nie... No ogólnie nie mam doświadczenia z chłopakami.
Uciekłam spojrzeniem w drugą stronę.
- Oh, kochana, pewnie, że możesz! - Roześmiała się. - Ja to się znam na facetach, sama mogłaś przed chwilą to zobaczyć.
Usiadłyśmy przy wodzie czując jak woda liże nasze stopy.
- Ty pierwsza - podała mi butelkę.
Pociągnęłam solidny łyk. Syknęłam. Alice się radośnie roześmiała.
Pociągnęła łyk odchylając z przyjemnością głowę.
- Pytaj - uśmiechnęła się.
Kolejny łyk.
- Wiesz... Testosteron i te sprawy, nie? On ma potrzeby, to znaczy ja też, ale ja nie wiem co i jak - zrobiłam spanikowaną minę.
- Spokojnie. Wszystkiego się dowiesz kiedy przyjdzie co do czego. Będziesz wiedziała co robić, obiecuję ci to - uśmiechnęła się pociągając łyk.
Podała mi butelkę. Wzięłam o wiele głębsze hausty aż się skrzywiłam. Chwilę się nie odzywałyśmy wpatrując się w niebo i popijając alkohol.
- Alice? - Zaczęłam zmęczona. - Łączyło cię coś kiedykolwiek z Diegiem?
- Dobrze się czujesz? Już ci ta wódeczka podbija do główki. To mój młodszy braciszek. Irytuje mnie bardzo często, ale mimo wszystko uwielbiam go za to jakim jest człowiekiem - uśmiechnęła się lekko.
Przemilczałam to. Leżałam z zamkniętymi oczami przyjemnie rozluźniona.
- Chyba go kocham - wyszeptałam.

24 stycznia, 2014

rozdział pięćdziesiąty drugi.

- Puść mnie kretynie!
Krzyczałam i biłam z całych sił, ale jedyne co słyszałam to wiwaty ludzi z tyłu. Nie chciałabym pamiętać tej chwili zażenowania.
- Nie miotaj się tak! - Odwrócił się szeroko się uśmiechając do publiki.
W końcu mnie wypuścił.
- Musimy pogadać - odparł stanowczo.
- Nie wydaje mi się - usiadłam na łóżku.
- Owszem, musimy.
Przewróciłam oczami.
- Już wszystko powiedziałeś. Słyszałam. Nic nie musisz dodawać ani się tłumaczyć. Rozumiem - uśmiechnęłam się.
- Zamknij się w końcu!
Zszokowana odrobinę się cofnęłam podkulając nogi.
Głęboko odetchnął.
Podszedł do łóżka klękając przed nim. Opuścił głowę.
- To nie tak miało zabrzmieć. Jesteś dla mnie najważniejsza.
Przewróciłam oczami.
- Ilu dziewczynom tak mówiłeś? Może Alice też była na tej liście?
- Za kogo ty mnie masz, księżniczko?
Odwróciłam wzrok.
- Nie wiem. Sama już nie wiem za kogo cię mam. Naprawdę uwielbiam cię, ale ja rozumiem, że teraz wziąłeś na siebie strasznie dużo. Kara i ten dom i ja...
- Czekaj chwile - wyszeptał.
Otworzył drzwi, od których odskoczyła garstka chłopaków.
- Wynocha, ale mi to już! Jak zaraz zejdę i nadal będziecie w tym domu to pożałujecie. Won!
Zamknął spokojnie drzwi.
- Więc, czasami odnoszę wrażenie, że wcale nie powinno mnie tu być. I to, że jestem problemem to odrobinę za dużo.
- Nie jesteś problemem! Gdybyś była to nie zabrałbym cię tu, tylko nadal bym cię odwiedzał w szpitalu. Naprawdę - chwycił mnie za dłonie. - Kocham cię i nie żałuję, że tu jesteśmy naprawdę!
- Nie mów tego - zaszlochałam.
- Będę to mówić bo to prawda! Kocham cię i będę o tym mówić.
Pokręciłam głową.
- Jeszcze jedno. Kim są ci Angel'owie?
Zesztywniał a oczy mu pociemniały.
- To nie rozmowa na teraz.
Uniosłam brew.
- Idziemy na imprezę?
Kiwnęłam głową ocierając łzy.
Weszłam do garderoby nadal roztrzęsiona. Diego objął mnie w pasie.
- Wszystko w porządku.
- Przepraszam. Ostatnio jestem rozstrojona...
Czule mnie pocałował, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. Jęknęłam z rozkoszy. Usłyszałam lekki śmiech Diega.
- Zamknij się idioto - wycedziłam w przerwie między pocałunkami.
Naprałam na jego wargi o wiele mocniej i pewniej niż dotychczas.
Lekko mnie podniósł a ja oplotłam nogami jego pas.
Czułam się jakbym latała. Nie, to złe porównanie. To tak jakbym była na haju. Czuję ekstazę i podniecenie. Wiem, że mnie ponosi, ale brnę w to dalej. Jego dłonie krążyły po moich plecach badając każdy skrawek mojej skóry.
- Przykro mi - wychrypiał. - Ale mieliśmy iść na imprezę poznać studentów.
- Niech się walą - wyszeptałam.
Roześmiał się.
- Nie, nie, nie młoda panno idziemy się bawić. Na wszystko jeszcze będzie czas.
Przewróciłam oczami.
Chwyciłam byle jaką sukienkę z wieszaka. Zrzuciłam z siebie ubrania i strój nie czując już żadnego skrępowania przed Diegiem. Powoli założyłam sukienkę.
- I jak? - Stanęłam jak modelka.
- Pięknie - oczy mu się zaświeciły.

23 stycznia, 2014

rozdział pięćdziesiąty pierwszy.

Czułam jak cały teren drży od głosu Diega.
- Co ona sobie do cholery myśli!
Muzyka ucichła.
- Ej ty, majcioszku! Zamknij się, bo przeszkadzasz!
Diego zaczął drżeć.
- Spokojnie - uścisnęłam jego rękę.
- Lecę dorwać Alice, poradzisz sobie? - Kiwnęłam głową. - Spotkamy się na górze.
I już go nie było. Jedynie widziałam jak grupki dziewczyn pociągnęły za nim wzrokiem, a on nawet nie zaszczycił ich spojrzeniem. Całkiem zadowolona skurczyłam się w sobie i ruszyłam przed siebie. Mnóstwo nieznajomych ludzi gapiło się na mnie jakbym była z kosmosu. Naciągnęłam mocniej koszulkę i pewniej ruszyłam przed siebie.
- No cześć maleńka, chcesz zobaczyć prawdziwego sokoła? - Usłyszałam za sobą pewny siebie głos.
Przystanęłam i pilnowałam się żeby nie zwymiotować na niego. Obróciłam się i powoli do niego podeszłam. Zadowolony z siebie mięśniak oczekiwał odpowiedzi. Nachyliłam się w stronę jego ucha:
- Chętnie, ale żeby wcześniej przez przypadek nie stracił skrzydełek - wykręciłam mu genitalia najmocniej jak potrafiłam.
Chłopak zapiszczał niczym mała dziewczynka. Uśmiechnęłam się triumfująco i odeszłam słysząc salwy uznania. Cały tłum śmiał się z ugiętego studenta. Biedaczek, pomyślałam.
Wkroczyłam do domu kierując się od razu na górę.
- Ty jesteś jakaś nierozgarnięta! Co tu się dzieje, chętnie bym cię zobaczył sprzątającą ten syf jutro, ale chcę żebyś jak najszybciej się stąd zabierała!
- I co poradzisz sobie z Angel'ami i Nat na karku?
Usłyszałam ironię w jej głosie.
- Alice, wiedziałem w co się pakuje, a to już twój najmniejszy problem.
- A twój? - Otworzyłam drzwi na oścież.
Diego opuścił zrezygnowany głowę.
- Nie o to mi chodziło...
- Zapytałam czy jestem problemem.
Rzucił Alice mordercze spojrzenie.
- Masz co chciałeś. Wybaczcie, ale ja idę się bawić - wyszła.
- Rozumiem - odparłam.
Obróciłam się na pięcie i wyszłam do łazienki zatrzaskując drzwi.
Uderzyłam pięścią w ścianę. Zaczęłam cicho płakać.
- Natalia, wpuść mnie - usłyszałam głos Diega.
- Wynoś się, idź się baw. Zaraz stąd wyjdę.
- Nie. Wpuść mnie. To mój dom i mogę tu wejść.
- To se wchodź.
Usłyszałam jak Diego odchodzi.
- Ej! Słuchać mnie wszyscy, kto chce wyważyć drzwi?
Chór głosów. Zachwyconych głosów.
- Nie! Nie! Nie!
- O tak! Tak! Tak! - odpowiedział uśmiechnięty Diego.
Usłyszałam huki. Pewnie walili w drzwi barkiem. Jak w tych wszystkich filmach.
- Ooo wiem! - Usłyszałam krzyk chłopaka. - W piwnicy mam siekierę.
Szeroko otworzyłam oczy.
- Dobra, dobra. Już stąd wychodzę - zrezygnowana odparłam odblokowując zamek.
Za drzwiami stał tłum ludzi. Poczułam jak zaczyna mi się kręcić w głowie.
- Przejście!
Podszedł do mnie Diego. Uniosłam brew zakładając ręce na piersi.
- Mówiłem ci, że ta mina na mnie nie działa - przerzucił sobie moim ciałem przez ramię i skierował się do sypialni.

22 stycznia, 2014

rozdział pięćdziesiąty.

Leżałam z zamkniętymi oczami czując oddech Diega na swoim karku.
- Nie opalisz się nic a nic w takiej pozycji.
Oparłam się na ramieniu unosząc brew.
- W porządku.
Odsunęłam się od niego kładąc się na plecach już całkowicie samotna. Usłyszałam jak Diego się przemieszcza.
- Po co tu przyszedłeś? - Uchyliłam oko.
- Bo jesteś moja, a nie tej plaży - zarzucił mi rękę na brzuch.
- Zostaw mnie bo się nie opale - odsunęłam się o kolejny kawałek.
Diego przeturlał się w moją stronę opierając się na dłoni.
- No hej - mrugnął do mnie.
Wybuchnęłam śmiechem.
- Uwielbiam cię!
Ponownie oparłam się o jego klatkę piersiową.
Zaczęłam nucić "It's gonna be me"  zamknęłam oczy delektując się tą chwilą. Poczułam jak Diego zaczął drżeć, podniosłam się ochraniając oczy przed Słońcem. Śmiał się.
- Zamknij się - zarumieniłam się.
- Nie, przepraszam. Pięknie śpiewasz - wybuchnął śmiechem.
- Diego? Wiesz te wszystkie wampiry i wilkołaki w książkach, no nie? - Nerwowo zaczęłam przesypywać piasek z ręki do ręki. - I tam jest zawsze jakaś siła wyższa, wiesz.. Próbują unieszkodliwić głównych bohaterów.. W tej bajce też ktoś taki jest?
Spojrzałam mu w oczy. Diego zesztywniał.
- Są tacy "ludzie". Ale nie mają za co nas unieszkodliwić ja już mam karę, skończę ją i wszystko już będzie w całkowitym porządku. Nie martw się - chwycił mnie za rękę i zostawił na niej pocałunek niczym dżentelmen.
- Wiem, że będzie w porządku, bo to ty załatwisz - uśmiechnęłam się.
- Alice pewnie przygotowuje dom na wieczór - Diego przejechał dłonią po włosach. - Jak ja już chcę żeby wróciła do LA.
Zachichotałam.
- Jesteś okropny.
- Tak sobie myślałem. Idziemy na jakieś studia? Alice pewnie puściła na facebook'u informacje o imprezie więc pewnie dużo studenciaków będzie więc kogoś możemy poznać. Co o tym sądzisz?
- Nie wiem czy nie zapomniałeś, ale ja niedawno skończyłam siedemnaście lat.
Uniósł brew.
- Według Pani dowodu powinna Pani mieć dwadzieścia jeden lat, czyżby fałszywka? Zaraz zadzwonię na 911 i się skończy - poważnie powiedział.
- A no tak.
- To jak?
- Idziemy na studia - lekko go pocałowałam.
Godzinami leżeliśmy na piasku całując się na zmianę z gadaniem o wszystkim i o niczym. Przez te parę dni naszej znajomości stał się dla mnie o wiele bliższy niż ktoś kiedykolwiek był. Nie dość, że był moim chłopakiem to także moim przyjacielem. Więź emocjonalna jest równie ważna jak fizyczna, a my mamy oby dwie strasznie silne.
Zadrżałam. Zrobiło się już dość chłodno, a Słońce już powoli chyliło się ku zachodowi.
- Wracamy? - Zapytał.
- Już chyba najwyższy czas i pora.
Powoli skierowaliśmy się w stronę domu. Robiło się ciemno, a przy ścieżce były małe światełka oświetlające drogę.
Spojrzałam pytająco na Diega. Wzruszył ramionami.
- To nie moja sprawka.
Z oddali słyszeliśmy muzykę dochodzącą z domu. Przy furtce stanęliśmy jak wryci.
Pełno ludzi bawiło się w najlepsze w ogrodzie i w środku domu.
- Alisson! - Krzyknął Diego.

20 stycznia, 2014

rozdział czterdziesty dziewiąty.

Obróciłam się na pięcie. Diego wpatrywał się we mnie święcącymi ze szczęścia oczami.
Nie wierze, że mi to powiedział. Nikt nigdy przedtem nie powiedział mi czegoś takiego. No prócz mamy i taty. A to chłopak... Mój chłopak. Powiedział to. Przypieczętował naszą znajomość.
- Dobra, pierwsza wejdę, ale najpierw tu chodź - rozłożyłam ręce.
Szeroko się uśmiechnęłam. Szybko wziął mnie w ramiona.
- Zemsta - wyszeptałam mu do ucha.
Przechyliłam się do tyłu i oby dwoje polecieliśmy do wody. Przyciągnął mnie do siebie nadal się śmiejąc.
- Tak chcesz się bawić?
Poczułam gilgotki na całym ciele.
- Przestań! Przestań! - Serdecznie śmiałam się na cały głos całkowicie szczęśliwa.
- Okey. A więc zemsta - uśmiechnął się triumfująco.
Poczułam jak mokry piasek spływa mi z głowy po plecach.
Zaczęłam krzyczeć.
- Jesteś kretynem!
Diego pokładał się ze śmiechu, a ja próbowałam wypłukać zawartość swoich włosów.
- Daj pomogę ci - zaofiarował się.
Nadal stałam nachylona nad wodą. Podniosłam się z rękami pełnymi piasku, którym wysmarowałam jego cały tors. Przy okazji się pewnie zarumieniłam.
- Do licha!
Nie mogłam uspokoić śmiechu.
- Taka mądra? Chodź tu - zaczęłam kręcić głową nadal krztusząc się ze śmiechu. - No chodź, kochanie.
Chwycił mnie w ciasny uścisk.
- O jak dobrze! Tak bardzo chciałem cię przytulić!
- Jesteś okropny! - Roześmiałam się. - Wychodzę stąd!
- Jeszcze nie - złapał mnie za dłoń.
Spojrzałam mu w oczy przepełnione miłością. Jego uczucia były widoczne niczym to Słońce nad nami.
Chwycił mnie za podbródek przyciągając mnie do siebie drugą ręką.
- Cieszę się, że nie wzięłaś do siebie tej całej historii o Aniołach. To teraz nasza historia...
Stanęłam na palcach zarzucając mu ręce na szyję i przywarłam do jego ust. Były lekko słonawe od wody. Ale to nic. Najważniejsze, że były prawdziwe. Promienie słoneczne grzały nas niemiłosiernie lecz żar pożądania, które w nas narastało był o wiele większy, ale też przyjemniejszy. Odsunęłam się od niego chyba w idealnym momencie.
- Muszę się coś opalić, idziemy na plażę?
Zadyszany i zarumieniony Diego kiwnął głową. Miał potargane włosy i resztki granitowego piasku na twarzy. Oczy mu się niemiłosiernie świeciły. Tak strasznie uroczo wyglądał. Aż dziwne, że jest prawdziwy. Nagle szeroko się uśmiechnął.
- Co jest? - Zapytałam.
Wziął mnie na ręce wybiegając na brzeg. Upadliśmy na rozgrzany piasek rozchichotani do granic możliwości.
- Diego? Dzięki tobie jestem szczęśliwa.

19 stycznia, 2014

rozdział czterdziesty ósmy.

Szliśmy za rękę. Diego cały czas dokuczał Alice. Czułam się odrobinę zbędna. Lepiej byłoby gdybym została w domu.
- Ziemia do Natalii!
- Co jest? - Oprzytomniałam.
- Lepiej się czujesz? - Zapytała Alice.
- Alisson! Idź może przed siebie! - Oburzył się Diego.
- W porządku, Diego. Tak, jest lepiej - uśmiechnęłam się.
- To dobrze. A co do ciebie nadopiekuńczy tatusiu to daj jej samej decydować, a nie cały czas ją chronisz przed wszystkim.
- Alice...
- Nie, nie ma Alice. Zachowujesz się jak stary dziad.
- Przeginasz - wyszeptał Diego.
- To ty przeginasz. Jak możesz jej nie dopuszczać do słowa. Szowinista pieprzony.
Diego w mgnieniu oka znalazł się przy Alice przygwożdżając ją do drzewa w ciasnym uścisku. Jednak to nie był przyjemny ucisk. Dusił ją. Ona jedynie na niego patrzyła.
- Co ty z siebie robisz.. - Wyszeptała.
Chwyciłam go za ramię.
- Diego, spokojnie...
Uścisk zelżał, ale po Alice nie było widać ani jednej oznaki bólu ani wcześniej ani teraz.
- Uważaj co mówisz - ostrzegł.
Alice jednym ruchem wyrwała się z uścisku chwytając Diega w taki sam sposób, w jaki on złapał ją minutę temu.
- Lepiej ty uważaj co robisz, w porządku? Jestem od ciebie troszeczkę silniejsza, kochasiu.
Puściła go i skierowała się bez słowa w stronę domu.
- Co z tobą? - Oprzytomniałam.
- Nic - pokręcił głową. - Przepraszam, że musiałaś to widzieć.
Po jego szyi biegły czerwone prawie sine pręgi po palcach Alice.
- Diego, twoja szyja..
- To nic. Idziemy dalej?
Kiwnęłam nadal zszokowana głową. Nie mogłam oderwać wzroku od śladów na jego szyi. To nie jest normalne, że nawet się nie skrzywił jak go chwyciła, w sumie ona też nie. Ale co ja tu mówię o normalności, to są Anioły!
- Przestań się tak na mnie patrzeć - roześmiał się Diego.
Parę razy zamrugałam.
- Sorki. Ale... Diego?
Popatrzył na mnie z ukosa.
- Też nic mnie nie będzie bolało? - Zaświeciły mi się oczy.
Serdecznie się roześmiał.
- Najprawdopodobniej. Ścigamy się? Kto przegra daje buziaka wygranemu i... Wchodzi pierwszy do wody.
Szeroko się uśmiechnęłam i biegiem ruszyłam przed siebie. Zerknęłam przez ramię, ale nikogo tam nie było. Nic a nic się nie zmęczyłam. Zero kolki i zadyszki.
- Oszust!
- Nie prawda - uśmiechnął się. - Czyżbyś przegrała?
Uniosłam brew, a on się pochylił.
- Czekaaam.
Przewróciłam oczami i cmoknęłam go w usta.
- Normalnie bym ci tego nie zaliczył, ale że oszukiwałem to może być. Wchodzisz pierwsza. Wyskakuj z ubrań i leć - wskazał na ocean.
Podeszłam do brzegu. Ściągnęłam koszulkę dyskretnie wciągając powietrze. Stałam tam tylko w tym figlarnym stroju i patrzyłam na Słońce próbując się opanować.
- No dawaj, dawaj - Diego skrzyżował ręce na piersi.
- Nienawidzę cię - pokazałam mu język.
- Też cię kocham.

18 stycznia, 2014

rozdział czterdziesty siódmy.

- Ale gdzie my idziemy? - zapytałam.
Pewnie jestem czerwona jak burak, pomyślałam.
- Na plaże. Jest piękna pogoda, idziemy się zabawić. Aaa i zapomniałam wam powiedzieć, robimy imprezę wieczorem.
Szeroko otworzyłam oczy, spojrzałam na Diega. Wzruszył ramionami.
- Idź stąd i daj nam spokój, Natalia dopiero wróciła ze szpitala, a ty chcesz ją męczyć.
- Ty się lepiej nie odzywaj. Hormony w tobie buzują i najchętniej cały dzień byś się obściskiwał. Nie masz głosu. Nat, co sądzisz?
- Brzmi fajnie. Tyle, że kto na tę imprezę przyjdzie?
- A czy to ważne? - Roześmiała się. - Dobra! Zbierać się i idziemy!
Alice wyszła.
Posłusznie wstałam i pociągnęłam za sobą Diega.
- Chodź i nie marudź.
- Dobra, dobra.
Weszliśmy do garderoby.
Diego od razu wyciągnął szorty.
- Emm, Diego? Ja nie mam stroju...
- Masz. Alice wszystko kupiła. W dolnej szufladzie powinnaś znaleźć - wskazał na szafę po drugiej stronie garderoby.
Zatkało mnie. Ja tego nie założę. Jak ja w tym będę wyglądać. Czarny i chyba o wiele za duży stanik i wycięte gatki. Opuściłam zrezygnowana głowę.
- Idę to przymierzyć - machnęłam strojem w stronę Diega.
- Leć - uśmiechnął się.
Oparłam się plecami o drzwi łazienki. Głęboko odetchnęłam.
Stanęłam przed lustrem już całkowicie ubrana, jeśli można to tak nazwać. Okazało się, że strój idealnie na mnie pasuje..
Zaokrągliłam się w pewnych miejscach czego nie zauważyłam przez to wychudzone ciało. Mimo wszystko to co ma być widoczne jest takie. Wróciłam do garderoby ubrana jedynie w strój ignorując zakłopotanie. Narzuciłam na siebie luźną koszulkę i czarne cichobiegi.
- Idziemy? - Zapytałam.
- Pewnie ślicznotko - przytulił mnie mocno do siebie. - Pamiętaj żeby się nie przejmować tymi komentarzami Alice, gada tak tylko żeby mi dopiec.
- Słyszę cię kretynie! - Dobiegł nas jej głos.
- Już idziemy nie musisz za nami łazić - Diego chwycił mnie za dłoń.
Alice wyglądała oszałamiająco. Wszystkie dziewczyny w szkole zazdrościły jej figury. Teraz już wiem dlaczego. Długie, szczupłe nogi. Płaski brzuch, a włosy miała związane w kucyka. Teraz jest jeszcze częściowo ubrana. Mam na myśli, że ma tylko krótkie spodenki i buty no i stanik od kostiumu. Co Diego robił ze mną, jeśli tyle czasu miał pod nosem taką laskę.
- Gotowi?
- Tak - odpowiedzieliśmy z Diegiem w tym samym czasie.
U w i e l b i a  j a k  w s z y s c  y  r o b i ą  t o  c o  m ó w i.   S z e f o w a   s i ę   z n a -  l a z ł a - usłyszałam jego głos.
Zachichotałam. Spojrzałam na niego, przewrócił oczami.
- Przestań mnie obgadywać w myślach. Nie wiem po co ja cie uczyłam tej sztuczki - oburzyła się Alice.
Wybuchłam śmiechem. Diego mnie puścił i zarzucił jej rękę na ramię.
- Nie denerwuj się... Terrorystko.
- Zamknij się w końcu!
Niczym rodzeństwo, pomyślałam.

17 stycznia, 2014

rozdział czterdziesty szósty.

Byłyśmy tak pogrążone w zajmującej rozmowie, w sumie o wszystkim i o niczym, że nie usłyszałyśmy jak Diego wchodzi do pokoju.
- Witam plotkary - uśmiechnął się.
Szeroko się uśmiechnęłam. Niósł ze sobą tacę ze świeżymi omletami i sokiem pomarańczowym. Jak słodko, pomyślałam. Położył się tuż obok mnie opierając głowę o mój bok.
- Dziękuję.
- Ej, a śniadanie dla mnie? - Oburzyła się Alice.
- Masz ręce to idź i sobie zrób - roześmiał się Diego.
- A Nat ma tu jakieś specjalne przywileje?
- Tak właśnie - uśmiechnął się.
Lekko się zarumieniłam.
- Spokojnie, nie zjem wszystkiego. Leć po widelec to się podzielimy - uśmiechnęłam się.
- Nie, luzik. Pójdę i sobie zrobię swoje. Dam wam chwilę prywatności.
Wychodząc pokazała język w stronę Diega.
- Jesteś okropny. Jej też trzeba było zrobić..
- Nie marudź tylko jedz - przewrócił oczami.
Wzięłam pierwszy kęs i tak jak wczoraj zabrakło mi słów, by opisać tę potrawę.
Omlet był idealny. Lekki. Rozpływał się w ustach.
- Jak się nauczyłeś tak gotować? - Szeroko otworzyłam oczy.
Uciekł wzrokiem.
- Mama mnie uczyła. Uważała, że w domu powinien gotować mężczyzna, a przynajmniej powinien umieć to robić.
- I miała racje. Tak samo jak wspaniałego syna.
Zmierzwiłam mu włosy, a on odpowiedział mi krzywym uśmiechem.
Zaczęłam grzebać widelcem w końcówce śniadania. Spojrzałam na niego kątem oka, miał zamknięte oczy.
- Diego?
- Hmm?
- Od czego to zależy? To jest w genach czy tak po prostu się pojawia? Ja też będę Aniołem Śmierci?
- To jest trudniejsze niż myślisz. Bo.. Bo Alice jest Aniołem Śmierci, ale troszeczkę innym, ona pilnuje ofiary do momentu pojawienia się właściwego Anioła. W tym przypadku to byłem ja. A ofiarą byłaś ty. Miałaś zginąć, ale od pierwszego spotkania zawładnęłaś moim sercem i nie mogłem na to pozwolić. Zdziwiłem się, że zawsze wiedziałaś czemu znikam i słyszałaś mnie. I jeszcze te sny... Doszedłem do wniosku, że jesteś ofiarą, ale także Aniołem. To dość niespotykane - odwrócił wzrok. - Nie wiem od czego zależy, że nim się stajesz. Może dlatego, że twoje dotychczasowe życie było do chrzanu? Nie mam pojęcia.
- Czyli usiłujesz mi powiedzieć, że naruszyłeś może jakiś regulamin, że mnie nawróciłeś?
Kiwnął głową.
- Teraz pokutuje. Ale cieszę się z tego.
- Jak to "pokutujesz"?
- Mam zakaz nawracania na jakiś czas - uśmiechnął się.
Zmarszczyłam brwi.
- Zjadłaś?
- Tak, dziękuję. Lecę się ubrać, w porządku?
- Okey będę tu czekać.
Zerwałam się z łóżka. I wkroczyłam do garderoby.
Przerzucałam mnóstwo wyciętych bluzek aż w końcu znalazłam najzwyklejszy top na ramiączkach. Znalazłam krótkie spodenki i włożyłam tenisówki na stopy.
Przeszłam przez pokój. Diego leżał z zamkniętymi oczami.
Umyłam zęby i rozczesałam króciutkie włosy.
- Jak mogłam tak zniszczyć swoje piękne włoski - jęknęłam.
Wróciłam i rzuciłam się na łóżko, kładąc się tuż obok Diega.
- Hej! - Roześmiał się.
Szczęśliwa go pocałowałam.
Fajerwerki wystrzeliły nad nami. Już dawno tego nie czułam. Jego usta były najwspanialszymi ustami jakie kiedykolwiek dotykałam.
- Dobra, dobra. Koniec tych amorów! - Do pokoju wkroczyła Alice.
Oderwaliśmy się od siebie ciężko dysząc.
- Wynoś się stąd! - Diego rzucił w nią poduszką.
- Nie! Wstawać i idziemy. Ruchy gołąbeczki - roześmiała się.

16 stycznia, 2014

rozdział czterdziesty piąty.

Byliśmy na plaży. Tylko ja i Diego. Szliśmy brzegiem morza już całkowicie spokojni i szczęśliwi. Wszystko się ułożyło tak jak to powiedział wczoraj wieczorem.
- Chcę żeby było już tak zawsze - wyszeptałam.
- Będzie - czule mnie pocałował.
Odsunęłam się od niego i kopnęłam wodę tak by został cały mokry. Zaczęłam uciekać. 
Usłyszałam jego śmiech.
- Jak cię zaraz dorwę, to nie zostanie na tobie suchej nitki! - Rzucił się do biegu.
Szczęśliwa dalej uciekałam. Słyszałam, że jest tuż za mną. Stanęłam próbując wyrównać oddech
- Dobra ko.. - odwróciłam się. - Diego?
Nikogo tam nie było. Zero Diega. Nikogo.
- Diego?! Serio teraz musiałeś zniknąć?!
Poczułam szarpnięcie.
- Natalia! Obudź się!
Poderwałam się z krzykiem. Podkuliłam nogi. Zaczęłam szlochać.
- To tylko sen.. - Wyszeptał Diego przytulając mnie.
Spojrzałam mu w twarz.
- Kiedy to się skończy? - Jęknęłam.
- Nie wiem, u każdego jest inaczej...
Zmieszany odwrócił wzrok.
Osunęłam się ponownie na łóżko przykrywając głowę kołdrą.
- Mam dooość!
Usłyszałam stłumiony głos Diega: 
- Chcesz śniadanie? 
- Tak - burknęłam.
Ściągnął mi z głowy okrycie. 
- Do łóżka?
- Tak - powtórzyłam zakrywając twarz.
- To zaraz wracam - pocałował mnie w policzek.
Ponownie się przykryłam. 
Ja tego nie chce. Dlaczego akurat na mnie musiał spaść taki los. Te koszmary są tak realistyczne. Zaszlochałam. 
Otarłam szybko łzy.
- Dam radę i przejdę przez to. Diego mi pomoże - szepnęłam.
Leżałam wpatrując się w sufit. Jakoś to będzie, pomyślałam. Usłyszałam kroki na schodach. Usiadłam na łóżku. 
Drzwi się uchyliły, a do środka zajrzała Alice.
- Cześć, Śpiąca Królewno! Gotowa na nowy dzień?
Pokręciłam przecząco głową. 
- Chcesz zobaczyć co dla ciebie mam?
Wzruszyłam ramionami.
Wyciągnęła białą kopertę, a z niej wyjęła, nic innego jak dowód i prawo jazdy.
Szeroko otworzyłam oczy. 
- Co jest?
- Mamusia cie pewnie szuka więc potrzebujesz nowych dokumentów. Więc masz na imię Natalia Blanco. Masz długie blond włosy. W sumie fajnie, że ścięłaś swoje. I dodatkowo ślicznie wyglądasz - uśmiechnęła się. - A i najważniejsze, masz dwadzieścia jeden lat. Nikt się nie zorientuje, że to fałszywki, a mama cię nie namierzy. Diego chyba już wam kupił nowe telefony, więc zaczynasz wszystko od początku. 
Podała mi dokument. Na zdjęciu spojrzała na mnie moja twarz tyle, że była to blondynka. Idealna fałszywka, a plan jest obiecujący.  
Uśmiechnęłam się. 
- Nowy dzień, nowe życie, nie?
- Dokładnie - uśmiechnęła się. 

15 stycznia, 2014

rozdział czterdziesty czwarty.

Poczułam jak łza spływa mi po policzku.
- Natalia..
Diego wyciągnął dłoń by ją otrzeć. Pokręciłam głową i wyszłam.
Szłam przed siebie, potykając się o wystające korzenie i kamienie. Obraz rozmazywał mi się przed oczami. Czułam jak co raz większe krople toczą się po moim policzku. Doszłam do huśtawki. Nie mogę na nią patrzeć. Nienawidzę tego wszystkiego. Mam dość. Miało być tak pięknie.
Jestem wyrozumiała, potrafię wiele rzeczy zrozumieć, wyjaśnić. Ale teraz za dużo spadło mi na głowę. Stojąc na skraju lasu odchyliłam głowę i zaczęłam krzyczeć. Nie wiem ile czasu tak sterczałam drąc się wniebogłosy , w końcu zaczęło boleć mnie gardło. Opadłam na piasek wpatrując się w zachodzące Słońce. Temu to dobrze, pomyślałam. Tu robi się zimno, a kontrolę przejmuje ciemność, więc ono delikatnie się wycofuję na drugą stronę, tam gdzie jest potrzebne.
Siedziałam już dobre kilka godzin, patrząc jak fala przypływa i odpływa. Usłyszałam z tyłu kroki. Koło mnie usiadła Alice.
- Hej.
Nie odezwałam się.
- Ja rozumiem, wszystko rozumiem naprawdę. To jest ogromny szok, ale on powiedział ci prawdę, a to już wyczyn. Bo on się tego wstydzi, Diego też chciałby być normalny. Nie chciał tego tak samo jak ty. Nikomu o tym nie powiedział. Prócz ciebie. Zastanów się nad tym. Jesteś dla niego wyjątkowa.
Poczułam jak znowu po twarzy spływają mi łzy.
- Nie rozumiesz. Zabiłam się, a on mnie uratował. Jest mi ciężko. Byłam w psychiatryku i nagle zachciało mi się uciekać z zupełnie obcym  chłopakiem, który okazuje się Aniołem Śmierci. Zostawiłam wszystko, mamę, szkołę i... I tatę. Ja jestem wyjątkowa i nikomu o tym nie powiedział, to skąd ty o tym wiesz, hmm?
Chwilę przyglądała mi się w całkowitym milczeniu. Poczułam się niezręcznie. Spojrzałam na nią kątem oka, ale ona była wpatrzona w przestrzeń. Myślała. Po chwili zapytała:
- Powiedział ci o dziewczynie ze snów, nieprawdaż?
Kiwnęłam głową.
- Ja byłam tą dziewczyną.
- Zajebiście!
Wstałam i zaczęłam kopać w piasek. Znowu zaczęłam krzyczeć. Z bezsilności jaka mnie dopadła położyłam się na piasku wpatrując się w małe kamyczki. Po co mi to? Za mało miałam dotychczas problemów? Już jak myślałam, że wszystko się ułoży, znowu się zepsuło. Wszystko jest do bani. Wiedziałam, że Alice już tam nie ma. Nie miałam po co tam wracać. Podeszłam do wody czując jak chłodna woda dotyka moich stóp. Parę kroków i już mogłoby mnie tu nie być, a żaden Anioł Śmierci nie dałby rady mnie nawrócić. Nie! Nie poddam się, pomyślałam. Wzięłam głęboki oddech.
- Czas wracać - wyszeptałam już całkowicie opanowana.
Drzwi tarasowe nadal były otwarte. Zamknęłam oczy by zebrać dodatkowe zapasy opanowania. Wkroczyłam po schodkach.
Na dole było kompletnie ciemno. Zapaliłam małą lampkę i podeszłam do lodówki. Wyciągnęłam sok pomarańczowy. Po chwili namysłu jednak go odłożyłam na miejsce myśląc, że się porzygam jak cokolwiek wezmę do ust. Nie ma innej opcji, pomyślałam, muszę tam iść. Weszłam na górę. Alice była już w jednym z pokoi gościnnych. Skierowałam się do sypialni. Cicho otworzyłam drzwi. Diego leżał wpatrując się w sufit. Położyłam się obok niego opierając się o jego klatkę piersiową kreśląc kółka palcem wskazującym. Nie poruszył się ani o milimetr, nadal trzymał ręce za głową.
- Przepraszam - wyszeptałam.
Przytulił mnie do siebie i pocałował w głowę.
- Wszystko się ułoży - powiedział równie cicho.
Mocniej się w niego wtuliłam czując jak odpływa ze mnie cały ból, strach i bezsilność. Czułam się bezpieczna i w stu procentach na właściwym miejscu.
- Śpij księżniczko...

14 stycznia, 2014

rozdział czterdziesty trzeci.

Wpatrywał się we mnie w całkowitym milczeniu.
- Jak dokończę. Usiądziemy do jedzenia, będziesz pytać.
Usiadłam przy stole gdzie już były naszykowane talerze i sztućce. Coś się zmieniło. Diego był cichy, może zakłopotany? Przygaszony?
Odwrócił się i zaczął nakładać na talerze jakieś warzywa? Dziwnie to wyglądało.
- Co to jest? - Zapytałam.
- Paella i chuleta de cerdo - odpowiedział idealnym hiszpańskim, zero akcentu.
Uniosłam brew.
- Warzywa z ryżem i szafranem plus kotlety, może być? - Roześmiał się.
- Chyba tak.
Podniosłam widelec. Boże, to było przepyszne. Rozpływało się w ustach. Cholera jasna, jakie to ostre!
- O boże! - Rzuciłam się w stronę zlewu, łapczywie pijąc wodę.
Usłyszałam śmiech Diega.
- Okey, nie lubisz ostrych potraw, zapisuję.
Wracając do stołu wbiłam mu palec w bok, a on jeszcze bardziej zaczął się śmiać.
- Koniec - powiedziałam.
Podniósł ręce w obronnym geście.
- A więc - zaczęłam. - Co planujesz? Moja mama już pewnie wie, że uciekłam z tobą. Chris nas widział...
- On nic nie powie.
Uniosłam brew lecz on był wpatrzony w swój talerz.
- Okey, ale moja mama pewnie zauważyła, że mnie tam nie ma. Pewnie szuka mnie już policja..
- To już załatwione. Jak przyjedzie Alice wszystko ci dam.
- Dobra, dalej.. O co chodzi z moimi snami, dlaczego jakaś cześć z nich przechodzi do rzeczywistości? Dlaczego widziałam cię gdy umierałam?
Diego wypuścił głośno powietrze.
- Tylko nie panikuj..
Kiwnęłam głową.
- Gdy umarłaś. Kazałem ci wracać, bo... Bo ja...
- Bo ty...?
Spojrzał mi w oczy.
- Bo decyduje kto gdzie idzie po śmierci.
Szeroko otworzyłam oczy.
- Jaja sobie robisz?
Pokręcił głową.
- Widzisz.. Jak miałem siedemnaście lat śniły mi się koszmary.. Bardzo realistyczne, a potem jakaś ich część przechodziła do życia realnego. Długo nie rozumiałem co się dzieje, póki nie pojawiła się w nich dziewczyna. Potem ją spotkałem w szkole. Nie wiedziałem o co chodzi, a ona jedynie do mnie mrugnęła.
- Kiedy to było?
Odwrócił wzrok.
- Cztery lata temu.
- Czyli kłamałeś, że masz siedemnaście lat, a w rzeczywistości masz dwadzieścia jeden? Tylko po co?
- Nie kłamałem - wyszeptał. - Od czterech lat się nie starzeję. To znaczy może i się starzeję, ale o wiele wolniej niż ludzie. W gruncie rzeczy mam dwadzieścia jeden lat, ale od czterech nadal wyglądam jak siedemnastolatek.
Pokręciłam głową.
- To się nie dzieje naprawdę.. Kim ty jesteś? Przecież musisz być człowiekiem. Jesteś ciepły, nie łakniesz krwi ani nie boisz się srebra. Czyli wampir i wilkołak odpada.
Gorzko się roześmiał.
- Jestem czymś w rodzaju Anioła Śmierci.. - Wyszeptał.
Cofnęłam się. Samael, wyroki śmierci, uwodziciel, duch zniszczenia... Jestem kretynką, pomyślałam, przyjechałam tu z zupełnie obcym człowiekiem, to znaczy aniołem jeśli nie demonem. Jak mogłam. Jesteśmy na obrzeżach San Francisco, to jest totalne odludzie..
Diego do mnie podszedł. Zamknęłam oczy.
- Zostaw mnie - wyszeptałam.

A więc doczekałyście się wyjaśnień. Szczęśliwe czy rozczarowane? Długo się nad tym męczyłam, ale w końcu jest.
Zaczęłam się zastanawiać czy nadal kontynuować to opowiadanie. Nie wiem czy nadal pisać o losach Natalii i Diega. Dajcie znać o waszych opiniach.
Pozdrawiam ; *

13 stycznia, 2014

rozdział czterdziesty drugi.

Osunęłam się na podłogę po drzwiach łazienki, które właśnie zamknęłam. Złapałam się za głowę. Co teraz będzie? Teraz jest wspaniale, ale co będzie za parę dni, tygodni? A co z mamą, Chris'em na pewno zgłosili już moje zaginięcie. I to, że widziano mnie z Diegiem. Nasze zdjęcia pewnie są w telewizji i gazetach! Jak nas znajdą to przecież zgnijemy na komisariacie, bo nie zamkną nas, prawda? Mamy tylko siedemnaście lat..
- Spokojnie.. Diego na pewno ma jakiś plan. Na pewno. Musi mieć.
Powoli ściągnęłam z siebie mokre ubrania i stanęłam przed lustrem. Spojrzały na mnie wielkie, zmęczone oczy na wychudzonej twarzy. Łopatki odstawały. Muszę trochę nabrać ciała, pomyślałam. Włosy w posklejanych przez wodę stronkach, sięgały mi tuż pod piersiami. 
- Nie, nie, nie. Coś trzeba z tym zrobić.
Uchyliłam drzwi.
- Diego?! Są w tej łazience jakieś porządne nożyczki?! - Krzyknęłam.
- Chcesz się zabić?! - Usłyszałam jego głos z dołu. 
Przewróciłam oczami.
- Nie! Uspokój się!
- Tylko pytam! A nożyczki powinny być pod umywalką! 
Zamknęłam drzwi na klucz. Obróciłam się i zdałam sobie sprawę, że dziesięć minut byłam tak skupiona na sobie, że nie zauważyłam piękna tej łazienki. Cała była w kafelkach. Już nie mówię o jej wielkości, bo była ogromna. Lustro było do połowy ściany. Po drugiej stronie był ogromny prysznic. Cała drużyna football'u zmieściłaby się w tej kabinie. Po prawej znajdowała się przestronna wanna. Obok stała szafa. Podeszłam by ją otworzyć. No tak.. Ręczniki, mnóstwo  d r o g i c h kosmetyków. Różowe i czarne maszynki, roześmiałam się na ten widok. Chwyciłam szybko jedną z nich, szampon, balsam, żel pod prysznic i mięciutki ręcznik.
Odkręciłam letnią wodę. Zaczęła powoli po mnie spływać. Jęknęłam z rozkoszy.
- Dobra, czas się za siebie wziąć - spojrzałam na klamoty, które tu wniosłam.
Przetarłam lustro ręką by zobaczyć swoją twarz. Lepiej, lepiej. Twarz miałam zarumienioną od nagrzanej wody. Wyciągnęłam nożyczki i jednym ruchem ścięłam je do obojczyków. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Może potrzebuję zmiany? Wysmarowałam się balsamem i umyłam zęby.
Już niemal gotowa przeszłam do sypialni. Usiadłam przy toaletce. Każde z perfum powąchałam i co dziwne wszystkie przypadły mi do gustu. Wzięłam pierwsze lepsze i spsikałam ciało i nadgarstki. Na szafce znalazłam jakiś tusz. Nie mam pojęcia co to za marka. Szybko pociągnęłam nim rzęsy, a na usta nałożyłam najzwyklejszą pomadkę. 
Na szczycie schodów wzięłam głęboki wdech. Nie wypuszczę tego powietrza do momentu zejścia na dół. 
Raz. Dwa. Trzy. A jak mu nie przypadnę do gustu? Jestem za chuda, a włosy to jakaś masakra. Nie podobają mi się.
Stanęłam za stołem barowym. W całej kuchni unosił się piękny zapach. 
- Zaraz będzie gotowe - odwrócił się.
Szeroko otworzył oczy, a ja poczułam jak ucieka ze mnie powietrze.
- Czemu ścięłaś wło... 
- Musimy pogadać - założyłam ręce na piersi. 

12 stycznia, 2014

rozdział czterdziesty pierwszy.

Powoli skierowałam się do środka. Diego zdążył otworzyć drzwi tarasowe przez które wiatr wywiewał zasłonę. Nadal się trzęsłam, ale w tej samej chwili stanęłam jak wryta.
- O mój boże.. - Wyszeptałam.
Wewnątrz było jeszcze lepiej niż  z zewnątrz. Salon był połączony z kuchnią, pomieszczenia zostały oddzielone jedynie wysokim stołem barowym. W kuchni przeważał w niej kolor czekoladowy, mrocznie ale w sumie tez romantycznie. Przy zlewie było ogromne okno z widokiem na podjazd. Niby nie zbyt piękny widok, ale tutaj wszystko jest piękne. Tuż obok kuchni znajdowały się drzwi wejściowe. Na każdej z kremowych ścian wisiał jakiś obraz. Jeden z nich był o wiele większy od pozostałych, zajmował praktycznie całą ścianę. Na nim wymalowany został ogromny kwiat w donicy. Kolory były dość dziwne jak na taki obraz bo pastelowe, ale pasował tu. Prócz tego ogromnego, namalowanego kwiata były różne rośliny i kwiaty. Na każdym kroku znajdowało się coś zielonego.
Meble z ciemnego drewna kontrastowały z  jaśniejszą podłogą. Na ścianie w centrum był ogromny telewizor, a pod nim imponująca kolekcja płyt CD i DVD. Między czekoladowym kompletem wypoczynkowym, a telewizorem dojrzałam niski stolik. Pięknie tu, pomyślałam. Dreszcze już mi przeszły.
Usiadłam przy stole w kuchni, na którym leżał mój tomik. Otworzyłam na chybił-trafił.

Lubię tę ciemne godziny w mym bycie,
gdy zmysły toną w głębinie bezwolne;
jak w starych listach, widzę w nich ukryte
codzienne życie, już dawno minione
i jak legenda dalekie, prześnione. 

Dziwne, że zawsze trafiam idealnie. Rozdział pod tytułem: LA, zakończony. Teraz się rozpoczyna bajka pod tytułem: Natalia i Diego w San Francisco. 
Roześmiałam się na tę myśl. 
- Co cię tak śmieszy w tym stole? Może rzeczywiście powinnaś zostać w tym szpitalu. 
Podskoczyłam na dźwięk uradowanego głosu Diega. Obróciłam się w jego stronę szykując ciętą ripostę i niemal nie spadłam z krzesełka na jego widok. Doszłam do wniosku, że pod moją nie obecność, mój kochany chłopak poszedł się odświeżyć iż stał przede mną w samych czarnych spodniach, a w ręce nadal trzymał ręcznik. 
- Natalia, wszystko w porządku? - Zmarszczył brwi.
Szybko odwróciłam wzrok czując jak się czerwienię. Jaka ja jestem głupia, dlaczego tyle czasu się na niego patrzyłam?! Mam nadzieję, że się nie śliniłam, pomyślałam. Przygryzłam wargę. 
- Nie, w porządku. To znaczy tak - uśmiechnęłam się nadal uciekając wzrokiem.
Usłyszałam jego piękny śmiech.
- To może ja pójdę na górę się ubrać, a ty w tym czasie idź się odświeżyć już w normalnej łazience - uśmiechnął się lekko przechylając głowę. - Ale z tego co widzę, to już się z tym uporałaś. Natalia, czemu ty u licha jesteś cała mokra?
- Ah, no bo ja... Poniosło mnie odrobinkę i zaliczyłam małą kąpiel w morzu, ale skorzystam z "normalnej" łazienki - uśmiechnęłam się. - Zapomniałabym. Ten dom. Ten teren. Jest wspaniale.  
Wziął mnie w ramiona. Czułam jego napięte ramiona. Ciało to on ma, pomyślałam.
- Jeszcze nie, ale będzie. 
Uśmiechnęłam się.
- Chodź ze mną na chwilę - owinął mnie swoim ręcznikiem, który był przesiąknięty jego zapachem. 
Weszliśmy na górę trzymając się za ręce.  
- Tu jest łazienka - wskazał drzwi po prawej. Skierował się na lewo. - Tu są pokoje gościnne. 
Zajrzałam do środka i aż mnie zatkało. Wszystko idealne. Wielkie łóżka przy ogromnym oknie, a na ścianie na przeciwko niego telewizor. Każdy kolejny wyglądał tak samo. Jedynie różniły się kolorami kap na łóżku. W każdym z pokoi było coś zielonego. Wróciłam do Diega. Skierowaliśmy się wzdłuż korytarza.
- A tu.. - Otworzył białe drzwi na jego końcu. - A tu jest sypialnia. Oczywiście jak będziesz się czuła skrępowana. Wiesz dzieleniem łóżka, to mogę sypiać w jednym z pokoi gościnnych - uśmiechnął się.
- Nie, w porządku - lekko się zarumieniłam. 
Przekroczyłam próg. Na środku stało wielkie łóżko z baldachimem, a po jego obu stronach stały stoliki nocne. Jak w małżeństwie, pomyślałam. Na przeciwko łóżka stała toaletka obładowana przeróżnymi flakonikami perfum, a na szafeczce leżały kosmetyki, których nigdy wcześniej nie używałam. 
- Alice nie wiedziała jakie lubisz perfumy, ani jakich kosmetyków używasz, więc kupiła chyba wszystko co można było kupić - roześmiał się nadal stojąc w progu. Stał tam lekko oparty o framugę drzwi jakby go nic nie przerażało, nie obchodziło. 
Zatkało mnie.
- O mój boże..
- Jeszcze tego nie mów - podszedł do drzwi, których wcześniej nie zauważyłam. - Podejdź. 
Otworzył je na całą szerokość wykonując gest ręką jak jakiś hotelowy lokaj.
- A to jest garderoba.
Po jednej stronie ściany, były szafy Diega, a po drugiej moje. Po środku stała ogromna kanapa. Coś szuję, że skończy marnie, pod kupą rzeczy, którą tam rzucę w przyszłości. 
- Ooo, lepiej umów sprzątaczkę.
Szczęśliwy wybuchł śmiechem. 
- To już załatwione. A tak w ogóle to za godzinę przyjedzie Alice, w porządku?
Kiwnęłam głową nadal wpatrzona w to piękne wnętrze.
Szybko do mnie podszedł i czule mnie pocałował. 
- A teraz wybieraj ciuchy i leć się myć, a ja przygotuję coś do jedzenia i naszykuję jakiś film, okey?
- Super.
Wyszedł, a ja wzięłam głęboki oddech zamykając oczy. Po chwili je otworzyłam. Rozejrzałam się. Znowu je zamknęłam. Uszczypnęłam się.
- Au!
Otworzyłam oczy. 
- Nie, to nie sen.

10 stycznia, 2014

rozdział czterdziesty.

Przede mną stał najpiękniejszy dom jak kiedykolwiek widziałam. Zbudowany z drewnianych desek idealnie komponował się z leśnym otoczeniem. Czułam, że niedaleko stąd jest ocean. Uwielbiam wodę. Można się w niej zatracić. Otula cię niczym kokon i nie chce wypuścić póki sama się nie wybijesz. Z życiem jest podobnie. Idziesz na dno i to ty musisz się odbić od niego by wypłynąć na powierzchnię.
Dokoła biegła weranda, a na piętrze był mały balkonik. Okna były duże, przestronne z ciemnego drewna. W nich było widać lekkie zasłonki. Podeszłam bliżej dotykając poręczy schodków, bojąc się, że to zaraz zniknie. Jest idealnie, pomyślałam. Poczułam jak łza spływa mi po twarzy. Szybko ją otarłam.
Poczułam jak Diego oplata mnie ramionami.
- I jak, podoba się?
Odchyliłam głowę by na niego spojrzeć.
- Jest idealnie - wyszeptałam.
I nie myślałam tu tylko o miejscu, domku, ale i o nowym życiu. Będzie dobrze, już to wiem.
Uradowany lekko mnie pocałował.
- Chcesz zobaczyć jak jest w środku?
Kiwnęłam głową nadal oszołomiona widokiem domu.
- Ale... Najpierw idę na ogród - uśmiechnęłam się.
- Okey, to ja czekam w środku. Trafisz, nie?
- Jak coś to będę wołać.
Roześmiany skierował się po schodkach do domu, a ja w stronę drugiej strony posesji. Stanęłam jak wryta. Pierwsze co rzucało się w oczy to basen ze skocznią i mini wodospadem, czułam jak oczy mi się świeciły.Zaczęłam się zachwycona obracać aż zauważyłam ogromny taras z grillem i leżakami, cały był zabudowany na wypadek deszczu. Za furtką był las, w sumie to nic dziwnego bo dom stał w jego środku więc to nic dziwnego, że za nią była ściana drzew. Zauważyłam cienką ścieżkę. Poszłam w jej stronę. Musiałam odgarniać gałęzie by nie dostać w twarz. Słyszałam śpiew ptaków, a dłońmi muskałam liści roślin. Chyba nigdy nie byłam tak blisko natury.
Przede mną pojawiła się polanka. Praktycznie pusta. Nie licząc huśtawki. Tak właśnie. Była tylko huśtawka.
- Diego? Co w środku lasu robi huśtawka?
Z a w s z e  c h o d z i ł a ś  n a  p l a c y k,  n a  h u ś t a w k ę.  C h c i a ł e m  ż e b y  j a k a ś  c z ę ś ć  L A  p r z y j e c h a ł a  t u  z  t o b ą...
- Dziękuję ci - zaszlochałam.
I d ź  p r z e d  s i e b i e,  n i e  z a t r z y m u j  s i ę  t u t a j.  I d ź,  a l e s z y- b k o  w r a c a j. 
Zrobiłam jak kazał, nadal musiałam się przedzierać aż w końcu dotarłam tam gdzie mnie skierował. Stałam na skraju lasu jedynie krok dzielił mnie od wejścia na piaszczystą plażę. Prywatną plażę z tego co widziałam. Trzysta metrów ode mnie była wolność. Ocean Spokojny. Diego, jesteś wspaniały, pomyślałam.
Pobiegłam w stronę wody, po drodze gubiąc buty. Stanęłam na brzegu odchylając głowę do tyłu. Poczułam pierwsze liźnięcia wody. Pobiegłam dalej czując jak zimna woda ochładza moje ciało, a stopy zatapiają się w piasek. Położyłam się na plecach czując jak woda mnie unosi. Mam pełną kontrolę. Kontrolę nad wszystkim.
Wracając tą samą drogą, czułam jak dreszcze przechodzą po całym moim ciele, gdy tylko zawiał lekki wiaterek. Stanęłam przed furtką. Wzięłam głęboki oddech.
- Zaczynamy nowe życie - wyszeptałam. - Lepsze życie.
Z uśmiechem wkroczyłam na teren nowego domu.

Uprzedzam i od razu przepraszam. Od jutra może wyjść jakieś opóźnienie z dodawaniem postów. Ogromnie przepraszam, ale zabrakło weny. Nadrobię sobie rozdziałów na zapas i myślę, że już w niedzielę wieczorem wrócę. Jeszcze raz przepraszam i dziękuję, że nadal tu wchodzicie.

09 stycznia, 2014

rozdział trzydziesty dziewiąty.

- Czemu jesteśmy na ulicy? - Szeroko otworzyłam oczy.
- Zaczęłaś się trząść jakby coś ci się działo. Nie wiem, może masz padaczkę lub coś takiego. Więc wyniosłem cię na świeże powietrze żebyś się trochę uspokoiła. Boże, jak dobrze, że nic ci nie jest.
- Co się stało? - Zapytałam.
- Zasnęłaś i nagle dostałaś drgawek, nawet nie wiem co to mogło być. Przestraszyłem się. Krzyczałem do ciebie, ale nie reagowałaś. Nie docierało do ciebie co mówiłem. Gdy zatrzymałem samochód uniosłem twoje powieki, a oczy ci wirowały. Wyciągnąłem cię z pojazdu i próbowałem cucić. Myślałem, że cię straciłem...
- Spałam? - wyszeptałam.
Wstałam i odeszłam parę kroków od samochodu trzymając się za głowę. 
Ja serio jestem chora psychicznie, to nie jest normalne. Poczułam coś mokrego. Podniosłam dłoń przed oczy. Krew. Tę rękę wyciągnęłam we śnie, pomyślałam. Osunęłam się na ziemię cicho szlochając. 
- Co się ze mną dzieje?!
Poczułam dłoń na plecach. 
- Nat, chodź do samochodu. Jedziemy dalej - zarządził już spokojny Diego. 
- Nigdzie nie jadę bez wyjaśnień - stanowczo odparłam. - Wszystko było w porządku dopóki nie pojawiłeś się w moim życiu!
- Natalia, wszystko ci wyjaśnię na miejscu. Usiądziemy i spokojnie porozmawiamy, ale nie teraz - powiedział już najwyraźniej zmęczony.
- Nie! Przestań mnie w końcu zbywać! Nie daję rady! Widzisz to?! - Podłożyłam mu dłoń pod nos żeby zobaczył nadal sączącą się krew. - To mi się śniło. Taki sam samochód jak twój przejechał mnie, a przed uderzeniem wystawiłam właśnie tę dłoń, rozumiesz to?!
Diego spuścił wzrok. 
- Rozumiem... - Wyszeptał.
- No właśnie! Nie rozu...
- Rozumiem - powtórzył głośniej. 
- Co?! - Poderwałam się z miejsca. - Ty wiesz co się ze mną dzieje. 
- To nie było pytanie - lekko się uśmiechnął. - Też kiedyś miałem siedemnaście lat, więc rozumiem.
- Jak to kiedyś?
- Potem o tym porozmawiamy, wyciągnij tę dłoń - poprosił.
Posłusznie to zrobiłam, nie rozumiejąc o czym on mówi. Na niej ułożył swoją.
- Zamknij oczy i się odpręż - polecił.
Pod powiekami zobaczyłam jaskrawe światło. Nim zdążyłam je otworzyć światło zniknęło. 
- Co się stało?
Diego zabrał swoją dłoń, na której nie było ani jednej plamki krwi. Spojrzałam na swoją, była równie sucha co jego. 
Szeroko otworzyłam oczy. 
- Czym ty jesteś?!
- Lepiej zapytaj, czym my jesteśmy - szeroko się uśmiechnął. - Jedziemy? Na miejscu wszystko od A do Z ci opowiem i spróbuję to wytłumaczyć, w porządku?
Kiwnęłam głową.
- Grzeczna dziewczynka - pocałował mnie w czoło.
Nie odzywaliśmy się do siebie przez całą drogę. Czułam się strasznie. Pięć godzin drogi ciągnęło się w nieskończoność, szczególnie po nocnym epizodzie. W trakcie jazdy kilka razy zerkałam w jego stronę, próbując zrozumieć co się dzieje, ale nie potrafiłam tego wytłumaczyć niczym innym jak chorobą psychiczną. 
- Za pięć minut będziemy na miejscu - odparł. 
Wjechaliśmy na leśną dróżkę. Kalifornia czasem ma słabe, deszczowe dni tak jak ostatnio, ale tego miejsca to nie dotyczyło. Wkoło było pięknie. Drzewa rosły zdrowo, a przez ich gałęzie przebijały się promienie słoneczne. Nie powiem, pogoda dopisywała. Musieliśmy być na obrzeżach San Francisco. Nikogo tu nie było. Nieliczne samochody, pełno ziemi i drzew. Zjechaliśmy już chyba w ostatni zakręt, bo przed nami rozpościerał się najpiękniejszy widok jaki kiedykolwiek wiedziałam.
- To... To tu? - Szeroko otworzyłam oczy.
- Zgadłaś - uśmiechnął się.  

08 stycznia, 2014

rozdział trzydziesty ósmy.

 Strasznie niezręcznie. Z tego co widzę to Diego wcale nie jest głupio, jedynie ja siedzę jak na szpilkach nie wiedząc co się wydarzy. Jak to wszystko się skończy. Ciekawa jestem czy ma plan, nieważne czy dobry czy zły. Jakikolwiek.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos Diega:
- O czym tak myślisz?
- Szczerze, to o wszystkim. Jak to teraz będzie. Zaczynamy tam od zera?
- Za pięć godzin o wszystkim porozmawiamy, w porządku?
- No tak, tylko do czego my tam jedziemy? Do twojej rodziny? Znajomych?
Diego zacisnął zęby, a kierownicę chwycił mocniej niż by wypadało.
- Do nikogo – uciął rozmowę.
Teraz sobie przypomniałam rozmowę na początku naszej znajomości gdy powiedział, że nie ma rodziny.
- Przepraszam, zapomniałam – wyszeptałam.
Diego spojrzał w moją stronę już o wiele łagodniej, wyciągnął dłoń, którą pogłaskał mnie po policzku.
- Zatrzymujemy się na postój? - zapytał.
Kiwnęłam głową. Wysiedliśmy na jakieś małej stacji benzynowej na Pacific Coast Highway. No tak malownicza droga do raju. Oh jak romantycznie. Do porzygania, pomyślałam. Ale chłopak się stara. Chyba już wie, że nie jestem jedną z tych słodkich dziewczynek z... Właśnie. Ja nawet nie wiem skąd on do nas przyjechał. Ale ja jestem głupia, zganiłam się w duchu. Ten chłopak wie o mnie praktycznie wszystko, a ja o nim kompletnie nic. Diego podał mi butelkę wody, którą właśnie wyciągnął z bagażnika. Pociągnęłam długi łyk. Jak dobrze, pomyślałam. Podałam jemu butelkę.
- Ej, słuchaj.
- Słucham – odparł rozbawiony Diego.
- Ty wiesz o mnie wszystko, ja o tobie nic – uniosłam brew.
- Czego chciałabyś się dowiedzieć?
- Skąd i dlaczego przyjechałeś do Los Angeles?
Chwilę szliśmy w milczeniu. Diego napił się wody grając na czas.
- Z Nowego York'u, miałem dość zimy – roześmiał się.
- A tak na serio?
- Nic się przed tobą nie ukryje, nie?
Pokręciłam głową przysiadając na kamieniu obok stacji.
- Potrzebowałem zmiany. Co jakiś czas nudzi mi się miejsce, w którym jestem. Kiedy tak się stanie ruszam dalej. Teraz padło na LA.
- Kłamiesz.
Uniósł pytająco brew.
- Jak na nowo przybyłego za dobrze znasz miasto plus Alice to twoja „stara przyjaciółka”, a ja ją znam od pierwszej klasy. Ktoś tu wpadł – uśmiechnęłam się triumfująco.
- Okey, masz rację. LA znam bardzo dobrze bo nie raz tędy przejeżdżałem, a Alice to jedna z przygód w przerwach od podróży.
Zmieszana odwróciłam wzrok.
- Żartowałem. Alice znam od małego. Przyjeżdżała do babci, która była moją sąsiadką. A co do LA to mam dobrą orientację w terenie więc sobie radzę, najwyraźniej całkiem nieźle – uśmiechnął się. - Ruszamy dalej?
Wstałam, a on chwycił mnie za rękę przyciągając do siebie.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak tęskniłem – wyszeptał.
Uśmiechnęłam się. Ruszyłam do samochodu.
- Prześpij się, dobrze ci to zrobi.
Kiwnęłam głową.
Pusta droga. Żadnego samochodu. Żadnego człowieka. Tylko ja. Co się stało z Diegiem? Samochodem? Ze wszystkim?
- Diego?!
Jestem kretynką. Nikogo tu nie ma, nie wiem po co się drę. Zobaczyłam dwa jasne punkciki. Światła samochodu. Biegłam machając rękami w jego stronę.
- Stój!
Samochód zbliżał się co raz szybciej, a ja tylko biegłam w jego stronę wołając żeby się zatrzymał.
Stanęłam wpatrzona w zbliżający się identyczny samochód jak Diega. Wystawiłam dłoń by się zatrzymał. Poczułam uderzenie. Pustka.
- Natalia! Wszystko w porządku? - Nachylał się nade mną przerażony Diego.
Serce szaleńczo biło mi w piersi. Kiwnęłam słabo głową. Chłopak pełen ulgi wziął mnie w ramiona.


- Nic ci nie jest, nic ci nie jest... - powtarzał próbując się uspokoić. 

07 stycznia, 2014

rozdział trzydziesty siódmy.

Przekraczając próg wiedziałam, że już nie ma odwrotu. Usłyszałam delikatne kliknięcie drzwi aż podskoczyłam na ten dźwięk.
- Już po wszystkim – wyszeptał Diego.
Uśmiechnęłam się.
- Niee, to dopiero początek, zobaczysz.
Na parkingu stał tylko jeden samochód. Nieco dalej niż przy samych drzwiach no ale jednak.
Pojazd był ogromny, rzucający się w oczy. Nie ukrywam, że się uśmiechnęłam na widok tego auta.
- Wszystko gra? - Diego roześmiał się biorąc mnie w ramiona.
- Tak, tylko jak chcesz uciec w tym czymś. Tak wielkim, pięknym i... No nie wiem, nowym samochodem. I jeszcze pewnie Chris poleci po resztę lekarzy i po ochroniarzy. Właśnie...
Otworzyłam szeroko oczy i chwyciłam Diega za rękę.
- Musimy się spieszyć, nie damy rady stąd uciec jeśli szybko się stąd nie wyniesiemy.
Usłyszałam jego donośny śmiech. Uniosłam zdziwiona brew.
- Z tym nie będzie problemu. Nikt tu nie przyjdzie.
- Ale jak to? - szeroko otworzyłam oczy. - A zresztą nieważne i tak mi pewnie nic nie powiesz.
Zbliżył się do mnie.
- Zgadłaś.
Szybko mnie pocałował w nos. Radośnie się roześmiałam. Odwróciłam się od niego podchodząc do ślicznego samochodu.
- Cóż to za cudeńko?
Przejechałam po napisie 'KIA'.
- Tylko się nie śmiej, okey?
Kiwnęłam głową nadal wpatrując się w samochód.
- To KIA S O R E N T O.
- Hahahahahahahahaha, ty tak na serio? To moje nazwisko, zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
- Jak mógłbym nie wiedzieć jak ma na nazwisko moja dziewczyna. Ale nie mogłem się oprzeć już drugiemu cudu pod tą nazwą.
Spojrzałam mu w twarz czując jak wypływa mi szkarłatny rumieniec na twarz.
Chwyciłam go za szyję mocno przytulając.
- Dziękuję ci za wszystko – szepnęłam.
Delikatnie mnie pocałował.
- Już ci mówiłem, że nie masz za co – uśmiechnął się. - Jedziemy?
Kiwnęłam głową splatając swoje palce z jego.
W samochodzie kojąco pachniało. Był to zapach jeden z tych intensywnych, ale nie męczących. Możliwe, że był to orzech z nutką cynamonu? Jak w domu. Nie wiem, właśnie tak mi się to skojarzyło. Choć zaraz się zganiłam za tę myśl. Samochód Diega nie mógł kojarzyć mi się z domem. To było nie na miejscu.
- Gotowa?
Kiwnęłam energicznie głową.
Silnik cichutko odpalił. Samochód zadrżał.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam.
- A gdzie chcesz się wybrać? - odpowiedział pytaniem.
Wzruszyłam ramionami.
- Wiesz, myślałem o takiej melinie na przedmieściach, ale jak masz inny pomysł to słucham – mrugnął do mnie.
Uderzyłam go zadziornie w ramię.
- Pytam serio..
- Co powiesz o San Francisco?
Szeroko otworzyłam oczy.
- Jaja sobie robisz?
- No nie, myślałem o Denver albo o Santa Fe. Ale to chyba za daleko od LA, nie sądzisz?
- Tak! Tak właśnie sądzę! A teraz takie pytanko... Jak ty chcesz tam wyżyć?
- Będziesz śpiewać na ulicy – zaśmiał się. - Z tego co słyszałem to nieźle śpiewasz.. Jak to było? Ah tak, I'll never stop until you're mine, I can wait forever till the end of time.
- Nienawidzę cię – roześmiałam się.

- Ja ciebie też – uśmiechnął się.

06 stycznia, 2014

rozdział trzydziesty szósty.

P r o s z ę c i ę... M o ż e n i e b ę d z i e i d e a l n i e. A l e d a m y r a d ę. P e w n e g o d n i a w r ó c i m y. O b i e c u j ę c i t o. A l e t e r a z c h o d ź z e m n ą. B ę d z i e s z b e z- p i e c z n a – cicho obiecał Diego.
W oczach pojawiły mi się łzy.
- Ale ja nie dam rady. Jestem za słaba, nie poradzę sobie w jakimś nowym miejscu.
D a s z r a d ę. A r a c z e j d a m y, b o b ę d z i e m y r a z e m.
I co ja mam teraz robić? Alarm dalej wył. Nim zdążyłam pomyśleć chwyciłam torby i rzuciłam się do biegu, klnąc na swoją głupotę. Nie przejmowałam się zbytnio zamykaniem drzwi. Jedynie obróciłam się by sprawdzić czy jest czysto.
Stanęłam jak wryta. Jakieś pięć metrów ode mnie stała blondyna. Uśmiechała się.
- Powodzenia – krzyknęła.
Kiwnęłam głową i otworzyłam drzwi wyjścia ewakuacyjnego na całą szerokość.
Popatrzyłam w dół i aż mnie zemdliło czeka mnie bieg na sam dół. Cztery piętra. Teraz przydałyby mi się skrzydła ze snu. Nie męcząc się znalazłabym się na dole. Usłyszałam krzyki. Zaczęłam zbiegać. Jeden. Dwa. Trzy. Cztery. I co teraz z nami będzie? Cały czas będziemy, uciekać? Nie mogę złapać tchu, a co jeśli w tym nowym życiu będzie tak samo? Jeśli będą schody, a mi zabraknie tchu i się poddam... Co wtedy? Sto jeden. Sto dwa. Sto trzy. Sto cztery. Zgięłam się wpół. O nieee. Muszę zacząć biegać. Ruszyłam dalej. A jeśli on czegoś ode mnie oczekuję? To znaczy wiecie o co mi chodzi... T e g o. To się kolega zdziwi. Będziemy tam na moich zasadach. To znaczy na jego, ale moje zdanie też ma się liczyć. Dwieście trzy. Dwieście cztery. Dwieście pięć. Dwieście sześć. To już chyba koniec. Przyspieszyłam. Już tak nie wiele mnie dzieli od samochodu. Od Diega. Od wolności. Mam nadzieję, że nadal na mnie czeka.
- Diego? Jesteś tam nadal czy już odjechałeś?
N a d a l n a c i e b i e c z e k a m, w i e d z i a ł e m, ż e p r z y j d z i e s z – powiedział z ulgą.
Uśmiechnęłam się.
- Jestem już parę schodków od drzwi.
Przedostatni. Ostatni. Zatrzymałam się by uspokoić oddech i odrobinę się doprowadzić do porządku. Poprawiłam włosy i wzięłam głęboki oddech.
- Co pani Natalia tu robi? - usłyszałam za sobą męski głos.
Poczułam rękę na ramieniu. Przerażona się odwróciłam.
- Chris...
- Tak to ja. Nie powinno cię tu być. Wracaj ze mną na górę.
- Nie.. - wyjąkałam.
Zaczęłam się wycofywać w stronę drzwi.
- Natalia... Musisz tu zostać. Jesteś chora. A przed chwilą był tego jawny dowód. Mówisz sama do siebie.
- Nie – uśmiechnęłam się.
Złapał mnie za ramiona.
- Zostaw mnie! Nie dotykaj mnie! Zabieraj te łapy! - Krzyczałam.
Diego gdzie jesteś? - Gorączkowo myślałam.
Nagle drzwi się otworzyły z impetem.
- Puść ją – mój wybawca wypowiedział te słowa takim tonem, którego nigdy wcześniej u niego nie słyszałam.
Chris się chyba przestraszył.
- Nie – wyjąkał.
Diego podszedł bliżej.
- Powiedziałem żebyś ją puścił – warknął.
Lekarz potrząsnął głową.
- Nie? - Zapytał zaskoczony Diego – Jesteś tego absolutnie pewny?
- Tak.
Z r ó b c o ś ż e b y p o l u z o w a ł u ś c i s k i s i ę s c h y l, o k e y? - Usłyszałam głos Diega.
Szybko kiwnęłam głową. Obracając ją by ugryźć Chrisa w rękę nadal trzymającą mnie w mocnym uścisku, który nagle zelżał. Udało się. Wyrwałam się i od razu schyliłam głowę by usłyszeć jak coś się łamie. Zauważyłam jak z twarzy Chris'a tryska strumień czerwonej krwi. Ten gruchot to był chyba jego nos. Facet trzymał się właśnie za niego i strasznie jęczał. Diego przymierzał się do kolejnego ciosu, złapałam go za rękę.
- Zostaw go już – wyszeptałam.
Chwilę przyglądał mi się w milczeniu, po czym chwycił lekarza za głowę wpatrując mu się w oczy. Po chwili wziął mnie w ramiona i pocałował mnie we włosy.
- Wszystko w porządku?
- Teraz tak – odpowiedziałam – Co ty przed chwilą robiłeś?

- Nic ważnego – uśmiechnął się i chwycił mnie za rękę. - Chodźmy już.