02 stycznia, 2014

rozdział trzydziesty drugi.

 Dziedziniec szkoły. Pełno ludzi, ja jak zwykle niewidzialna. Idę przed siebie znudzona rzeczywistością. Czuję na sobie kogoś wzrok. Słyszę chichoty. Obracam się. Za mną świta Amber wraz z... z Alice. Wiedziałam, pomyślałam.
- Mówiłam, że się złapie. Naiwniaczka. Myślała, że ktoś będzie chciał być blisko.
Śmiech.
- No to co Alice, gdzie moje pięć dolców?
- Masz... - Alice opuściła wzrok – myślałam, że nie będzie to takie łatwe.
Grała. To był zakład. Łzy zaświeciły mi w oczach, a na twarz wypłynął krwistoczerwony rumieniec, czułam to.
Zerwałam się do biegu. Nie wiem jak długo biegłam. Czułam jak ziemia usuwa mi się spod nóg. O nie, nie znowu – pomyślałam.
Moje płuca nie wytrzymały musiałam się zatrzymać. Zgięłam się wpół dysząc. Zacisnęłam oczy oczekując upadku. Upadku, który nie nastąpił.
Poczułam wiatr. Coś mi się otarło o twarz, skórę, włosy. Uchyliłam oczy. Wszędzie pióra. Czarne pióra.
Dobiegł mnie odgłos skrzydeł zrywanych do lotu... Jak u ptaków.
- Halo... Halo!
Co raz bliżej mnie. Znowu zaczęłam biec. Wszędzie ciemno. Nic nie widzę.
- Nie uciekaj... - usłyszałam znajomy głos.
Zatrzymałam się. Przede mną zgrabnie spadła postać. Wylądowała na dwóch nogach. Pozazdrościć gracji, pomyślałam.
Podniosłam wzrok na twarz postaci.
- Alice...
AAAAAAAAAAAA! - obudziłam się z krzykiem.
- Co się stało?! - do sali wleciał Chris.
- Nic, idź stąd! Muszę pomyśleć!
Posłusznie wyszedł. Ciężko opadłam na łóżko. Do góry wzleciały jakieś ścinki. Wzięłam je do rąk.
Szeroko otworzyłam oczy.
- Czarne pióra.. - wyszeptałam.
Zerwałam się z łóżka.
- Co się dzieje do jasnej cholery?!
Kopnęłam krzesło. Oparłam się o ścianę chwytając włosy. Zaczęłam cichutko szlochać z bezsilności.
- Nie mam siły. Nie wytrzymam. Jestem za słaba.. - powtarzałam jak mantrę.
J e s t e ś s i l n i e j s z a n i ż m y ś l i s z... - usłyszałam słaby głos Diega.
- Skąd ty możesz to wiedzieć?! Znasz mnie od paru dni!
Odpowiedziała mi cisza. Walnęłam pięścią w ścianę.
- Nati?
Podskoczyłam.
- Oh, cześć mamuś – uśmiechnęłam się.
Mama stała przy drzwiach oniemiała... Przerażona.
- Coś się stało? - zmarszczyłam brwi.
- Z kim ty rozmawiałaś? - niepewnie zapytała.
Szeroko otworzyłam oczy.
- Z nikim – roześmiałam się – nikt tu nie przychodzi.
Nie uwierzyła mi. Ja to wiem.
- Stałam tu przez ostatnie trzy minuty, byłaś odwrócona i do kogoś mówiłaś...
Zacisnęłam usta.
- Mówiłam do siebie. Jak się nie ma z kim rozmawiać to już odbija i mówisz do siebie – uciekłam wzrokiem.
Zagryzłam wargę, łyknie to.
- Oh, kochanie. Wiesz, że zawsze możesz do mnie zadzwonić i porozmawiać – uścisnęła mnie.
- Tak, oczywiście.

Kolejny sukces, pomyślałam.

5 komentarzy:

  1. Już myślałam, że Alice naprawdę jest taką świnią, ale na szczęście to był tylko sen. Uwielbiam Natalię za to, że potrafi wybrnąć z każdej sytuacji :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda mi trochę mamy Natalii... Te sny Nat. są strasznie rzeczywiste. Pomyślałabym, że kompletnie ześwirowała, no ale jest naź 'magiczny' Diego, a to dużo wyjaśnia. :) I zbliżamy się do wielkiej akcji!!! :D 'Ucieczka' Nat. z psychiatryka. hsahsahsa :* Już nie mogę się doczekać.
    Pozdrawiam / Ala

    OdpowiedzUsuń
  3. Sny Nati są przerażające. Zastanawiam się, czy cokolwiek znaczą. Być może ma jakieś przeczucie. Podświadomie się czegoś obawia?

    Wiesz co? Zrobiło mi się tak trochę smutno. Ciekawe jak czuje się matka, która widzi, że jej córka oszalała i rozmawia sama ze sobą. Zastanawiam się, czy choć trochę czuje się winna...

    Diego, kiedy ta ucieczka?! xD

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sny co prawda moga miec jakies znaczenie ale o tym w dalszym ciagu.
      Jej mama na pewno czuje sie winna bo sama chyba nie wie co sie takiego dzieje w zyciu jej corki.
      Diego jeszcze nic nie chce wyjawic xd

      Usuń