Dziedziniec
szkoły. Pełno ludzi, ja jak zwykle niewidzialna. Idę przed siebie
znudzona rzeczywistością. Czuję na sobie kogoś wzrok. Słyszę
chichoty. Obracam się. Za mną świta Amber wraz z... z Alice.
Wiedziałam, pomyślałam.
-
Mówiłam, że się złapie. Naiwniaczka. Myślała, że ktoś będzie
chciał być blisko.
Śmiech.
-
No to co Alice, gdzie moje pięć dolców?
-
Masz... - Alice opuściła wzrok – myślałam, że nie będzie to
takie łatwe.
Grała.
To był zakład. Łzy zaświeciły mi w oczach, a na twarz wypłynął
krwistoczerwony rumieniec, czułam to.
Zerwałam
się do biegu. Nie wiem jak długo biegłam. Czułam jak ziemia usuwa
mi się spod nóg. O nie, nie znowu – pomyślałam.
Moje
płuca nie wytrzymały musiałam się zatrzymać. Zgięłam się wpół
dysząc. Zacisnęłam oczy oczekując upadku. Upadku, który nie
nastąpił.
Poczułam
wiatr. Coś mi się otarło o twarz, skórę, włosy. Uchyliłam
oczy. Wszędzie pióra. Czarne pióra.
Dobiegł
mnie odgłos skrzydeł zrywanych do lotu... Jak u ptaków.
-
Halo... Halo!
Co
raz bliżej mnie. Znowu zaczęłam biec. Wszędzie ciemno. Nic nie
widzę.
-
Nie uciekaj... - usłyszałam znajomy głos.
Zatrzymałam
się. Przede mną zgrabnie spadła postać. Wylądowała na dwóch
nogach. Pozazdrościć gracji, pomyślałam.
Podniosłam
wzrok na twarz postaci.
-
Alice...
AAAAAAAAAAAA!
- obudziłam się z krzykiem.
-
Co się stało?! - do sali wleciał Chris.
-
Nic, idź stąd! Muszę pomyśleć!
Posłusznie
wyszedł. Ciężko opadłam na łóżko. Do góry wzleciały jakieś
ścinki. Wzięłam je do rąk.
Szeroko
otworzyłam oczy.
-
Czarne pióra.. - wyszeptałam.
Zerwałam
się z łóżka.
-
Co się dzieje do jasnej cholery?!
Kopnęłam
krzesło. Oparłam się o ścianę chwytając włosy. Zaczęłam
cichutko szlochać z bezsilności.
-
Nie mam siły. Nie wytrzymam. Jestem za słaba.. - powtarzałam jak
mantrę.
J
e s t e ś s i l n i e j s z a n i ż m y ś l i s z... -
usłyszałam słaby głos Diega.
-
Skąd ty możesz to wiedzieć?! Znasz mnie od paru dni!
Odpowiedziała
mi cisza. Walnęłam pięścią w ścianę.
-
Nati?
Podskoczyłam.
-
Oh, cześć mamuś – uśmiechnęłam się.
Mama
stała przy drzwiach oniemiała... Przerażona.
-
Coś się stało? - zmarszczyłam brwi.
-
Z kim ty rozmawiałaś? - niepewnie zapytała.
Szeroko
otworzyłam oczy.
-
Z nikim – roześmiałam się – nikt tu nie przychodzi.
Nie
uwierzyła mi. Ja to wiem.
-
Stałam tu przez ostatnie trzy minuty, byłaś odwrócona i do kogoś
mówiłaś...
Zacisnęłam
usta.
-
Mówiłam do siebie. Jak się nie ma z kim rozmawiać to już odbija
i mówisz do siebie – uciekłam wzrokiem.
Zagryzłam
wargę, łyknie to.
-
Oh, kochanie. Wiesz, że zawsze możesz do mnie zadzwonić i
porozmawiać – uścisnęła mnie.
-
Tak, oczywiście.
Kolejny
sukces, pomyślałam.
Już myślałam, że Alice naprawdę jest taką świnią, ale na szczęście to był tylko sen. Uwielbiam Natalię za to, że potrafi wybrnąć z każdej sytuacji :)
OdpowiedzUsuńTaa potrafi wyjść kłamstwem, to jest okropne ;o
UsuńSzkoda mi trochę mamy Natalii... Te sny Nat. są strasznie rzeczywiste. Pomyślałabym, że kompletnie ześwirowała, no ale jest naź 'magiczny' Diego, a to dużo wyjaśnia. :) I zbliżamy się do wielkiej akcji!!! :D 'Ucieczka' Nat. z psychiatryka. hsahsahsa :* Już nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam / Ala
Sny Nati są przerażające. Zastanawiam się, czy cokolwiek znaczą. Być może ma jakieś przeczucie. Podświadomie się czegoś obawia?
OdpowiedzUsuńWiesz co? Zrobiło mi się tak trochę smutno. Ciekawe jak czuje się matka, która widzi, że jej córka oszalała i rozmawia sama ze sobą. Zastanawiam się, czy choć trochę czuje się winna...
Diego, kiedy ta ucieczka?! xD
Pozdrawiam :)
Sny co prawda moga miec jakies znaczenie ale o tym w dalszym ciagu.
UsuńJej mama na pewno czuje sie winna bo sama chyba nie wie co sie takiego dzieje w zyciu jej corki.
Diego jeszcze nic nie chce wyjawic xd