19 stycznia, 2014

rozdział czterdziesty ósmy.

Szliśmy za rękę. Diego cały czas dokuczał Alice. Czułam się odrobinę zbędna. Lepiej byłoby gdybym została w domu.
- Ziemia do Natalii!
- Co jest? - Oprzytomniałam.
- Lepiej się czujesz? - Zapytała Alice.
- Alisson! Idź może przed siebie! - Oburzył się Diego.
- W porządku, Diego. Tak, jest lepiej - uśmiechnęłam się.
- To dobrze. A co do ciebie nadopiekuńczy tatusiu to daj jej samej decydować, a nie cały czas ją chronisz przed wszystkim.
- Alice...
- Nie, nie ma Alice. Zachowujesz się jak stary dziad.
- Przeginasz - wyszeptał Diego.
- To ty przeginasz. Jak możesz jej nie dopuszczać do słowa. Szowinista pieprzony.
Diego w mgnieniu oka znalazł się przy Alice przygwożdżając ją do drzewa w ciasnym uścisku. Jednak to nie był przyjemny ucisk. Dusił ją. Ona jedynie na niego patrzyła.
- Co ty z siebie robisz.. - Wyszeptała.
Chwyciłam go za ramię.
- Diego, spokojnie...
Uścisk zelżał, ale po Alice nie było widać ani jednej oznaki bólu ani wcześniej ani teraz.
- Uważaj co mówisz - ostrzegł.
Alice jednym ruchem wyrwała się z uścisku chwytając Diega w taki sam sposób, w jaki on złapał ją minutę temu.
- Lepiej ty uważaj co robisz, w porządku? Jestem od ciebie troszeczkę silniejsza, kochasiu.
Puściła go i skierowała się bez słowa w stronę domu.
- Co z tobą? - Oprzytomniałam.
- Nic - pokręcił głową. - Przepraszam, że musiałaś to widzieć.
Po jego szyi biegły czerwone prawie sine pręgi po palcach Alice.
- Diego, twoja szyja..
- To nic. Idziemy dalej?
Kiwnęłam nadal zszokowana głową. Nie mogłam oderwać wzroku od śladów na jego szyi. To nie jest normalne, że nawet się nie skrzywił jak go chwyciła, w sumie ona też nie. Ale co ja tu mówię o normalności, to są Anioły!
- Przestań się tak na mnie patrzeć - roześmiał się Diego.
Parę razy zamrugałam.
- Sorki. Ale... Diego?
Popatrzył na mnie z ukosa.
- Też nic mnie nie będzie bolało? - Zaświeciły mi się oczy.
Serdecznie się roześmiał.
- Najprawdopodobniej. Ścigamy się? Kto przegra daje buziaka wygranemu i... Wchodzi pierwszy do wody.
Szeroko się uśmiechnęłam i biegiem ruszyłam przed siebie. Zerknęłam przez ramię, ale nikogo tam nie było. Nic a nic się nie zmęczyłam. Zero kolki i zadyszki.
- Oszust!
- Nie prawda - uśmiechnął się. - Czyżbyś przegrała?
Uniosłam brew, a on się pochylił.
- Czekaaam.
Przewróciłam oczami i cmoknęłam go w usta.
- Normalnie bym ci tego nie zaliczył, ale że oszukiwałem to może być. Wchodzisz pierwsza. Wyskakuj z ubrań i leć - wskazał na ocean.
Podeszłam do brzegu. Ściągnęłam koszulkę dyskretnie wciągając powietrze. Stałam tam tylko w tym figlarnym stroju i patrzyłam na Słońce próbując się opanować.
- No dawaj, dawaj - Diego skrzyżował ręce na piersi.
- Nienawidzę cię - pokazałam mu język.
- Też cię kocham.

2 komentarze:

  1. Kocham te ich sprzeczki, jak już mówiłam! Anioły Śmierci z każdym rozdziałem bardziej mnie intrygują. Nie czują bólu, są silne. Pozazdrościć :) No ale cóż - wszystko ma swoją cenę. Zastanawia mnie tylko dlaczego Alice jest silniejsza niż Diego... Właśnie, Diego... Oszust jeden! Ale chyba można mu to wybaczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze powiedziawszy albo napisawszy, to jak zaczęli się dusić trochę mnie przeraziło. Ale ja z moim kuzynem też się tak maltretujemy i jak do tej pory jeszcze żadne z nas nie zrobiło drugiemu krzywdy. Na razie ;)
    Cóż więcej pisać? Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń