20 stycznia, 2014

rozdział czterdziesty dziewiąty.

Obróciłam się na pięcie. Diego wpatrywał się we mnie święcącymi ze szczęścia oczami.
Nie wierze, że mi to powiedział. Nikt nigdy przedtem nie powiedział mi czegoś takiego. No prócz mamy i taty. A to chłopak... Mój chłopak. Powiedział to. Przypieczętował naszą znajomość.
- Dobra, pierwsza wejdę, ale najpierw tu chodź - rozłożyłam ręce.
Szeroko się uśmiechnęłam. Szybko wziął mnie w ramiona.
- Zemsta - wyszeptałam mu do ucha.
Przechyliłam się do tyłu i oby dwoje polecieliśmy do wody. Przyciągnął mnie do siebie nadal się śmiejąc.
- Tak chcesz się bawić?
Poczułam gilgotki na całym ciele.
- Przestań! Przestań! - Serdecznie śmiałam się na cały głos całkowicie szczęśliwa.
- Okey. A więc zemsta - uśmiechnął się triumfująco.
Poczułam jak mokry piasek spływa mi z głowy po plecach.
Zaczęłam krzyczeć.
- Jesteś kretynem!
Diego pokładał się ze śmiechu, a ja próbowałam wypłukać zawartość swoich włosów.
- Daj pomogę ci - zaofiarował się.
Nadal stałam nachylona nad wodą. Podniosłam się z rękami pełnymi piasku, którym wysmarowałam jego cały tors. Przy okazji się pewnie zarumieniłam.
- Do licha!
Nie mogłam uspokoić śmiechu.
- Taka mądra? Chodź tu - zaczęłam kręcić głową nadal krztusząc się ze śmiechu. - No chodź, kochanie.
Chwycił mnie w ciasny uścisk.
- O jak dobrze! Tak bardzo chciałem cię przytulić!
- Jesteś okropny! - Roześmiałam się. - Wychodzę stąd!
- Jeszcze nie - złapał mnie za dłoń.
Spojrzałam mu w oczy przepełnione miłością. Jego uczucia były widoczne niczym to Słońce nad nami.
Chwycił mnie za podbródek przyciągając mnie do siebie drugą ręką.
- Cieszę się, że nie wzięłaś do siebie tej całej historii o Aniołach. To teraz nasza historia...
Stanęłam na palcach zarzucając mu ręce na szyję i przywarłam do jego ust. Były lekko słonawe od wody. Ale to nic. Najważniejsze, że były prawdziwe. Promienie słoneczne grzały nas niemiłosiernie lecz żar pożądania, które w nas narastało był o wiele większy, ale też przyjemniejszy. Odsunęłam się od niego chyba w idealnym momencie.
- Muszę się coś opalić, idziemy na plażę?
Zadyszany i zarumieniony Diego kiwnął głową. Miał potargane włosy i resztki granitowego piasku na twarzy. Oczy mu się niemiłosiernie świeciły. Tak strasznie uroczo wyglądał. Aż dziwne, że jest prawdziwy. Nagle szeroko się uśmiechnął.
- Co jest? - Zapytałam.
Wziął mnie na ręce wybiegając na brzeg. Upadliśmy na rozgrzany piasek rozchichotani do granic możliwości.
- Diego? Dzięki tobie jestem szczęśliwa.

1 komentarz:

  1. Uwielbiam te ich wygłupy. Chyba nic więcej nie muszę pisać. Oby tak dalej wiodło im się tak jak teraz, a będzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń