27 grudnia, 2013

rozdział dwudziesty siódmy.

 Nie wiem ile siedziałam z szeroko otwartymi oczami. Co się dzieje z tymi ludźmi..
Pierwszy dzień dobiega końca, pomyślałam.
Wcisnęłam guzik. Nikt do mnie nie przychodził. No to pobawimy się. Nacisnęłam go jeszcze z 50 razy.
- Tak? - zajrzała ta blondyna w rozpuszczonych włosach.
- Jestem trochę głodna. Macie coś? Jakieś krakersy na przykład? - grzecznie zapytałam.
- Przykro mi jedynie zupa z obiadu - ledwie dostrzegalnie się skrzywiła.
No cóż czyli sprawa załatwiona.
- Odpuszczę.
Wstałam by poszukać jakiś drobniaków.
- Macie tu jakiś kiosk albo sklepik? - podniosłam na nią wzrok.
- Niestety nie..
- Zajebiście.
Pielęgniarka szybko się ulotniła z sali.
Chwyciłam za telefon trzęsącymi się rękami.
- Cześć, tu Diego. Nie mogę teraz odebrać, ale wiesz co robić, więc do dzieła!
- Serio?! - krzyknęłam.
P r z y p o m i n a m c i k o c h a n a, ż e n i e m o ż e m y s i ę k o n t a k t o w a ć. U ś m i e c h n i j s i ę! - usłyszałam jego głos.
- A ty się zamknij! - krzyknęłam.
Zamknęłam oczy żeby się odrobinę uspokoić. I już zrównoważona wykręciłam numer mamy. Po dwóch sygnałach odezwała się.
- Coś się stało? - zapytała.
- Nie nic.. Tylko jestem trochę głodna, a to szpitalne żarcie nie przejdzie mi przez gardło. Robisz coś ważnego czy mogłabyś mi podwieźć jakieś krakersy albo coś?
Milczenie.
- Tak oczywiście. Zaraz będę.
- Dzięki - odparłam.
Leżąc wpatrywałam się w sufit. Dlaczego życie jest takie męczące? Jak jest dobrze zaraz musi się coś spieprzyć. Nigdy nie jest tak naprawdę dobrze, to znaczy tak mi się wydaje.
Nigdy nie przykładałam wagi do dnia, ani godziny, ani roku. Ale teraz każda sekunda się liczy, ciekawa jestem który dzisiaj.
Skierowałam się w stronę dyżurki.
- Przepraszam, który dzisiaj?
- Poniedziałek, 25 listopada za trzy dni Święto Dziękczynienia.
Za trzy dni Święto Dziękczynienia... Za dwa dni już mnie tu nie będzie. Mama będzie sama w Święto Dziękczynienia. Będzie płakać. Będzie się zastanawiać gdzie jestem.
- Natalia... Wszystko w porządku? - zapytała pielęgniarka.
- Dlaczego pani pyta?
- Płaczesz...
Szybko otarłam twarz.
- Niee, wszystko w porządku.
- Cześć, kochanie.
- Hej. - mocno przytuliłam mamę.
- Oh, coś się stało?
- Nie wszystko w porządku - uśmiechnęłam się.
- Nastawi pani wodę na herbatę? - skierowała się do pielęgniarki.
- Oczywiście.
- Idziemy?
- Pewnie - wzięłam ją pod rękę.

Wpatrywałam się w zmęczone oczy matki myśląc, że muszę wykorzystać czas, który nam pozostał.

3 komentarze:

  1. Normalnie w tym psychiatryku to gorzej niż w piekle. Ja też nie lubię szpitalnego żarcia i pamiętam, jak byłam mała i leżałam w szpitalu to zawsze rodzice przywozili mi jedzenie. Jestem ciekawa co się stanie z Natalią, czy Diego zdoła ją stamtąd zabrać...

    OdpowiedzUsuń
  2. Diego, działaj! Ona tam zwariuje! Albo dostanie nerwicy! Ewentualnie umrze z głodu...

    Nie masz pojęcia, jak bardzo intryguje mnie plan Diego. Co on kombinuje?

    Odpowiedź w następnym? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety cię zmartwię. Diego jeszcze nic nie chce zdradzić ^ ^

      Usuń