17 grudnia, 2013

rozdział osiemnasty.

 Otworzyłam oczy, od razu powróciły obrazy z wczorajszego popołudnia. Szpital. Diego. Alice. Mama. Zaczęłam cicho szlochać, wpatrując się w sufit.
Drzwi się uchyliły.
- Witaj Natalio. Jestem Chris. Twój...hmm doktor. Ale będziemy na Ty, w porządku?
Nic nie odpowiedziałam.
- Wiem, że czujesz się skołowana, ale to minie. Mama wspominała, że chcesz wrócić do domu, ale...
Odwróciłam głowę w jego stronę. Uśmiechnęłam się słodko.
- Mama tak powiedziała? Oh, jak miło z jej strony, że postanowiła zatroszczyć się o mój powrót do rzeczywistości. Ale wie pan co?- kiwnęłam ręką, żeby podszedł.- Już nie będę próbować się zabić.
- To wspaniała wia..
- Teraz zabiję wszystkich, którzy nie pozwolą mi żyć..- szepnęłam z nieobecnym wzrokiem.
Zatkało go. Psychiatrę zatkały słowa siedemnastoletniej dziewczyny...ciekawe. Bawimy się dalej?
- Wspaniały pomysł, nie sądzisz? Pomyśl tylko, wszyscy, którzy kiedykolwiek cię krytykowali, naśmiewali się z ciebie, pomiatali tobą, będą gnić w ziemi...- oczy zapłonęły mi z zachwytu.
Chris stał oniemiały z zaskoczenia. O to chodziło.
- Żartowałam.- zaśmiałam się.
- Ah, tak?
- Ja to mam poczucie humoru.- niekontrolowanie zaczęłam się śmiać, z bezradności lekarza.
Myśli, że jest ponadto życie? Myli się. Myślenie, że jest się idealnym obywatelem, bo jest psychiatrą niczego nie zmieni. Nadal będzie tylko robakiem w tej kupie gówna.
- To jest takie zabawne. Śmieszne jest to moje podejście, ale wiesz co ci powiem? Mogę sobie marzyć, bo szanuje te gówniane ro..- drzwi się otworzyły, a do środka zajrzał Diego.- Wynoś się! Ale mi to już! Nie chce cię tu widzieć!
- Cześć Słońce..- kiwnął do lekarza.- Dzień dobry.
- Jak ona się czuje?- pokazał na mnie,
- Nie wiem... Sam nie wiem... Dziwnie się...
- JA TU JESTEM!- krzyknęłam oburzona.- T u ż o b o k w a s!
Wyleciałam z łóżka.
- Ja tu jestem, zdrowa, poczytalna i wkurzona na takich głupich baranów jak wy. Jestem tu, a rozmawiacie, jakbym nie była świadoma, że gadacie o mnie!
- Natalia...-szepnął Diego.
- Zamknij się! W końcu się zamknij!- rzuciłam w niego kwiatami, które ostatnio mi przyniósł.- Idź stąd.
Zaszlochałam. Kopnęłam w ścianę.. Kopnęłam w krzesło i osunęłam się na ziemię..
- Nat, podnieś się proszę.- odparł Diego, podchodząc do mnie z Chrisem.
- Nie dotykaj mnie i się stąd wynieś, bo zacznę wołać ochronę! Macie tu ochronę, prawda?
Chris kiwnął głową, przyglądając się nam z przejęciem.
Diego mnie chwycił za ramiona.
- Natalia, proszę..- zaszlochał z miną zbitego psa.
Łzy zabłyszczały w moich oczach.
- Wynoś się stąd! Nienawidzę cię! Ochrona! Ratunku!
- Może niech pan wyjdzie, my się nią zajmiemy...- lekarz chwycił Diega za ramiona.
Nadal krzyczałam..aż wyszedł.
Nie mogłam zasnąć. Myślałam o niczym, ale i o wszystkim. Nie myślenie o niczym to jednak myślenie o czymś. Różne rzeczy kłębiły mi się w głowie. Nie dam rady.. Nie wytrzymam.
Zraniłam Diega. Ale chciał przede mną zataić miejsce, w którym mnie razem z mamą zamknęli. Nienawidzę ich.
Leżałam wpatrzona w sufit. Nie wiem, uspokaja mnie jakoś ten widok.. Jest taki prosty, czysty, nieskazitelny..piękny.
J e s t e ś s i l n a , a j a z a w s z e b ę d ę c i ę g o n i ć , g d z i e k o l w i e k u c i e k n i e s z , p a m i ę t a j”, usłyszałam słowa, które jakiś czas temu powiedział Diego. W tej chwili czułam jego obecność. Rozejrzałam się dookoła lecz nikogo nie było w sali...prócz mnie. Ciężko opadłam na poduszkę. Ciekawa jestem ile mnie tu będą trzymać po dzisiejszej szopce z Chrisem, pomyślałam.
Coś mi nie pasuje, dalej myślałam. Słyszę jego głos, czuję jego obecność, jest wtedy gdy go potrzebuję...coś mi umyka, tylko co? Mam teraz dużo czasu, dojdę do tego.
Mama przyniosła mi mój tomik Rilke'go, książka jest już tak stara, że otwiera się na byle jakiej stronie i już się nie zamyka. W pewien sposób lubię to, ponieważ mogę na chybił trafił przeczytać fragment i zastanawiać się godzinami czy ma to jakiś związek z aktualnym moim stanem ducha. Trochę dziecinne, ale cóż...

Zgaś moje oczy: ja cię widzieć mogę,
zamknij mi uszy, a ja cię usłyszę,
nawet bez nóg znajdę do ciebie drogę,
i bez ust nawet zaklnę cię najciszej.
~R.M.Rilke

- Cholera.- zaklnęłam w półmrok.
Wspaniale się składa.
Wszędzie wokół panowała cisza. Denerwująca cisza. Za drzwiami czekał świat, który tylko oczekiwał na szansę by mnie skopać wraz z tymi psycholami i pigułami, Chrisem i Diegiem i...mamą.

Łzy popłynęły mi po twarzy, zamknęłam oczy by je powstrzymać. Już ich nie otworzyłam, kolejny straszny dzień się skończył. Jestem co raz bliżej śmierci, uradowana pomyślałam. 


Dziękuję, że nadal tu wchodzicie ;) 
Zapraszam do obserwowania i komentowania ;* 

3 komentarze:

  1. No to tak, od razu przepraszam, że wczoraj nie skomentowałam rozdziału. Jestem tak zalatana i nie mam na nic czasu..
    Nikt nie rozumie Nat., ona czuje się taka SAMOTNA. Nikt nie potrafi do niej dotrzeć, nawet jej matka... smutne. :< wgl. mogli jej powiedzieć na jakim oddziale leży, może Nat. by zrozumiała, w końcu po próbie samobójczej tam się trafia, nie? :> Ogółem, to mi się podoba. Nat. w końcu próbuje rozgryść MAGICZNEGO DIEGO! :) Pozdrawiam. / Ala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nic się nie stało, nie masz obowiązku wchodzenia tu xd
      tego nie wiem, ale tak mi się wydaje ;)
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Zachowanie Nat jest histeryczne i nie sądzę, że pobyt w "takim" miejscu coś da, ale chyba dobrze, znaczy jej zachowanie potwierdza to, że powinna tam być. Ja osobiście się nie dziwie, bo gdyby mnie najbliżsi okłamali w taki sposób też bym histeryzowała

    OdpowiedzUsuń