11 grudnia, 2013

rozdział dwunasty.

 Siedząc w beznadziejnym bezruchu zastanawiałam się jak on mógł tak szybko wyjść. Oczy miałam zamknięte przez minutę. Możliwe nawet, że krócej. Pewnie się okaże, że jestem chora psychicznie i wymyśliłam sobie idealnego księcia z bajki, a wszyscy podtrzymują wersję „wymyślonego przyjaciela” tylko po to by po kątach się ze mnie śmiać.... Nie mogę wykluczyć tej opcji.
Czym jest życie? Niekończącą się wędrówką? Możliwe. Ale gdy w drodze są dziury, powinniśmy je przeskoczyć i nie zważając na przeszkody iść dalej. Jeśli jednak trafiamy na drogę złożoną z samych dziur? Fajnie byłoby pofrunąć nad nimi... Ja wolę się cofnąć, aż dziury same znikną. Gdy się wycofam, wszystko będzie mnie otaczać, nie będę brała w tym udziału, nie będę mogła zrobić tych dziur w drodze. Nie pojawią się one, bo nikt z moich bliskich ich nie utworzy. Bo tak naprawdę nie mam bliskich. Są tylko ludzie obecni w moim życiu lecz nie są oni w żaden sposób mi bliscy.
Zdając sobie sprawę z tego jak bardzo jestem samotna, popłynęły mi łzy. Pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Po chwili jednak otarłam słone łzy wierzchem dłoni mówiąc sobie, że jestem silna. Poradzę sobie. Diego we mnie wierzy. Na myśl o nim, łzy popłynęły strumieniem. Zaczęłam się obawiać, czy pod moimi stopami nie zrobi się kałuża. Lecz najwidoczniej nie było we mnie aż takiego smutku by zatapiać dom.
Z łazienki porwałam środki nasenne mojej mamy i swoje tabletki uspokajające. Połknęłam po dwie i wyciszona zasnęłam.... Miałam nadzieję, że się nie obudzę...
Nadzieja matką głupich, pomyślałam po otworzeniu oczu. Przez chwilę patrzyłam w sufit. Jakie to życie jest do dupy, wszystko w nim zawarte to jedno wielkie gówno. Inaczej tego nazwać nie można. Ale muszę wstać i stawić czoła kolejnemu dniu.
Witaj.- zagadnęła mama przytulając mnie mocno do siebie.
- Cześć.- chłodno odpowiedziałam.
- Wyglądasz dzisiaj jakoś inaczej. To nowe ubrania?- zapytała zdziwiona mama.
Założyłam na siebie zwykłe legginsy i rozciągnięty beżowy sweter.
- Jak? Odpychająco, okropnie, beznadziejnie? Wiem. Jeśli się tak czuję to pewnie tak też wyglądam. A co do ubrań, to nie są nowe, są twoje albo raczej były. Podobno nosiłaś ten sweter w czasie ciąży, pasuje mi?- burknęłam okręcając się dookoła ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
Mama szeroko otworzyła oczy. Nic już nie odpowiedziała. Wiedziałam, że sprawiłam jej ból.
- Do zobaczenia po południu!- krzyknęłam wychodząc.
Odetchnęłam głęboko.
Po drodze do szkoły, wstąpiłam do sklepu, który jest popularny wśród licealistów, bo sprzedają tu alkohol i papierosy nieletnim.
- Proszę Marlboro czerwone.- śmiało odparłam.
Sprzedawca rozejrzał się dookoła, sprawdzając czy przez szyby nie zagląda nikt podejrzany. Spod lady wyciągnął upragnioną paczuszkę.
- Dwanaście dolarów.- podałam mu banknoty chowając papierosy do kieszeni kurtki.
Na odchodne miło się uśmiechnęłam.
- Miłego dnia.- powiedziałam do sprzedawcy.
Wychodząc zorientowałam się, że nie mam nic, czym mogłam odpalić.
Wróciłam do sklepu. Sprzedawca nawet nie ukrył niechęci na widok mojej osoby.
- Zapomniałam o zapalniczce.- uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Pięćdziesiąt centów.- burknął sprzedawca.
Zapłaciwszy, poczułam ulgę dopiero gdy po raz pierwszy zaciągnęłam się dymem nikotynowym. To naprawdę wspaniałe uczucie. Zakręciło mi się w głowie, lecz poza tym było super.
Nagle poczułam ucisk na ręce, w której trzymałam już dopalającego się papierosa.
- Co je..- zaskoczona podniosłam wzrok.
Diego.
- Ah, to ty.- odparłam.
- Co ty robisz?- zapytał.
- A co widzisz? Strzelaj. Masz trzy szanse.- uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Zamknij się! Nie będę się z tobą bawić w żadne gierki.
- Ale ja nic złego nie zrobiłam...- opuściłam wzrok, w sposób w jaki robią to małe dzieci, gdy udają, że nie zjadły ostatniego kawałka ciasta.
- Jak ty się zachowujesz? Ile ty dziewczyno masz lat?- wybuchnął.
Zacisnęłam pięści.
- Z tego co wiem, tyle co ty! Więc się w końcu zamknij i daj mi spokój.- odparowałam.
- Dać ci spokój, tak? Tego właśnie chcesz? Zastanówmy się.... Nie dam ci go!
Przewróciłam oczami. On czuł się lepszy. Lepszy ode mnie. Lepszy od każdej innej osoby.
- A tobie co do tego? Nachodzisz mnie w domu, nie obchodzi cię moje zdanie, całujesz mnie, a gdy zadaję pytania to po prostu znikasz, i kto tu mówi o wieku!- krzyknęłam.
- Ty też mnie całowałaś, chciałem przypomnieć, że ty nawet zaczęłaś więc mi tego nie wytykaj. Nie mogłaś się oprzeć... Czekaj co ty powiedziałaś?- zapytał zaskoczony.
- Że nachodzisz mnie w domu. Nie liczysz się z moim zdaniem. Całujesz mnie.- odparłam, ciszej dodając- A gdy zadaję pytania ty znikasz...
- Jak to znikam?- odparł.
- Jak to jak?! Po prostu! W jednej chwili czuję twój oddech na policzku, a gdy otwieram oczy ciebie już nie ma. Jak za pstryknięciem palców.- odparłam oburzona.
- Nie, to niemożliwe! Nie możesz...- zaczął nerwowo chodzić w kółko.
- Co? O czym ty mówisz...- zapytałam.
- Nie powinnaś tego pamiętać.
- Czego? Co ty żeś mi zrobił?- zapytałam szeptem.
- Nie powinnaś pamiętać tego, że nagle zniknąłem.
- Ale to nie był pierwszy raz...- dodałam szeptem.
Jego oczy zrobiły się okrągłe jak spodki.

- Nie jest dobrze.- odpowiedział.

4 komentarze:

  1. Łaaa! Mówiłam, że on jest "magiczny", czy coś. :) Ciekawi mnie, czy od razu powie Nat., czy też będzie się wykręcać. :> No i co ja mam Ci jeszcze powiedzieć? :) MASZ TALENT. <3 I ten blog jest świetny, pod każdym rozdziałem to powtarzam, bo to szczera prawda. :> Pozdrawiam / Ala

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe ! Wciąga ;3 Czekam na nexta ! < 33 Zapraszam do mnie ---> http://opowiadanieoonedirection1dlove.blogspot.com/ Do następnego ; *

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzisiaj jeszcze się ukarze ;) dziękuję i a pewno w wolnej chwili wbije do ciebie ; *

      Usuń