Siedząc
w beznadziejnym bezruchu zastanawiałam się jak on mógł tak szybko
wyjść. Oczy miałam zamknięte przez minutę. Możliwe nawet, że
krócej. Pewnie się okaże, że jestem chora psychicznie i
wymyśliłam sobie idealnego księcia z bajki, a wszyscy podtrzymują
wersję „wymyślonego przyjaciela” tylko po to by po kątach się
ze mnie śmiać.... Nie mogę wykluczyć tej opcji.
Czym
jest życie? Niekończącą się wędrówką? Możliwe. Ale gdy w
drodze są dziury, powinniśmy je przeskoczyć i nie zważając na
przeszkody iść dalej. Jeśli jednak trafiamy na drogę złożoną z
samych dziur? Fajnie byłoby pofrunąć nad nimi... Ja wolę się
cofnąć, aż dziury same znikną. Gdy się wycofam, wszystko będzie
mnie otaczać, nie będę brała w tym udziału, nie będę mogła
zrobić tych dziur w drodze. Nie pojawią się one, bo nikt z moich
bliskich ich nie utworzy. Bo tak naprawdę nie mam bliskich. Są
tylko ludzie obecni w moim życiu lecz nie są oni w żaden sposób
mi bliscy.
Zdając
sobie sprawę z tego jak bardzo jestem samotna, popłynęły mi łzy.
Pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Po chwili jednak otarłam
słone łzy wierzchem dłoni mówiąc sobie, że jestem silna.
Poradzę sobie. Diego we mnie wierzy. Na myśl o nim, łzy popłynęły
strumieniem. Zaczęłam się obawiać, czy pod moimi stopami nie
zrobi się kałuża. Lecz najwidoczniej nie było we mnie aż takiego
smutku by zatapiać dom.
Z
łazienki porwałam środki nasenne mojej mamy i swoje tabletki
uspokajające. Połknęłam po dwie i wyciszona zasnęłam.... Miałam
nadzieję, że się nie obudzę...
Nadzieja
matką głupich, pomyślałam po otworzeniu oczu. Przez chwilę
patrzyłam w sufit. Jakie to życie jest do dupy, wszystko w nim
zawarte to jedno wielkie gówno. Inaczej tego nazwać nie można. Ale
muszę wstać i stawić czoła kolejnemu dniu.
Witaj.-
zagadnęła mama przytulając mnie mocno do siebie.
-
Cześć.- chłodno odpowiedziałam.
-
Wyglądasz dzisiaj jakoś inaczej. To nowe ubrania?- zapytała
zdziwiona mama.
Założyłam
na siebie zwykłe legginsy i rozciągnięty beżowy sweter.
-
Jak? Odpychająco, okropnie, beznadziejnie? Wiem. Jeśli się tak
czuję to pewnie tak też wyglądam. A co do ubrań, to nie są nowe,
są twoje albo raczej były. Podobno nosiłaś ten sweter w czasie
ciąży, pasuje mi?- burknęłam okręcając się dookoła ze
sztucznym uśmiechem na twarzy.
Mama
szeroko otworzyła oczy. Nic już nie odpowiedziała. Wiedziałam, że
sprawiłam jej ból.
-
Do zobaczenia po południu!- krzyknęłam wychodząc.
Odetchnęłam
głęboko.
Po
drodze do szkoły, wstąpiłam do sklepu, który jest popularny wśród
licealistów, bo sprzedają tu alkohol i papierosy nieletnim.
-
Proszę Marlboro czerwone.- śmiało odparłam.
Sprzedawca
rozejrzał się dookoła, sprawdzając czy przez szyby nie zagląda
nikt podejrzany. Spod lady wyciągnął upragnioną paczuszkę.
-
Dwanaście dolarów.- podałam mu banknoty chowając papierosy do
kieszeni kurtki.
Na
odchodne miło się uśmiechnęłam.
-
Miłego dnia.- powiedziałam do sprzedawcy.
Wychodząc
zorientowałam się, że nie mam nic, czym mogłam odpalić.
Wróciłam
do sklepu. Sprzedawca nawet nie ukrył niechęci na widok mojej
osoby.
-
Zapomniałam o zapalniczce.- uśmiechnęłam się przepraszająco.
-
Pięćdziesiąt centów.- burknął sprzedawca.
Zapłaciwszy,
poczułam ulgę dopiero gdy po raz pierwszy zaciągnęłam się dymem
nikotynowym. To naprawdę wspaniałe uczucie. Zakręciło mi się w
głowie, lecz poza tym było super.
Nagle
poczułam ucisk na ręce, w której trzymałam już dopalającego się
papierosa.
-
Co je..- zaskoczona podniosłam wzrok.
Diego.
-
Ah, to ty.- odparłam.
-
Co ty robisz?- zapytał.
-
A co widzisz? Strzelaj. Masz trzy szanse.- uśmiechnęłam się
zachęcająco.
-
Zamknij się! Nie będę się z tobą bawić w żadne gierki.
-
Ale ja nic złego nie zrobiłam...- opuściłam wzrok, w sposób w
jaki robią to małe dzieci, gdy udają, że nie zjadły ostatniego
kawałka ciasta.
-
Jak ty się zachowujesz? Ile ty dziewczyno masz lat?- wybuchnął.
Zacisnęłam
pięści.
-
Z tego co wiem, tyle co ty! Więc się w końcu zamknij i daj mi
spokój.- odparowałam.
-
Dać ci spokój, tak? Tego właśnie chcesz? Zastanówmy się.... Nie
dam ci go!
Przewróciłam
oczami. On czuł się lepszy. Lepszy ode mnie. Lepszy od każdej
innej osoby.
-
A tobie co do tego? Nachodzisz mnie w domu, nie obchodzi cię moje
zdanie, całujesz mnie, a gdy zadaję pytania to po prostu znikasz, i
kto tu mówi o wieku!- krzyknęłam.
-
Ty też mnie całowałaś, chciałem przypomnieć, że ty nawet
zaczęłaś więc mi tego nie wytykaj. Nie mogłaś się oprzeć...
Czekaj co ty powiedziałaś?- zapytał zaskoczony.
-
Że nachodzisz mnie w domu. Nie liczysz się z moim zdaniem. Całujesz
mnie.- odparłam, ciszej dodając- A gdy zadaję pytania ty
znikasz...
-
Jak to znikam?- odparł.
-
Jak to jak?! Po prostu! W jednej chwili czuję twój oddech na
policzku, a gdy otwieram oczy ciebie już nie ma. Jak za
pstryknięciem palców.- odparłam oburzona.
-
Nie, to niemożliwe! Nie możesz...- zaczął nerwowo chodzić w
kółko.
-
Co? O czym ty mówisz...- zapytałam.
-
Nie powinnaś tego pamiętać.
-
Czego? Co ty żeś mi zrobił?- zapytałam szeptem.
-
Nie powinnaś pamiętać tego, że nagle zniknąłem.
-
Ale to nie był pierwszy raz...- dodałam szeptem.
Jego
oczy zrobiły się okrągłe jak spodki.
-
Nie jest dobrze.- odpowiedział.
Łaaa! Mówiłam, że on jest "magiczny", czy coś. :) Ciekawi mnie, czy od razu powie Nat., czy też będzie się wykręcać. :> No i co ja mam Ci jeszcze powiedzieć? :) MASZ TALENT. <3 I ten blog jest świetny, pod każdym rozdziałem to powtarzam, bo to szczera prawda. :> Pozdrawiam / Ala
OdpowiedzUsuńojej dziękuje <3
UsuńCiekawe ! Wciąga ;3 Czekam na nexta ! < 33 Zapraszam do mnie ---> http://opowiadanieoonedirection1dlove.blogspot.com/ Do następnego ; *
OdpowiedzUsuńdzisiaj jeszcze się ukarze ;) dziękuję i a pewno w wolnej chwili wbije do ciebie ; *
Usuń