Zaczęło
padać. Nie zwróciłam na to uwagi. Nadal siedziałam i myślałam.
Po
co ja żyję? Nic nie ma sensu. Ani moja męczarnia ani mamy. Ulży
wszystkim dookoła, najlepsze jest w tym wszystkim, że mało osób
będzie po mnie rozpaczać, że nic po sobie nie zostawię, co będzie
godne uwagi lub współczucia. Nie zależy mi.
Nagle
zerwałam się z huśtawki wprawiając w ruch jesienne liście.
Pobiegłam do domu. Podjęłam decyzję. Nie żebym chciała to
zrobić przez chłopaka, bo to jest śmieszne. Ale Diego wzniecił
już dawno buchający ogień, który już zdążył spalić wszystko
wokół, a teraz zaczyna już lizać moje ciało. Zaraz je pochłonie.
Nawet
nie odezwałam się do mamy, łzy zapiekły mnie w kącikach oczu. W
pokoju przeszukałam wszystkie szuflady lecz nie mogłam znaleźć
żadnej temperówki, którą mogłabym rozkręcić, klnąc pobiegłam
do łazienki. Wyciągnęłam tabletki nasenne i uspokajające.
Usłyszałam otwierane drzwi. Automatycznie schowałam opakowania za
siebie.
-
Nat, wszystko w porządku? Rzucasz się jakby się paliło.-
powiedziała zdumiona mama.
Bo
pali się, ale w moim wnętrzu,a nie w domu, pomyślałam.
-
W jak najlepszym.- uśmiechnęłam się pocieszająco.
-
To dobrze..- mama z ociąganiem zamknęła drzwi.
Z
półki jeszcze ściągnęłam wysokoprocentowy płyn do płukania
jamy ustnej mojej mamy. Z uśmiechem triumfu wkroczyłam do pokoju.
Na
rękę wysypałam zawartość dwóch pudełeczek. Powinno starczyć,
pomyślałam.
Myśląc
odłożyłam tabletki i wyciągnęłam kartkę papieru. W lewym
górnym rogu napisałam „Kocham cię”, w prawym dolnym rogu
„Przepraszam mamusiu”. Powinno wystarczyć. Poczułam płynące
łzy po policzkach. Tego było już za wiele. Ponownie wzięłam
tabletki do ręki i jednym ruchem wzięłam je do ust. Zaciskając
oczy popiłam płynem. Nic się nie wydarzyło. Nigdy mi nie zależało
na informacjach o samobójstwie, choć teraz uznałam, że przydałyby
mi się..
Nagle
zrobiło mi się nie dobrze, pobiegłam do łazienki wymiotując po
drodze. Nad klozetem poczułam pustkę, unosiłam się, usłyszałam
z dołu czyjś krzyk lecz nie mogłam rozpoznać do kogo należał
głos. W momencie gdy drzwi do łazienki się otworzyły ja ujrzałam
czerń.
Nie
wiem gdzie się znalazłam. Po prostu gdzieś byłam. Ni to ziemia ni
to niebo, coś pomiędzy. Wszystko wokół było szare, zero ozdób i
mebli. Znowu trafiłam do miejsca, które się okazało do dupy. Z
początku nie mogłam sobie przypomnieć co się wydarzyło, lecz gdy
do mnie to dotarło byłam z siebie dumna. Zobaczyłam postać, która
powoli się do mnie zbliżała. Skuliłam się w sobie, oczekując...w
sumie nawet nie wiem czego. Gdy postać znalazła się już dość
blisko rozpoznałam w niej Diega.
Stałam
tam lub unosiłam się z otwartymi szeroko oczami.
-
Diego?
-
A kto inny może wyglądać równie dobrze jak ja?- odparł z
bezczelnym uśmiechem,
Zauważyłam,
że nie porusza ustami. Jego głos słyszę w głowie. Co tu się do
cholery dzieje?!- pomyślałam.
-
Masz już odpowiedź na pytanie dlaczego nagle znikam. Jestem wzywany
do osób w identycznej sytuacji w jakiej ty się teraz znajdujesz.
Lecz teraz to był mój dobrowolny wybór...proszę cię,wróć tam
na dół, potrzebujemy cię..- podszedł, a gdy poczułam jego wargi
na czole, powietrze zawirowało.
Zmarszczyłam
brwi nic nie rozumiejąc.
-
Natalia?- dobiegł mnie szept.
Poczułam
ucisk na mojej dłoni. Lekko poruszyłam palcami.
-
Diego...- wychrypiałam.
-
Nie ma go tu. Przywiózł cię do szpitala, ale nagle gdzieś
zniknął, nie mogłam go znaleźć by mu podziękować...-
zaszlochał głos.
Nagle
wszystko do mnie powróciło. Tabletki. Łazienka. Otwierane drzwi.
Głos Diega.
Uchyliłam
lekko oczy, lecz zaraz je zamknęłam. W pomieszczeniu było
rozpylone strasznie jaskrawe światło, które kłuło w oczy.
Obok
mnie siedziała mama. Która nic nie rozumiała. Lecz ja tak. W końcu
coś zrozumiałam...
Jedyne
co udało mi się jeszcze wykrztusić przed zaśnięciem to prośba,
by jak najszybciej sprowadziła Diega. Dopadła mnie nicość...
___________________________________________________________
No więc, już się pewnie domyśliłyście xd
Mam nadzieję, że nie przestaniecie tu wchodzić, po tym jak już wiecie co z Diegiem ;)
Pozdrawiam!
P.S. Pamiętajcie jutro kolejny rozdział. ;)
Uratował ją, tylko czy ona w ogóle tego chciała.?. W sumie, to nie wiem co zrobiłabym na jej miejscu, pewnie też myśli o samobójstwie by się kłębiły w mojej głowie... nie wiem :) A co do rozdziału, to podziwiam za taki pomysł, mi się jak najbardziej podoba. No i oczywiście Diego! Zależy mu na Nat. mam nadzieję, że wszystko sobie "poukładają". Nie mogłabym zasnąć, gdybym nie weszła na twojego bloga i nie przeczytala nowego rozdziału, więc jutro na pewno tu "będę"! :* Pozdrawiam / Ala
OdpowiedzUsuńTo wiele dla mnie znaczy ;*
UsuńPomysł nie wziął się z niczego ;)
Widać, że Natalia nie zna się na samobójstwach xD Są ciekawsze metody ;)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy to dobrze, że Diego ją uratował. Jeśli naprawdę nie chciała żyć, to tylko przedłużył jej cierpienia. Ale kto wie, czego Nat tak naprawdę chce? Nawet ona sama nie jest pewna...
Popsułaś mi zabawę! Ja tu się przygotowałam na zapoznanie Cię z teorią projekcji astralnej Diego, a Ty mi tu - kawa na ławę ;( I co ja teraz będę wymyślać? ;)
Pozdrawiam!
P.S. Całą historię Pana Śmietanki znajdziesz na moim blogu w "Caput II" :)
Przedstaw mi te teorie ;) bardzo przepraszam ;( Ooo to na pewno tam wejde xD
Usuń