31 grudnia, 2013

rozdział trzydziesty pierwszy.

- O czym ty mówisz... - zapytałam zaskoczona.
- No co? - uśmiechnęła się. - Nie wiadomo co mu łazi po głowie, a jest tak zakochany, że wszystko jest możliwe.
- Nie, nie, nie.
- Doobra. Niech ci będzie. A teraz idź do łazienki bo dostaniesz kopa na rozpęd.
Skierowałam się w stronę drzwi.
- Natalia?
- Co jest? - obróciłam się.
- Pamiętaj, że zawsze miałam rację. Wiesz... Nigdy się nie mylę...
Wybuchłam śmiechem.
- Zamknij się – rzuciłam w nią kapciem.
- Dobra, dobra. Idź już. Ale pamiętaj, żeby nie było, że nie mówiłam.
- Tak, tak.
A jak Alice, miała rację? Miejmy nadzieję, że nie. No zakochałam się w nim, ale że od razu ślub? Nie, nie, nie.
Szłam do łazienki pogrążona w myślach o Nim. I o Alice. I o mamie. O życiu...
Wyobraźcie sobie. Jesteście beznadziejni nic wam w życiu nie wychodzi, a tu nagle jak grom z jasnego nieba pojawia się ktoś, dzięki komu, zaczynasz choć odrobinę czuć się lepiej. Zapala się taka iskierka nadziei...
- Natalia!
- Co jest?! - krzyknęłam.
- Wołam cię od jakiś pięciu minut. W porządku? - zapytał Chris.
- Tak. Zamyśliłam się.
- Na parapecie? - otworzył z przerażenia oczy.
- Co? - rozejrzałam się.
Właśnie siedziałam na parapecie za oknem, na końcu mojego korytarza. Na końcu trzeciego piętra. Wychyliłam się. Ciekawe ile jest stąd do ziemi. No cóż.
- Nie wychylaj się stąd!
- Spokojnie. Już stąd idę – uśmiechnęłam się.
Już dochodziłam do łazienki gdy Chris powiedział:
- Nie warto, pamiętaj. Nie pierwszy i nie ostatni.
Zmarszczyłam brwi. O co mu chodzi...
Zaskoczyłam. Chodzi mu o Diega. Uśmiechnęłam się.
- Wiem.
W tym szpitalu nawet nie mogą zrobić porządnej łazienki. Lustro tak małe, że ledwo co widzę całą swoją twarz, a do tego brudne. Jakby ktoś je wysmarował błotem. Otworzyłam kosmetyczkę. Szczotka, szczoteczka, pasta, płyn, kulka, szampon, odżywka, maszynka, perfumy. Dostałam też od przyjaciółeczki Diega najczystsze ręczniki jakie widziałam. Pachniały jakimiś kwiatami, ten zapach nie był męczący, ale przyjemny. Jak powietrze w letni dzień.
Czego ta dziewczyna mi nie przyniosła. Jest wspaniała!
W końcu umyłam włosy. Wmasowałam w głowę truskawkowy szampon, mogłabym się zatracić w tej chwili. Cała pachniałam kokosowym płynem, który mi przyniósł ten Anioł w ciele dziewczyny. Kocham ją po prostu. Zęby umyłam chyba ze trzy razy. Nie wiem ile siedziałam w tej łazience, ale na pewno długo.
- Witaj czyścioszku! - podskoczyła do mnie Alice gdy tylko przekroczyłam próg sali.
- Boże, dziękuję ci, że zesłałeś tę dziewczynę na moją drogę! - roześmiałam się.
- Oh, nie ma za co kochana. Diego nie pozwala mi tu przychodzić, bo będzie to podejrzane, ale nie mogłam cię zostawić w takich chwilach.
- Dziękuję.
- Nie ma za co, ale niestety muszę już iść, robi się późno – uśmiechnęła się.
Ułożyłam się na łóżku, wymęczona całym tym dniem.
- Dziękuję ci za wszystko – wyszeptałam.
N i e m a z a c o n a j d r o ż s z a...
Zasnęłam uśmiechając się. 


No więc nadszedł ten dzień, w końcu się ten beznadziejny rok kończy. Życzę Wam żeby ten 2014 rok był o wiele lepszy. Żeby Wasze najskrytsze marzenia się spełniły, życzę weny i wszystkiego co najlepsze! 

30 grudnia, 2013

rozdział trzydziesty.

-Wychodziłaś gdzieś? - powtórzyła pytanie pielęgniarka.
Nadal siedziałam wpatrując się w brudną dłoń. Jak to się stało? Przecież to był sen... Wołałam Diega. Ale nie mogłam tam być naprawdę. Ten koszmar był strasznie realistyczny, ale nie mógł być prawdziwy...
- Natalia...
- Co? Jak do cholery mogłam stąd wyjść?! Nigdzie się stąd nie ruszam, a w oknach mam kraty! Pomyśl kretynko - ciężko opadłam na łóżko.
- Idę po lekarza, a potem dostaniesz tabletkę! I nawet się ze mną nie kłóć...
Boże, co za kobieta. Idzie tu serio zwariować!
J e s z c z e n i e c a ł e d w a d n i, w y t r z y m a s z.
Podskoczyłam na dźwięk głosu Diega.
- Jak to niecałe dwa dni? - szeptem zapytałam.
P r z e s p a ł a ś p r a w i e c a ł y d z i e ń, k s i ę ż n i c z k o - roześmiał się.
- Ok, to chyba dobrze. A ty k s i ą ż e będziesz się grubo tłumaczyć..
N i e c h z g a d n ę... A l i c e u c i e b i e b y ł a?
Kiwnęłam głową.
- Witaj Natalio - do sali wszedł Chris.
- Co znowu? - warknęłam.
- Lee powiedziała, że gdzieś łaziłaś, że jesteś w błocie.
- Jak mogłam wyjść, jak nie ruszam się z tej sali. Nie chce widzieć tych ludzi. Porzygałabym się – wybuchłam.
- Natalia... Ale ty się widziałaś w lustrze?
- Nie, nawet nie chcę. Wiem, że jestem umazana błotem, ta cała Lee mi to uświadomiła!
- Natalia... Ale ty jesteś czysta. Na twojej twarzy nie ma ani grama błota..
- Co?!
Chris uniósł pytająco brew.
- To znaczy... Tak. Tak, oczywiście - uśmiechnęłam się.
Co się do cholery dzieje?!
Chris przysiadł na łóżku.
- A jak się czujesz?
- Nie rozumiem... - usiadłam.
- Halo, ziemia do Nat, jestem twoim psychiatrą. Ostatnio pokłóciłaś się z chłopakiem, masz problemy, a ja mam ci pomóc z nimi. Mniej więcej dotarło? - machał mi rękami przed nosem roześmiany.
- Masz dobry humor, nie?
- Odrobinkę.
- Zielsko czy alko? - uśmiechnęłam się.
Podniósł ręce w poddańczym geście.
- Co złego to nie ja - roześmiał się.
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Cześć Śpiąca Królewno! - krzyknęła Alice wchodząc do sali. - Oh, dzień dobry - dygnęła przed Chrisem.
Radośnie się roześmiałam.
- Cześć.
- Witam. Natalia, teraz was zostawię, w porządku?
Kiwnęłam głową.
- Ah, Lee zaraz ci przyniesie tabletkę – uśmiechnął się.
- Dzięki.
- No więc, jak doktorek wyszedł to rozpoczynamy babskie ploteczki? - uśmiechnęła się Alice.
- Czy ja wiem...
- Nie wykręcaj się nawet. Mam dla ciebie parę drobiazgów. A teraz marsz do łazienki. Masz się umyć!
Wepchnęła mi w ręce ogromną kosmetyczkę.
- Alisson!
- Nie marudź tylko idź... Zostały niecałe dwa dni!
- Nie biorę ślubu, tylko uciekam z psychiatryka.
- Kłóciłabym się – znacząco poruszyła brwiami.
Szeroko otworzyłam oczy.




No więc muszę się pochwalić, przyjęli mi w końcu zamówienie na szablon! W końcu! Teraz czekamy ^ ^ 
Oczywiście chciałabym przypomnieć o komentowaniu, każda opinia się liczy.

29 grudnia, 2013

rozdział dwudziesty dziewiąty.

 Strasznie późno się zrobiło. Pójdę już, w porządku? - zapytała mama.
Spojrzałam na zegar. Po północy. Mimo woli się uśmiechnęłam. Jeszcze dwa dni.
- Oczywiście. Idź i się wyśpij.
- Cieszę się, że już ci lepiej - odparła całując mnie we włosy.
Łzy zaświeciły mi w oczach. Za dwa dni ją opuszczę. I najlepsze jest to, że nie wiadomo kiedy ją znowu zobaczę.
Po co się przywiązywać? Jak to jest, że matka czuje więź ze swoim dzieckiem już wtedy gdy ma je w brzuchu? To przecież tylko płód, bez rąk, nóg, zmysłów. Jak można coś takiego kochać. To tak jakby zakochać się w osobie, której jeszcze się nigdy nie widziało. Wiesz o niej jedynie tylko tyle ile sobie uroisz w głowie.
Znowu mam wrażenie, że Diego nie istnieje. Nie mamy żadnego kontaktu. On jedynie znika i „mówi” do mnie nie wiem jakim sposobem. Ale co mi po tym? Nic.
Standardowo tomik otworzył się na zniszczonej stronie. Co tym razem...

szmer dobiega także aż do Ciebie.
Słyszysz, kochana, podnoszę powieki...
... lecz czemu nie ma tu Ciebie.

- Serio?! - krzyknęłam w ciemność.
S p o k o j n i e, t a k s i ą ż k a ci n i c ci n i e z r o b i ł a - usłyszałam śmiech Diega.
- Dlaczego ja cię słyszę? - cicho zapytałam.
J e s z c z e n i e c z a s n a w y j a ś n i e n i a - odpowiedział równie cicho. - D o b r a n o c.
Wszędzie ciemność. Pod palcami czuję wilgotną ziemię. Nie wiem co się dzieje. Coś jest nie tak. Pod stopami coś mi się poruszyło. Coś jest bardzo nie tak. Robaki. Zaczynam panikować. To już nie jest szał to jest rozpacz.
- Diego!
Cisza.
- Diego, pomóż mi!
Nie mogę oddychać. To koniec. Nie dam rady..
Nagle płuca mi eksplodowały.
W szoku wystrzeliłam w górę. Podkuliłam nogi by dodać sobie odwagi.
- To tylko sen! To tylko sen! To tylko sen...
Zaczęłam płakać. W panice pełnej bezsilności zaczęłam wciskać guziczek wzywający pielęgniarki.
- Szybciej... - klnęłam pod nosem.
- Natalia, co się stało?! - krzyknęła przerażona pielęgniarka.
- Nic. To znaczy jestem troszeczkę roztrzęsiona. Zły sen. Mogłabym dostać jakąś tabletkę uspokajającą?
- Tak oczywiście. Ale Natalia masz całą brudną twarz... Wychodziłaś gdzieś?
Dotknęłam policzka. Przejechałam po nim dłonią. Coś na niej zostało...

- Mokra ziemia? - wyszeptałam.

28 grudnia, 2013

rozdział dwudziesty ósmy.

 Jak się czujesz? - zapytała mama.
- Lepiej - uśmiechnęłam się.
- Przyniosłam krakersy i lemoniadę.
- Oo to wspaniale, umieram z głodu - oczy mi się zaświeciły.
Mama wyciągnęła kilka opakowań krakersów i butelkę lemoniady. Od razu wzięłam się za otwieranie. Pociągnęłam solidny łyk lemoniady i aż jęknęłam z rozkoszy. Wpakowałam chyba garść krakersów do ust.
- Właśnie widzę - zaśmiała się mama.
Zerknęłam na zegar. Wpół do dziewiątej. Jeszcze tylko trzy i pół godziny. I zostaną dwa dni do nadejścia Diega.
Mama jakby czytała mi w myślach. Zapytała uciekając wzrokiem:
- Nat.. Łączy cię coś z tym chłopcem? Z Diegiem? Wydaje się być miły - nieśmiało się uśmiechnęła.
Dopadło mnie nie skrywane szczęście, że mogę się z nią podzielić się tym jak wspaniały jest Diego lecz od razu mnie opadł gdy sobie przypomniałam, że „zerwaliśmy”.
- Już nic - odparłam wbijając wzrok w stół.
- Jak to?
- No pokłóciliśmy się i nie chcę go więcej widzieć.
- Co zrobił? Jak nie chcesz to nie mów...
Spojrzałam na nią badawczo.
Muszę jej coś powiedzieć, ale co..
Z d r a d z i ł e m   c i ę,  p o w i e d z  j e j   t a k!  T o   c h y b a   n a j - g o r s z a   z b r o d n i a,     a   o n a  n i e   b ę d z i e   d r ą ż y ł a   t e - m a t u.
Zesztywniałam.
- Nie.. W porządku. On.. On mnie zdradził. Zdradził mnie z tą dziewczyną, co tu przychodziła. Z Alice - ledwie dostrzegalnie się uśmiechnęłam.
- Oh kochanie, tak mi przykro - uścisnęła mnie.
Gdy nie widziała mojej twarzy uśmiechnęłam się dumna ze swojego kłamstwa.
D o b r a   j e s t e ś, usłyszałam rozbawiony głos Diega.

Wiem, pomyślałam.

27 grudnia, 2013

rozdział dwudziesty siódmy.

 Nie wiem ile siedziałam z szeroko otwartymi oczami. Co się dzieje z tymi ludźmi..
Pierwszy dzień dobiega końca, pomyślałam.
Wcisnęłam guzik. Nikt do mnie nie przychodził. No to pobawimy się. Nacisnęłam go jeszcze z 50 razy.
- Tak? - zajrzała ta blondyna w rozpuszczonych włosach.
- Jestem trochę głodna. Macie coś? Jakieś krakersy na przykład? - grzecznie zapytałam.
- Przykro mi jedynie zupa z obiadu - ledwie dostrzegalnie się skrzywiła.
No cóż czyli sprawa załatwiona.
- Odpuszczę.
Wstałam by poszukać jakiś drobniaków.
- Macie tu jakiś kiosk albo sklepik? - podniosłam na nią wzrok.
- Niestety nie..
- Zajebiście.
Pielęgniarka szybko się ulotniła z sali.
Chwyciłam za telefon trzęsącymi się rękami.
- Cześć, tu Diego. Nie mogę teraz odebrać, ale wiesz co robić, więc do dzieła!
- Serio?! - krzyknęłam.
P r z y p o m i n a m c i k o c h a n a, ż e n i e m o ż e m y s i ę k o n t a k t o w a ć. U ś m i e c h n i j s i ę! - usłyszałam jego głos.
- A ty się zamknij! - krzyknęłam.
Zamknęłam oczy żeby się odrobinę uspokoić. I już zrównoważona wykręciłam numer mamy. Po dwóch sygnałach odezwała się.
- Coś się stało? - zapytała.
- Nie nic.. Tylko jestem trochę głodna, a to szpitalne żarcie nie przejdzie mi przez gardło. Robisz coś ważnego czy mogłabyś mi podwieźć jakieś krakersy albo coś?
Milczenie.
- Tak oczywiście. Zaraz będę.
- Dzięki - odparłam.
Leżąc wpatrywałam się w sufit. Dlaczego życie jest takie męczące? Jak jest dobrze zaraz musi się coś spieprzyć. Nigdy nie jest tak naprawdę dobrze, to znaczy tak mi się wydaje.
Nigdy nie przykładałam wagi do dnia, ani godziny, ani roku. Ale teraz każda sekunda się liczy, ciekawa jestem który dzisiaj.
Skierowałam się w stronę dyżurki.
- Przepraszam, który dzisiaj?
- Poniedziałek, 25 listopada za trzy dni Święto Dziękczynienia.
Za trzy dni Święto Dziękczynienia... Za dwa dni już mnie tu nie będzie. Mama będzie sama w Święto Dziękczynienia. Będzie płakać. Będzie się zastanawiać gdzie jestem.
- Natalia... Wszystko w porządku? - zapytała pielęgniarka.
- Dlaczego pani pyta?
- Płaczesz...
Szybko otarłam twarz.
- Niee, wszystko w porządku.
- Cześć, kochanie.
- Hej. - mocno przytuliłam mamę.
- Oh, coś się stało?
- Nie wszystko w porządku - uśmiechnęłam się.
- Nastawi pani wodę na herbatę? - skierowała się do pielęgniarki.
- Oczywiście.
- Idziemy?
- Pewnie - wzięłam ją pod rękę.

Wpatrywałam się w zmęczone oczy matki myśląc, że muszę wykorzystać czas, który nam pozostał.

26 grudnia, 2013

rozdział dwudziesty szósty.

 I co powiedział Chris?
- Nie musisz być zapięta...
- To super!
- Nie musisz być zapięta, ale tylko do pierwszego wybuchu. Jak wpadniesz w szał znowu cię przygwożdżą do łóżka, zrozumiałaś? - zapytała mama.
- Tak. - szepnęłam.
Ekstra, to teraz nie mogę nawet wyrazić swojego zdania bo zaraz będzie afera.
- Jak się czujesz? Nie jesteś zmęczona?
Dopiero teraz gdy o to zapytała poczułam jak oczy mi się zamykają, tak jakby nagle ktoś puścił moje powieki i pozwolił im opaść.
- Tak... Tak odrobinkę.
Mama pomogła mi ułożyć się na tym niewygodnym łóżku. Od razu odpłynęłam.
Śnił mi się tata. Stał na końcu tunelu przez który biegłam. Uśmiechał się. Co raz szybciej biegłam, on się ode mnie oddalał. Poczułam jak ziemia osuwa mi się spod nóg. Rzuciłam zrozpaczone spojrzenie w stronę ojca, który nadal się uśmiechał. W momencie, w którym uderzyłam o dno poderwałam się już całkowicie rozbudzona.
W głowie nadal miałam obraz uśmiechającego się taty. Złapałam się za głowę. Nie wytrzymam tu! - krzyknęłam w głąb siebie.
Zaczęłam płakać. Nie wiem ile na tej czynności straciłam czasu. Co jest ze mną nie tak? - zadawałam sobie to pytanie chyba z tysiąc razy.
Pamiętam, że kiedyś przed snem tata wyszeptał mi do ucha fragment wiersza...

Chciałbym kołysać cię, nucić,
być, gdy się budzisz, zasypiasz.
Chciałbym w domu jedynym być,
kto by wiedział: noc była zimna.

- Tatusiu, tak bardzo za tobą tęsknię - załkałam w ciemność.
Zasnęłam.
Natalia! Natalia! - dobiegł mnie głos.
- Co jest ? - wychrypiałam - Człowieku jest jeszcze ciemno...
Nagle się rozjaśniło.
- Ściągnięcie kołdry z głowy to nie objawienie jasności. A tak w ogóle to jest druga po południu, księżniczko.
- Kim jesteś ty kobieto bez serca? - wyciągnęłam przed siebie ręce.
Wyczułam długie włosy. Uchyliłam lekko oczy.
- Alice? Co ty tutaj robisz?
- Pomagam - uśmiechnęła się.
- Jak to?
- No tak to, tobie...i twojemu eks - dodała ciszej.
Oczy wyszły mi z orbit. Ona wie, wybuchłam w myślach.
Ale jak to. To nie jest możliwe, przecież nie mógł jej powiedzieć...
- Ty wiesz?
- Tak, w końcu mnie w coś wtajemniczył, bo o was to musiałam się dowiadywać na własną rękę nic nie chciał wypaplać. A teraz chce pomocy więc od razu zaczął mówić...
- Ale jak to...
Podeszła do mnie bliżej niż by wypadało.
- Jestem jego starą przyjaciółką... Naprawdę starą - uśmiechnęła się.
Oczy zaświeciły mi się z przerażenia.
- Co jest?
Wyprostowała się i zniknęła.

Nie dość, że Diego to teraz też Alice? O co w tym wszystkim chodzi? Oj ten koleś będzie się grubo tłumaczyć. 

25 grudnia, 2013

rozdział dwudziesty piąty.

 Ty chyba nie sądzisz, że mi się to uda? - szeroko otworzyłam oczy.
- Dasz radę. - szepnął. - Musisz dać jeśli chcesz stąd wyjść.
Przyglądałam mu się w milczeniu.
- Obiecujesz, że jak stąd wyjdę, wszystko mi wyjaśnisz? - odwróciłam wzrok.
- Obiecuję.
- Zaczynamy?
Na ustach poczułam delikatny dotyk jego warg. Ostatni raz. Przez kolejne trzy dni ich nie poczuję.
Odsunęłam się od niego i odwróciłam wzrok, by nie zobaczył rozpaczy jaka się kryje w moich oczach.
- Dasz radę. Wierzę w ciebie.
- Zamknij się! Nie chce cię już nigdy więcej widzieć na oczy.
- Natalia, uspokój się! Zaczynasz mnie już solidnie wkurzać! Jeśli uważasz, że będę to znosić to się grubo mylisz! - uśmiechnął się do mnie, a ja poczułam napływające do oczu łzy.
U ś m i e c h n i j  s i ę,   t o   t y l k o   t r z y  d n i, usłyszałam w głowie.
Jak on to ciężkiej cholery robił?! Jest czarodziejem? - zaczęłam gorączkowo myśleć.
- No i vice versa, nikt cie tu nie trzyma, a już na pewno nie ja! Zabieraj się stąd!
Wybiegłam na korytarz.
- Chris! Chris!
- Coś się stało? - zapytał zaskoczony, wychodząc z dyżurki.
Zaczęłam płakać.
- Możesz mi pomóc? Diego... Diego nie chce stąd wyjść, nie mogę znieść jego obecności, zadzwoń po panów z ochrony, proszę cię. Niech on stąd pójdzie...proszę.
Z sali wyleciał Diego.
- Natalia uspokój się! Nie rób szopki! - krzyknął Diego. - Dzień dobry. Niech się pan nie fatyguje, zaraz jej przejdzie.
Osunęłam się po ścianie. Diego złapał mnie za ramiona i zaczął mną potrząsać.
- Natalia, posłuchaj mnie. Jesteś zła. Rozumiem, ale to przejdzie i będzie git, słyszysz?
- Nie! Nie będzie git! Nie chcę cię znać, rozumiesz? Nigdy nie wybaczę ci tego co zrobiłeś.
Diego uderzył pięścią w ścianę tuż obok mojej głowy. Dobry jest, pomyślałam.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam przerażona.
Chris, który cały czas stał zboku. Teraz się przestraszył i wkroczył do akcji.
- Zostaw ją! - próbował go odciągnąć.
Diego zesztywniał.
- Nigdy...więcej...tego...nie...rób, jeśli ci życie miłe. - wycedził spokojnie lecz drapieżnie.
Chris poderwał się i ruszył korytarzem. Diego podbiegł i wziął mnie w ramiona.
- Byłaś wspaniała. Teraz przyjdzie po mnie ochrona. Bądź gotowa za trzy dni o 23;59. - w milczeniu kiwnęłam głową. - Dasz radę.
Zniknął.
Patrzyłam przed siebie. Lecz tak naprawdę w głąb siebie. Ktoś mną potargał.
- Natalia! Natalia! Słyszysz mnie? - nachylał się nade mną Chris.
Zamrugałam oczami.
- Gdzie on jest? - zapytał.
- Kto?
- Diego.
- A skąd ja mam to wiedzieć?
- No kłóciliście się, gdzie po...
- Skąd ja mam to wiedzieć do jasnej cholery. Nie chcę wiedzieć, gdzie jest. Nie obchodzi mnie to. Ważne, że sobie poszedł. - uśmiechnęłam się. - Dostanę tabletki?
- Jeszcze nie czas na kolejną dawkę.
Ogień buchnął w moich oczach.
- Potrzebuję tabletek! Rano ich nie wzięłam! Leżą rozsypane w izolatce, więc dajcie mi to gówno!
Chris skinął na jednego z przyprowadzonych mięśniaków z ochrony.
- Spróbuj mnie tylko tknąć! - Zarzucił sobie moim ciałem na ramię jakbym nic nie ważyła.
Kopałam, biłam, krzyczałam nic to nie dało dopóki nie przywiązali mnie do łóżka tymi paskami dla psycholi.
- Najlepiej zamknąć człowieka! - krzyknęłam.
Nie mogłam nawet poczytać wierszy ani posłuchać muzyki. Zostałam sama. Nie wiadomo gdzie jest Diego, matka do mnie nie przyjdzie... trzy dni nudy. Miałam jedynie nadzieję, że odwiążą mnie do przyjścia Diega.
Zakochałam się w tym dupku...lecz nigdy się do tego nie przyznam, pomyślałam. Najsłabszym się jest, gdy się kocha. Nie mogę pokazać, że jestem słaba! - zażądałam sama od siebie.
Łzy popłynęły mi strumieniem, byłam cała mokra.
- Dziękuję wam! - krzyknęłam w ciemność.
Zaczęłam trzeć wilgotną brodą o koszule, którą miałam na sobie. Nic to nie dało.
Ciekawa jestem czy tata też się tak męczył w szpitalu... Raczej nie, ja jestem w psychiatryku, on mógł normalnie funkcjonować na onkologii.
- Co mi chcecie tym udowodnić? - wiedziałam, że ktoś mnie usłyszy.
Otworzyły się drzwi.
- Co ty tutaj robisz?
- Jestem twoją mamą.
- I co z tego? - zaczęłam się szamotać.
- To z tego, że będę przy tobie nawet jeśli mnie znienawidzisz. Bo cię kocham.
- Możesz stąd iść, wystarczająco mi już ciśnienie podskoczyło. Zaraz wybuchnę.
- To wybuchaj..
- Nie mów mi co mam robić!
- Natalia...
- Odwiąż mnie. - zażądałam.
- Nie mogę... - szepnęła.
- Muszę do toalety! Mam ci się zesikać w gacie?!
Niechętnie podeszła by to zrobić. Poczułam ulgę, odruchowo się rozluźniłam.
- Dzięki. Zaraz wrócę.
Nie chcę tam wracać, to miejsce jest denne! Po co w ogóle matka tutaj przyszła, zawsze pcha się tam gdzie nie trzeba i gdzie jest Diego? O boże jaka ty głupia jesteś, stuknęłam się w czoło kiedy zorientowałam się, że nie minął nawet jeden dzień.
W łazience stanęłam przed lustrem... Wyglądam strasznie, pomyślałam. Włosy w strąkach, zmęczone, zaczerwienione oczy, wychudzone ciało. Zebrało mi się na wymioty, rzuciłam się do brudnego kibla. Nic nie chciało mi przejść przez gardło. Przecież praktycznie nic nie jadłam przez ostatnie parę dni. Nadal nachylona włożyłam dwa palce do gardła, tak głęboko jak tylko potrafiłam. W oczach pojawiły mi się łzy, zaczęłam kaszleć. Nic. Nie wytrzymam! - pomyślałam.
Kopnęłam w ścianę, po której się osunęłam chowając głowę między nogi. D a s z   r a d ę, z o b a c z y s z. W r a c a j   d o   m a t k i.. - znowu usłyszałam głos Diega.
Poderwałam się jak oparzona. Nigdzie go jednak nie było. Co z nim do cholery jest?! - krzyknęłam w myślach.
Stanęłam ostatni raz przed lustrem, zwilżyłam twarz, nałożyłam najlepszy uśmiech na twarz i wyszłam. Przed drzwiami odetchnęłam głęboko.
- Wróciłam.
Mama się uśmiechnęła.
- Lepiej?
- O wiele. - usiadłam na łóżku spuszczając wzrok. - Mamo, mogłabyś pogadać z Chris'em o te paski. Nie potrzebuję tego, naprawdę..
- Jesteś tego pewna?
- Całkowicie. - uśmiechnęłam się.
- Zobaczę co da się zrobić..
Odetchnęłam z ulgą.
- To ja zaraz wracam.
- Super.
Ok, jeden problem z głowy, pomyślałam.

Zapraszam do komentowania i obserwowania!

24 grudnia, 2013

rozdział dwudziesty czwarty.

 Przez całą noc byłam czujna, siedziałam pod ścianą nasłuchując. Nie wiem na co czekałam. Rano uchyliły się drzwi.
- Natalia? - pielęgniara przeraziła się, że nie ma mnie w łóżku.
- Czego chcesz? - odwróciła się w moją stronę.
- Mam dla ciebie leki.
- Nie potrzebuję ich. - odparowałam.
- A.. Ale musisz..
Kobieta skuliła się w sobie czekając na wybuch. Wybuch, który nie nastąpi.
- W porządku. - wzięłam tabletki.
- Naprawdę? - pielęgniarka nie potrafiła ukryć zdziwienia.
- Tak, coś się stało? - niewinnie zapytałam.
Biorąc tabletki schowałam je pod językiem. Pewnie będzie chciała sprawdzić czy połknęłam. Tutaj nie będą się bawić w zaufanie.
- Możesz otworzyć usta? - Ha! Wiedziałam.
Chętnie je otworzyłam.
- Grzeczna dziewczynka. - uśmiechnęła się piguła.
No pewnie, że grzeczna, pomyślałam.
- Kiedy mnie przeniesiecie do mojej sali?
- Na śniadanie już będziesz w wygodnym łóżku.
- Serio? To super. A co z Diegiem? Będzie mógł do mnie przyjść?
- Wydaje mi się, że nie będzie z tym problemu. Rozumiemy, że decyzja twojej matki was lekko zaskoczyła. - uśmiechnęła się.
- To miłe z waszej strony.
- Muszę wracać do pracy.
- Oczywiście. - odparłam.
Naiwniaki, pomyślałam. Wyciągnęłam dwie tabletki z ust po czym skruszyłam je piętą. Rozsypałam je wokół mnie. Nikt nie zauważy. Uśmiechnęłam się do siebie.
Byłam w sali bez okien. Ciekawa jestem ile zostało czasu do śniadania.
- Natalia, masz gościa. Szczerze mówiąc możesz już przejść do swojej sali. - do sali zajrzał Chris.
Zaraz po lekarzu pokazał się Diego, rzuciłam mu się na szyję.
- Graj. - szepnęłam.
Przytulił mnie mocniej.
- Jak się czujesz? Lepiej niż wczoraj? - zapytał mrugając do mnie.
- Taaak, o wiele.
Diego złapał mnie za rękę. Spletliśmy palce. Jakie to wspaniałe uczucie.
- Chris, bardzo mi przykro z powodu wczorajszego wybuchu. Strasznie mi wstyd. Przepraszam. - odezwałam się.
- Mi również.- dodał Diego ściskając moją rękę. - Nie powinniśmy tak zareagować. Ale niech pan się postawi w naszej sytuacji.
Uśmiechnęliśmy się przepraszająco.
Chris się zatrzymał, patrząc na nas badawczo. Nie wiedział co o tym myśleć. Serce zaczęło mi mocniej bić. Zaraz nas skmini, pomyślałam. N i e m a r t w s i ę , m o ż e i j e s t p s y c h i a - t r ą, a l e j e s t g ł u p i. - usłyszałam w głowie głos Diega.
Stanęłam jak wryta. Wpatrywałam się w niego spokojnie, on jedynie mrugnął uśmiechając się.
Chris się uśmiechnął.
- Nic nie szkodzi, już nie raz zdarzały mi się takie awantury. Ale nigdy wcześniej nikt mnie nie przeprosił. Teraz zostawię was samych, w porządku?
- W jak najlepszym. - uśmiechnęłam się do niego.
Diego zamknął kopniakiem drzwi sali, przyciskając mnie do ściany obok.
- Tęskniłem... - wychrypiał.
W jego oczach buchał ogień. Naparłam na jego usta. Czułam się wolna.
- Nie mogę tu zostać. - jęknęłam, w momencie gdy przeniósł się na moją szyję.
Zesztywniał.
- Wiem. - odparł. - Ale już coś szykuję, myślę, że wytrzymasz tu z trzy dni. Dasz radę?
- Tak, ale..
- Nic nie mów, wszystko zobaczysz w odpowiednim momencie. Tak samo jak poznasz wytłumaczenie na różne dziwne rzeczy.
Uśmiechnęłam się promiennie.
- Ale to nie wszystko...
Uniosłam brew.
- Nie będę mógł się tu pokazać przez te trzy dni.
- Okej, coś jeszcze? - zapytałam.
- No taak.. - odparł zmieszany. - Musimy udać, że się pokłóciliśmy. Musisz mnie stąd wywalić.
- Co?! Co ty knujesz? - zapytałam.
- Cśś.
Kolejny pocałunek.

- Show must go on.. - wyszeptał.

* * *

No więc nadszedł ten dzień. Ślę wszystkim najlepsze życzenia, pijanego Sylwestra i oczywiście szczęśliwego Nowego Roku. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do następnych świąt. 
Wesołych Świąt.
I pamiętajcie Mikołaj obserwuje Was przez cały rok. Bądźcie grzeczni!

23 grudnia, 2013

rozdział dwudziesty trzeci.

 Leżałam wpatrując się w biały sufit. Jak zawsze mnie to uspokajało dzisiaj nie mogło. Przed salą stały dwie piguły.
- Co zrobiłyście z Diegiem?! Gdzie jest moja matka?! - krzyczałam już chyba dziesiąty raz. Gardło zaczynało mnie boleć, a do oczu napływały mi gorzkie łzy.
Obróciłam się twarzą do ściany i zaczęłam kreślić na niej koła.
Otworzyły się drzwi.
- Natalia? - zapytał słaby głos.
- Nie, Maryja.
- Przestań.
- Nie, nie przestanę. Zamknęłaś mnie w tym szpitalu dla obłąkanych i nie chcesz mnie z niego zabrać. Nic cię już nie obchodzę. Jak dla mnie możesz już sobie pójść i nie wracać, mam cię w dupie, tak jak ty masz mnie.
- Natalia, uspokój się. Nie możemy cały czas ci podawać środków uspokajających na zmianę z rozluźniającymi. - odezwał się Chris.
- Zamknij ryj. - odparłam nadal odwrócona twarzą do ściany.
- Natalia! - zawołała oburzona matka.
- Miałaś stąd iść.
- Sama tego chciałaś, pamiętaj.
- Krzyż na drogę. - odpowiedziałam na pożegnanie.
Trzasnęły drzwi. Zaczęłam się śmiać.
- Z czego się śmiejesz? - zapytał dalej obecny Chris.
- Z was.. - odparłam krztusząc się ze śmiechu.
Mój śmiech stał się donośniejszy.
- A dokładniej? - zapytał.
Obróciłam się w jego stronę. Chwilę milczałam po czym wstałam i podeszłam do niego. Zatrzymałam się dopiero gdy dzieliły nas centymetry.
- Dokładniej? Jesteście śmieszni. Myślicie, że jak mi coś takiego powiecie to się przejmę, ale po ostatnim nożu wbitym przez moją matkę, nic już nie zrobi na mnie wrażenia. Możecie gadać, bić, krzyczeć, a ja i tak mam was w dupie. Tak jak wszyscy na tej planecie. Nikogo nie obchodzicie. Uważacie, że jestem chora. Ale to wy jesteście, bo myślicie, że jak ktoś jest inny od razu nadaje się do zamknięcia w takim miejscu. Jesteście śmieszni myśląc, że różnicie się czymś od takich jak my. A tak naprawdę jesteśmy tacy sami. Rzygam wami. Chętnie bym zobaczyła jak gnijecie... - ostatnie słowa wręcz wyplułam w jego stronę.
Chwila ciszy. Zamknęłam oczy by uspokoić oddech.
- Ulżyło ci? - zapytał spokojnie Chris.
Zaczęłam drżeć. Biłam, kopałam ściany wyzywając przy tym Chris'a. Na koniec osunęłam się na ziemię. Lekarz wyszedł. Diego gdzie jesteś?, pomyślałam. Mam dość.
Podpełzłam do drzwi.
- Kiedy będę mogła pójść do swojej sali? Dostaję tu szału.
- I bez tej sali go dostajesz.
- Zamknij ryj i odpowiedz mi na pytanie, które ci zadałam, piguło!
Cisza.
- Chris powiedział, że możliwe będzie przeniesienie cię już jutro.
Uśmiechnęłam się błogo.
- Dziękuję za tę cenną informację.. - słodko odparłam.
Osunęłam się ponownie na podłogę.
Dawno się nie myłam. Pewnie śmierdzę jak gacie tych psycholi co nie ogarniają co się z nimi dzieje i srają w nie. Ciekawa jestem czy schudłam. Nie przypominam sobie kiedy ostatni raz jadłam posiłek. Jedyne czym mnie poili to leki. Nieźle muszę być naszprycowana.

Tęsknię za nim. Nie wiem kiedy znowu go zobaczę. Wątpię żeby go wpuścili na odział po ostatniej akcji z wypisem. Nie mogę wytrzymać z myślą, że za szybko się z tego miejsca nie ruszę..

22 grudnia, 2013

rozdział dwudziesty drugi.

 Natalia, Diego. - odezwał się zmieszany głos mojej matki.
Odskoczyliśmy od siebie, zderzając się przy tym nosami. Ale to boli, pomyślałam łapiąc się za nos.
- Podpisze pani te papiery? - zapytał niewzruszony Diego.
Mama odwróciła wzrok w drugą stronę.
- Nie.
Oczy mi wyszły z orbit.
- Co?! - krzyknęliśmy w tym samym czasie.
- Nie możesz mi tego zrobić.. - jęknęłam. - oni prawie mnie zabili.
- Ty też usiłowałaś to zrobić.. - wyszeptała mama, nadal na mnie nie patrząc.
Zaczęłam drżeć. Wysunęłam się z objęć Diega. Kopnęłam najbliższy kosz na śmieci, złapałam się za głowę by nie krzyczeć, ułożyłam się na podłodze w pozycji płodowej.
Miliony myśli na sekundę: Jak ona może mi to robić? Co teraz zrobi Diego? Co ona czuje? Czy myśli teraz o mnie, czy raczej o sobie? Czy kiedykolwiek stąd wyjdę?
Nie mam siły, rwę włosy. Diego krzyczy, ale jego głos jest stłumiony, na korytarzu powiększa się chaos. Ale on mnie nie tyczy jestem poza...
Płaczę. Nic nie widzę. Jestem bezbronna. Jedynie mama wie jak najmocniej uderzyć by zabolało, udało jej się. Wygrała.
Ktoś do mnie podbiegł i chwycił mnie za głowę, usiłując ułożyć mnie w pozycji siedzącej.
- Dostała szoku. - ktoś krzyknął.
Gówno nie szok.
- Natalia! Natalia, słyszysz mnie? Pamiętaj co ci obiecałem, dotrzymam słowa! Zobaczysz, damy radę. Tylko mnie nie zostawiaj, proszę...
Co to był za głos? Znajomy, ale jednak obcy...
- Zabierzcie ją do izolatki! - krzyknął inny głos.
Dostałam drgawek. Trzymałam głowę kopiąc w tym samym czasie podnoszących mnie ludzi.
- Zostawcie mnie! Nie dotykajcie mnie! Zabierajcie ode mnie te łapska, ja chce tylko poleżeć! - zaczęłam płakać.
- Nienawidzę was! Zabijcie mnie, proszę....
W tle płacz jakiejś kobiety, krzyk jakiegoś chłopaka, stłumione głosy grupy ludzi tuż nade mną. Co się dzieje? Rzucili moim ciałem. Ale po co się martwić ciałem? To tylko skorupa. Pusta, nic nie warta. Stanie jej się coś, to się naprawi. Nie warto uważać. Zaczęło do mnie docierać co się dzieje.

Diego. Ból. Jaskrawe światło. Biały pokój. Igła. Matka. Ciemność. Spokój. Nicość. Pustka.

21 grudnia, 2013

rozdział dwudziesty pierwszy.

 Zamknęłam oczy. Nie mam siły. Najchętniej bym się poddała, ale nadal czułam ramię Diega. Lekko uchyliłam oczy.
- Diego.. - szepnęłam.
- Coś się stało? - zesztywniał.
- Nie..nic. Tylko... - zawahałam się. - Dlaczego nie powinnam cię pamiętać ani rejestrować twoich nagłych zniknięć?
- To nie jest rozmowa na teraz.. - cicho odparł.
- A na kiedy? Nigdy nic mi nie tłumaczysz. Tylko krzyczysz. To denerwujące, wiesz?
- Jak wrócimy do domu, nie zostawię cię nawet na sekundę. Wszystko ci wytłumaczę. Obiecuję ci to. - powiedział w moje włosy.
- Trzymam cię za słowo.
Niech on sobie nawet nie myśli, że w domu zbyje mnie takimi półsłówkami. Co to to nie.
- Natalia! Diego! Co się dzieje? - zawołała przerażona mama.
- Ci popiep..
- Wyrażaj się. - zarządziła mama.
- Przepraszam. Ci niepoważni ludzie, którzy prawie doprowadzili do śmierci Natalii, nie chcą nas stąd wypuścić, chyba, że pani się zgodzi na jej wyjście stąd.
- Rozumiem...
- To jak podpisze pani te papiery? - zapytał z nadzieją Diego.
- Muszę porozmawiać z doktorem. Mogę? - zapytała Chrisa.
- Oczywiście, proszę za mną. - ukłonił się. Lizus.
- O czym ona chce z nim rozmawiać? - zapytałam Diega.
Wzruszył delikatnie ramionami pamiętając o tym, że nadal się o nie opieram.
Nie mogę uwierzyć, że dzięki niemu żyję i teraz jesteśmy tak blisko. Wspaniałe uczucie. Zależy mi na nim. Nie potrafię sobie teraz wyobrazić, że mógłby zniknąć..
- Diego... - spojrzałam mu w twarz. - Proszę, nie znikaj teraz.
Łzy mi zaszkliły oczy. Mocno mnie przytulił.
- Będę teraz cały czas przy tobie. Obiecuję ci to. A jeśli teraz się nie uda powrót coś wymyśle, ufasz mi? - kiwnęłam w milczeniu głową. - Jeśli jest tak jak mówisz, to teraz musisz mi uwierzyć, że wyciągnę cię stąd. Przyrzekam.
Delikatnie dotknął moich warg. Naparłam na jego wargi oddając pocałunek. Ta chwila mogłaby trwać wieki.
- Cieszę się, że już się nie oddalasz... - wychrypiał.
Spojrzałam mu w oczy.
- Nie chwal dnia przed zachodem Słońca. - odparłam, po czym ponownie go pocałowałam.

W głowie zaszumiał mi alarm. „C o w y m y ś l i m a t k a”. Przez tę myśl, straciłam przyjemność z bliskości Diega...