- O czym ty mówisz... - zapytałam zaskoczona.
- No co? - uśmiechnęła się. - Nie wiadomo co mu łazi po głowie, a jest tak zakochany, że wszystko jest możliwe.
- Nie, nie, nie.
- Doobra. Niech ci będzie. A teraz idź do łazienki bo dostaniesz kopa na rozpęd.
Skierowałam się w stronę drzwi.
- Natalia?
- Co jest? - obróciłam się.
- Pamiętaj, że zawsze miałam rację. Wiesz... Nigdy się nie mylę...
Wybuchłam śmiechem.
- Zamknij się – rzuciłam w nią kapciem.
- Dobra, dobra. Idź już. Ale pamiętaj, żeby nie było, że nie mówiłam.
- Tak, tak.
A jak Alice, miała rację? Miejmy nadzieję, że nie. No zakochałam się w nim, ale że od razu ślub? Nie, nie, nie.
Szłam do łazienki pogrążona w myślach o Nim. I o Alice. I o mamie. O życiu...
Wyobraźcie sobie. Jesteście beznadziejni nic wam w życiu nie wychodzi, a tu nagle jak grom z jasnego nieba pojawia się ktoś, dzięki komu, zaczynasz choć odrobinę czuć się lepiej. Zapala się taka iskierka nadziei...
- Natalia!
- Co jest?! - krzyknęłam.
- Wołam cię od jakiś pięciu minut. W porządku? - zapytał Chris.
- Tak. Zamyśliłam się.
- Na parapecie? - otworzył z przerażenia oczy.
- Co? - rozejrzałam się.
Właśnie siedziałam na parapecie za oknem, na końcu mojego korytarza. Na końcu trzeciego piętra. Wychyliłam się. Ciekawe ile jest stąd do ziemi. No cóż.
- Nie wychylaj się stąd!
- Spokojnie. Już stąd idę – uśmiechnęłam się.
Już dochodziłam do łazienki gdy Chris powiedział:
- Nie warto, pamiętaj. Nie pierwszy i nie ostatni.
Zmarszczyłam brwi. O co mu chodzi...
Zaskoczyłam. Chodzi mu o Diega. Uśmiechnęłam się.
- Wiem.
W tym szpitalu nawet nie mogą zrobić porządnej łazienki. Lustro tak małe, że ledwo co widzę całą swoją twarz, a do tego brudne. Jakby ktoś je wysmarował błotem. Otworzyłam kosmetyczkę. Szczotka, szczoteczka, pasta, płyn, kulka, szampon, odżywka, maszynka, perfumy. Dostałam też od przyjaciółeczki Diega najczystsze ręczniki jakie widziałam. Pachniały jakimiś kwiatami, ten zapach nie był męczący, ale przyjemny. Jak powietrze w letni dzień.
Czego ta dziewczyna mi nie przyniosła. Jest wspaniała!
W końcu umyłam włosy. Wmasowałam w głowę truskawkowy szampon, mogłabym się zatracić w tej chwili. Cała pachniałam kokosowym płynem, który mi przyniósł ten Anioł w ciele dziewczyny. Kocham ją po prostu. Zęby umyłam chyba ze trzy razy. Nie wiem ile siedziałam w tej łazience, ale na pewno długo.
- Witaj czyścioszku! - podskoczyła do mnie Alice gdy tylko przekroczyłam próg sali.
- Boże, dziękuję ci, że zesłałeś tę dziewczynę na moją drogę! - roześmiałam się.
- Oh, nie ma za co kochana. Diego nie pozwala mi tu przychodzić, bo będzie to podejrzane, ale nie mogłam cię zostawić w takich chwilach.
- Dziękuję.
- Nie ma za co, ale niestety muszę już iść, robi się późno – uśmiechnęła się.
Ułożyłam się na łóżku, wymęczona całym tym dniem.
- Dziękuję ci za wszystko – wyszeptałam.
N i e m a z a c o n a j d r o ż s z a...
Zasnęłam uśmiechając się.
No więc nadszedł ten dzień, w końcu się ten beznadziejny rok kończy. Życzę Wam żeby ten 2014 rok był o wiele lepszy. Żeby Wasze najskrytsze marzenia się spełniły, życzę weny i wszystkiego co najlepsze!
Zasnęłam uśmiechając się.
No więc nadszedł ten dzień, w końcu się ten beznadziejny rok kończy. Życzę Wam żeby ten 2014 rok był o wiele lepszy. Żeby Wasze najskrytsze marzenia się spełniły, życzę weny i wszystkiego co najlepsze!