25 lutego, 2014

rozdział osiemdziesiąty drugi.

Leżałam w ramionach mojego ukochanego skąpana w ciepłym słońcu. Wyciągnęłam dłoń wkładając ją w smugę promieni słonecznych. Na skórze zaczęły tańczyć tęczowe plamki. Jak idealnie. Jak w tych wszystkich ckliwych komediach romantycznych.
- Interesujące, no nie?
Lekko podskoczyłam kładąc rękę na klatkę piersiową Diega.
- Myślałam, że śpisz - wyszeptałam.
- Rzadko kiedy śpię, czasami lubię po prostu leżeć z zamkniętymi oczami, myśleć, nie ruszać się i po prostu upajać się pięknem ciszy.
- To wspaniałe.
Cicho się roześmiał.
- To żałosne, ale jak się nie jest zmęczonym to to jedyne co pozostaje.
Oparłam się na przedramionach wpatrując się w jego piękne tęczówki.
- Jesteś pewna? - Poważnie zapytał.
Zamknęłam oczy.
- Nigdy niczego nie jestem pewna. Nigdy nie byłam, ani też nigdy nie będę - lekko się uśmiechnęłam. - Ale to jedyne czego teraz chcę.
Delikatnie odgarnął mi włosy z oczu.
- Z chęcią wymazałbym ci pamięć.
Szybko otworzyłam oczy.
- Co?
Roześmiał się.
- Żebyś nie pamiętała, że w taki sposób ci się oświadczyłem. To powinno wyglądać zupełnie inaczej. Z pierścionkiem, kwiatami i w ogóle.
Delikatnie go pocałowałam.
- Nie potrzebnie. Zaręczyny z zaskoczenia biją wszystko inne na głowę. Chętny na śniadanie?
- Pewnie - przeciągnął się.
Szybko ubrałam się w dresy i związałam odrastające, ciemne fale. Nie chciałam nawet myśleć o moim porannym oddechu.
Moje chęci i zdolności kulinarne zaczynały się na płatkach z mlekiem, a kończyły na jajecznicy. Więc wsypałam czekoladowe płatki do misek szybko zalewając je mlekiem.
- A oto i wyrafinowane danie twojej przyszłej żony! - Roześmiałam się wchodząc do pokoju.
Wręczyłam mu miseczkę. Wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.
- Chyba załatwię ci lekcje gotowanie kochana.
Uderzyłam go lekko łyżką.
- Sam sobie wybrałeś narzeczoną.
- I jestem z tego zadowolony - lekko mnie pocałował. - Jedziemy na miasto?
- Czemu nie - wzruszyłam ramionami.
Diego wydawał się wielce zadowolony z tego faktu.
- Co jest?
- Nic, nic - szeroko się uśmiechnął.
Uniosłam podminowana brew, jedynie wzruszając ramionami. I tak nic z niego nie wyciągnę.
Odstawiłam puste naczynie na stolik i skierowałam się powoli do garderoby.
- Ile mi dajesz czasu?
- Godzinkę - uśmiechnął się.
Znalazłam prześliczną, białą sukienkę na ramiączkach. Cała była w malutkie, czerwone różyczki.
Chwyciłam czarne sandałki na obcasie. Szykując się w łazience usłyszałam, że Diego jak nakręcony rozmawia z kimś przez telefon. Tajemniczy chłoptaś z tego naszego aniołka.
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Mogę? - Usłyszałam głos Alice.
- Wchodź - odblokowałam zamek.
- Jak tam? - Usiadła na umywalce przyglądając mi się podczas gdy ja usiłowałam się pomalować.
- Super, jedziemy na miasto.
- Uuu czyżby Diego zaprosił panią na kolejną randkę?
- Nie wiem. Wiadomo mi jedynie, że coś knuje. Cały czas pertraktuje z kimś przez telefon - wzruszyłam ramionami.
- To dość podejrzane.
- Dobra, ja lecę, do zobaczenia, mała! - Pocałowałam ją w policzek.
- Bawcie się dobrze!
Zeszłam na dół poprawiając szpilki. Diego już stał przy drzwiach. Jak zwykle wyglądał wspaniale. Skórzana kurtka, jego ulubiony i nieodłączny element ubioru. Wyższe wiązane buty i beżowy t-shirt. W całym pomieszczeniu dało się czuć jego drogą wodę kolońską.
- W końcu! - Uniósł ręce do góry.
Przewróciłam oczami.
W czasie jazdy nie odzywaliśmy się. Zadowolona z obrotu wydarzeń wpatrywałam się przez okno. Dobrze wyszło, pomyślałam. Wszystko się ułożyło, a my będziemy się kochać i wspierać jeszcze bardziej niż dotychczas. Na poboczu zostały ustawione białe tabliczki z wypisanymi na nich słowami. Jestem pewna, że nie było ich tu przy ostatniej mojej jeździe.
- Co to? - Zapytałam.
- Nie wiem. Może jakieś reklamy. Czytaj, ja prowadzę.
Nie zwróciwszy uwagi ominęliśmy już dwie z nich.
- Jeśli.
- Mnie.
- Kochasz.
- I.
- Chcesz.
- Tego.
- Równie.
- Mocno.
- Jak.
- Ja.
- Wyjdź.
- Za.
- Mnie.
Z niedowierzaniem spojrzałam na Diega.
- Tak jak powinno być od początku - szeroko się uśmiechnął wskazując coś przed nami.
Odwróciłam wzrok w tamtą stronę. Zauważyłam mnóstwo ludzi trzymających biało-czerwone balony. Nad nimi wznosił się transparent "Natalia&Diego". Wśród nich dojrzałam Morris'a. Pokręciłam zachwycona głową.
Diego szybko wyszedł z samochodu, a ja z otwartymi ustami nadal siedziałam w jednym miejscu.
Za rękę wyprowadził mnie z samochodu. Uklęknął na jedno kolano wyciągając zza siebie czerwone pudełeczko w kształcie serca.
- Więc? - Uśmiechnął się.
- Pewnie! Tak! Już ci przecież odpowiedziałam kretynie! Kocham cię! - Rzuciłam mu się na szyję, a w tle dało się słyszeć uradowane okrzyki i oklaski.
Włożył mi prześliczny, złoty pierścionek z kilkoma malutkimi oczkami. Nie wiem, może to były brylanty. Coś mi się lekko wbiło od wewnątrz pierścionka. Zmarszczyłam brwi.
- Malutkie serduszko, które zostawi ślad jak ściągniesz pierścionek, plus nasze imiona - pocałował mnie w policzek.
- Jest przepiękny! - Pocałowałam go wkładając w ten pocałunek całą moją miłość do niego.
Z dwóch stron podlatywały kobiety wręczając mi bukiety czerwonych róż.
- Jak to są zaręczyny, to ciekawa jestem ślubu! - Roześmiałam się.

3 komentarze:

  1. Jestem nienormalna, ale chyba zabiłabym za takie oświadczyny. Nie lubię szopek. Kretyńskie oświadczyny po kłótni podobały mi się o niebo bardziej. No ale Diego to Diego - działa z rozmachem :)
    Kocham sposób, w jaki się przekomarzają ;D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście może te oświadczyny były zbyt "wystawne" ale to je Diego, tego nie ogarniesz :D Ja również jestem ciekawa ślubu. Może Diego znów wpadnie na jakiś swój genialny pomysł i zorganizuje ślub pod wodą albo w powietrzu :D To było by coś ;) Pomyśl o tym :)
    Oczywiście żartuję :D Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę się doczekać jaki będzie ślub. Te zaręczyny były lekko nienormalne, ale okey. Ja chciałabym mieć podobne. Z tego Diega to czasami niezły romantyk.
    Czekam na następny rozdział
    Catherin

    OdpowiedzUsuń