15 lutego, 2014

rozdział siedemdziesiąty drugi.

Trzasnęłam z całych sił drzwiami wejściowymi powstrzymując narastający we mnie szloch. Kopnęłam pieprzoną Kie Sorento, czując jak cała stopa zaczyna mi pulsować. Wsiadłam do samochodu szybko go odpalając. Nigdy przedtem nie prowadziłam. Nie ciągnęło mnie do tego nigdy, wolałam chodzić. Silnik praktycznie od razu zgasł. Uderzyłam w kierownicę otwartą dłonią krztusząc się łzami. Czy my zawsze musimy się kłócić?! Czy przez pewien czas jak jest dobrze wszystko zaraz musi się zepsuć?! Staram się. Najwyraźniej to za mało. Wzięłam głęboki oddech i powoli już całkowicie spokojna przekręciłam kluczyk. Udało się. Delikatnie wymanewrowałam na główną. Nie wiem gdzie zamierzam pojechać, byle jak najdalej od tego miejsca. Jechałam przed siebie, to podskakując to wyczuwając pojazd kilkadziesiąt kilometrów. Żar leje się z nieba, a ja nie potrafię włączyć klimatyzacji. Zjechałam do kawiarni w jakimś miasteczku. Rozsiadłam się w chłodnym pomieszczeniu czekając na zbawienie.
Ktoś odchrząknął.
- Coś podać? - Zapytał kelner.
- Nie dzięki..
Zrezygnowany student wrócił za ladę nadal obserwując niezbyt obleganą knajpkę.
- Albo wiesz co? Mam ochotę na mrożoną kawę.
Oczy mu się zaświeciły.
- Jaką?
- Zimną - uśmiechnęłam się.
Przewrócił oczami. Uroczo, pomyślałam.
- Obojętne, byle była zimna i dobra - łagodnie odparłam.
- Już się robi - zasalutował.
Kiedy chłopak był całkowicie pochłonięty robieniem dla mnie kawy, niepostrzeżenie mu się przyglądałam. Szerokie barki, odrastające, złociste kędziorki. Pochwycił mój wzrok lekko się uśmiechając, odpowiedziałam uśmiechem. Czekoladowe oczy, które miały dno daleko, daleko stąd. W pasie miał zawiązany stylowy, firmowy fartuszek. Uśmiechnęłam się.
- Oto i kawa a'la Stan.
- Stan?
- Tak, to moje imię - uśmiechnął się.
- Sprytnie - serdecznie się roześmiałam całkowicie zapominając o cycatej i o Diegu i o Mo.
Lekko się zarumienił.
- Mogę?
Rozejrzałam się dookoła.
- Nie powinieneś pracować?
- A widzisz tu kogoś?
- Co prawda to prawda. Siadaj - uśmiechnęłam się.
- Dzięki, a więc jestem Stan.
- Natalia - wyciągnęłam rękę, którą on lekko pocałował.
- Turystyka czy nowa mieszkanka?
- A gdzie jesteśmy?
Spojrzał na mnie jak na kretynkę, wbiłam wzrok w kubek z kostkami lodu i pyszną kawą.
- Wyjazd z San Francisco.
- Oh, a więc nowa z San Francisco - uśmiechnęłam się.
- A co cię tu sprowadza? - Szczerze się zdziwił.
W milczeniu mu się przyjrzałam.
- Życie - wzruszyłam ramionami.
- No nieźle. Panna z tajemnicą.
Uniosłam lekko kącik ust.
- Wiesz, mieszkanie potem studia. A na razie zabawa - wyszczerzyłam się.
- A ty co robisz, prócz tej pracy?
- Studiuję na Uniwersytecie Kalifornijskim - wzruszył ramionami.
- A co studiujesz?
- Prawo.
- To ja lepiej będę znikać.
- Dlaczego? - Szeroko otworzył oczy.
- Koszmarnie prowadzę więc zamknij oczy żebyś nie widział ile zakazów łamię przy wyjeździe - uśmiechnęłam się.
- Spokojnie. Nauczysz się jeszcze. Może jakieś prywatne lekcje?
- Oh...
- Nie, przepraszam, zagalopowałem się.
- Nie masz za co przepraszać. Ja tylko... Mój chłopak zamierza mnie nauczyć przed studiami. Jak na razie to tylko on jeździ, ale przycisnę go - lekko się uśmiechnęłam.
- Ah, chłopak? No cóż... Ej, czekaj, czekaj. Nowa z San Francisco, chłopak. To przypadkiem nie u was była ta głośna impreza, na której koleś wynosił dziewczynę z łazienki?
- Tak, to nasza sprawka. A z tą dziewczyną właśnie rozmawiasz - wskazałam na siebie.
Lekko się zarumienił.
- Podobno zabawa była odjechana. Powtórzcie to, przyprowadzę parę osób - uśmiechnął się.
- Pogadam z nim.
- Dam ci swój numer, jak coś to dzwoń z namiarami na bibę.
Wybiegł na zaplecze, po chwili wrócił ze skrawkiem papieru, na którym pięknym pismem były wypisane równiutkie cyfry.
- Nie ma sprawy - uśmiechnęłam się.
Zaczęłam się wycofywać.
- To na razie - pomachałam mu.
Nie zauważając podestu, wylądowałam na siedzeniu.
- Nic ci nie jest?! - Zawołał przerażony Stan.
- Nie, nie, nie, nie - czułam jak oblewam się szkarłatnym rumieńcem. - To na razie!
Szybko pobiegłam do samochodu zamykając się w nim głęboko oddychając.
- Głupia, głupia, głupia - strzeliłam się w czoło.

4 komentarze:

  1. Oh, i co ja mam napisać? Rozdział, jak zwykle świetny. Natalia niepotrzebnie mówiła mu o Diego. Mały podryw jeszcze nikomu nie zaszkodził :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie dłuższy rozdział!
    Niech ona się opanuje, bo jeszcze się w Stanie zabuja.
    I niech weźmie się w garść i wywali cycatą ze swojego domu! xD
    Koffam <3 ;* xxx

    OdpowiedzUsuń
  3. Ktoś tu z kimś flirtuje :D Lepiej żeby się Diego nie dowiedział, bo chłopaka ukatrupi xD
    A Nati jest chyba geniuszem! Pierwszy raz za kółkiem i już gdzieś dojechała? I to nawet dalej niż do najbliższego drzewa? Impossible is nothing!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziewczyno pisz dluzsze rozdzialy, bo zawsze przerywasz w najlepszym momecie i cholere bierze. Nie moge sie doczekac kim jest 'cycata'. Nigdy nie mozna sie dowieciec wiecej ^^ nienawidze cie. Jak zawsze rozdzial meeeeega <3

    OdpowiedzUsuń