04 lutego, 2014

rozdział sześćdziesiąty pierwszy.

Usłyszeliśmy pukanie. Diego przeciągle westchnął.
- Tak - odchrząknęłam - Tak?
Diego cicho się zaśmiał. Walnęłam go w bok uśmiechając się.
- Przeszkadzam? - Do środka zajrzała Alice.
- Nie - uśmiechnęłam się.
- Tak - westchnął Diego.
Przewróciłam oczami i zepchnęłam go z siebie. Usiadłam wyprostowana.
Przysiadła na rogu łóżka. Zaczęła skubać rąbek pościeli.
- Diego... Mam do ciebie prośbę.
Stał się czujny.
- Mógłbyś pogadać z Mo... - zająknęła się. - Z Morrisem?
Złagodniał.
- Oczywiście - przytulił ją mocno. - Coś zrobił?
- Przyszedł na plaże i wiesz jaki on jest... - Załkała.
- Tak wiem, nie powinien przyjeżdżać - głęboko odetchnął. - Ale nie mogę go wyrzucić.
- Rozumiem, ale żeby nie komentował ani wiesz te jego teksty, gesty i w ogóle - popatrzyła na nas pustym wzrokiem.
- Pewnie mała - uścisnął ją.
- Mówiłam mu żeby tam nie szedł - opadłam zrezygnowana na łóżko.
- Zaraz wracam - pocałował mnie w nos.
Skrzywiłam się po czym wybuchnęłam śmiechem.
- Jesteś twarda - odparłam. - Poradzisz sobie ja to wiem. Mo nie zasługiwał na ciebie i nadal nie zasługuje i on bardzo dobrze o tym wie. A ty wiesz, że stać cię na kogoś lepszego. Na przykład mięśniak z imprezy?
- Taak, fajny był. Ale Mo go nastraszył jak wpadł na plażę. Zabieraj łapy od nie swojego bo łap nie odzyskasz - zaczęła naśladować przemądrzały głos Morrisa.
 Wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Masz szczęście, że spotkałaś Diega, to najlepszy facet pod Słońcem - spojrzała na mnie.
- Wiem - smutno się uśmiechnęłam.
Z dołu dobiegł nas krzyk Diega. Nie zdziwiłabym się gdyby pobił Morrisa.
Otworzyły się drzwi.
- Załatwione - uśmiechnął się.
Rzucił się na miejsce tuż obok mnie.
- Dziękuję ci, jesteś najlepszy - Alice zaświeciły się oczy.
- No wiem - przewrócił oczami. - A teraz wynocha.
Serdecznie się roześmiała.
- Jadę na miasto, potrzebujecie czegoś? Może gumki? - Poruszyła brwiami.
Poczułam jak gorąco wpływa mi na policzki.
Pokręciliśmy głowami. Wzruszyła ramionami i wyszła.
- O czym gadaliśmy?
- Ah, opowiadałam ci o tym jak usta mi drętwieją.
Wybuchnął śmiechem.
- A no tak, miałem ci pomóc zwalczyć tę dolegliwość.
Zachichotałam jak idiotka. Nawet nie podejrzewałam, że taki odgłos może wyjść z mojego gardła.
Pocałunki stały się o wiele bardziej nachalne, ale też przyjemniejsze.
Ręcznik puścił pod wpływem jego dotyku. Jęknęłam. Zerknął na mnie z uniesioną brwią.
I co teraz? Tak czy nie? Już czy jeszcze powinnam poczekać?
Lekko kiwnęłam głową.
Stawiamy kolejny krok w naszym związku. Zamknęłam oczy i dałam się ponieść.

1 komentarz: