10 lutego, 2014

rozdział sześćdziesiąty siódmy.

- W porządku - kiwnęłam głową nadal zachwycona tym miejscem.
Odsunął mi krzesełko, co było kolejnym przykładem jego wychowania przez matkę.
Otworzyłam menu, które było dość ubogie w specjały za to bogate w ceny, szeroko otworzyłam oczy.
- Bierz co chcesz - westchnął przeciągle.
Przewróciłam oczami.
Chyba jedyne co rzuciło mi się w oczy dość normalnego i taniego to sałatka grecka.
Przyszedł ten sam kelner co nas tu przyprowadził.
- Zdecydowali państwo?
- Tak, oczywiście - odparł Diego.
Mężczyzna wyciągnął malutki notesik i eleganckie pióro, lekko uniósł brew.
Diego wskazał na mnie. Odchrząknęłam.
- Sałatkę grecką i pieczywko lekko przypieczone - uśmiechnęłam się.
- A ja, jagnięcinę po meksykańsku. Ah, prosimy jeszcze o butelkę czerwonego wina.
- Wytrwane czy słodkie?
- Pół na pół - mrugnął do mnie.
- Jak sobie pan życzy - poirytowany się uśmiechnął.
Nie rozumiem takich ludzi. Po co biorą się za pracę gdzie wymagany jest kontakt z ludźmi. Po co pracują jeśli wiecznie są nie zadowoleni, a rozmowa z klientem to kara.
- Diego, skąd ty masz na to pieniądze?
- A czy to ważne?
- No wydaje mi się że tak, biorąc pod uwagę samochód, wielki teren i ogromny dom plus drogie kolacje. Zapomniałabym jeszcze o wyprawieniu imprezy z mnóstwem drogiego alkoholu - uniosłam brew.
- Trochę się tego uzbierało przez ostatnie dni - roześmiał się.
- A więc?
- Dostaje takie małe wypłaty od Angel'ów za zlecenie.
- Nazywasz to małą wypłatą? - Szeroko otworzyłam oczy.
Wzruszył ramionami.
- Nie chcesz wiedzieć ile oni sami zbijają na tym kasy.
- Okey. A więc, jaki plan na dzisiejszy wieczór, panie romantyczny?
- Przestań bo się zarumienię.
Przekrzywiłam lekko głowę.
- Nie, nic. Plany na wieczór? Jemy, idziemy się przejść molem, usiądziemy na plaży z winem i porobimy zdjęcia starym polaroidem, który należy do ciebie i poprzyklejamy je u nas - uśmiechnął się zadowolony z siebie.
- Polaroidem, który należy do mnie? - Szeroko otworzyłam oczy.
- Niespodzianka! - Uśmiechnął się.
- Miło z twojej strony.
- Oto państwa zamówienia.
Kelner położył przede mną miseczkę z sałatką, napakowaną serem fetą i grzankami. Ślinka mi napłynęła do ust.
Diego za to otrzymał wielki talerz mięcha z malutkimi ziemniaczkami i sałatą.
Kiwnęłam lekko głową.
Diego zabrał mężczyźnie butelkę wina i wyprosił go ruchem dłoni. Sam wziął się za nalewanie alkoholu do kieliszków.
- Starczy mi już, w ostatnich dniach już wystarczająco wypiłam.
- W końcu mówisz  n i e - roześmiał się.
Przewróciłam oczami.
- Zejdź ze mnie.
- Za szybko tego nie zrobię - poruszył brwiami.
Czułam jak oblewam się rumieńcem.
- Uwielbiasz mnie zawstydzać - odpowiedziałam wkurzona.
- Nie marudź księżniczko.
Wzięłam pierwszy kęs nadal uciekając wzrokiem. W sumie sałatka nie była jakaś mistrzowska jak się spodziewałam po jej cenie, ale można było ją zjeść z przyjemnością. Zerknęłam na Diega, jadł aż mu się uszy trzęsły. Lekko się uśmiechnęłam.
Podniosłam kieliszek.
- Czekaj!
Spojrzałam przerażona na Diega. Wstał unosząc swój kieliszek.
- Wznoszę toast za nowe życie!
- Za nowe życie! - Uśmiechnęłam się promiennie.
Łyknęłam i zaniemówiłam. Wino było wprost bajeczne. Idealna połówka, było czuć kwasek, ale też słodycz. Żadne z nich nie zacierało się, oby dwa były równie wyraziste. Przepyszne.
- Najlepsze wino jakie kiedykolwiek piłem - westchnął.
- Idealne wino na idealne rozpoczęcie nowego życia - Oczy zaświeciły mi się milionem gwiazd.
- Tak! Też chcę to idealne wino!
Zamarliśmy.

1 komentarz:

  1. Rozumiem, że Natalii głupio było cokolwiek zamawiać, biorąc pod uwagę ceny, ale mimo wszystko ja na jej miejscu na pewno nie zamówiłabym sałatki greckiej. Nieczęsto bywa się w takich drogich i świetnych restauracjach, a poza tym, gdyby Diego nie było na to stać, na pewno poszliby gdzieś indziej. Dziewczyna powinna więc była skorzystać z takiej możliwości i spróbować jednego z pysznych dań, jakich nie jada się w przeciętnych lokalach.
    Pozdrawiam
    koszmar-na-jawie
    b-u-n-t

    OdpowiedzUsuń