20 lutego, 2014

rozdział siedemdziesiąty siódmy.

Wyrwana z kłębiących się w mojej głowie myśli podskoczyłam zaskoczona, mimo, że wiedziałam do kogo głos należał. Nie podobało mi się, że wiem kto nadchodzi. Nie chciałam nawet myśleć o tym kimś. Serce zaczęło bić szaleńczym tempem, bałam się. Rozejrzałam się dookoła próbując wychwycić jakikolwiek ruch w ciemności.
- Wiesz, to jest dość śmieszne. Jesteś kimś ważnym w moim świecie, a nikt nie potrafi odpowiedzieć dlaczego. Zamierzam się tego dowiedzieć - odezwał się głos Angel'a, poczułam jego oddech na karku.
Odwróciłam się jak najszybciej mogłam, od razu cofając się omal nie wpadając na starca.
- Witaj - uśmiechnął się pewny siebie.
Uniosłam brew.
- Co ty tutaj robisz?
Uniosłam podbródek nie okazując, że w jakikolwiek sposób boję się go. W rzeczywistości bałam się jak cholera.
- Już powiedziałem. Dowiaduję się kim jesteś.
- No to przyszedłeś w złe miejsce. Nikt tu do cholery tego nie wie!
- Ale spokojnie.
- Nie uspokajaj mnie.
- Jestem Ali - wyciągnął rękę.
Bezczelnie się roześmiałam.
- Serio? Ali? Czy tylko Diego i Alice mają normalne imiona w tej całej rodzinie aniołków?
- Ali to skrót od Aliado. Moje imię znaczy s p r z y m i e r z e n i e c, co znaczy, że nie masz we mnie wroga. Mimo, że chcę cię zabić iż jesteś dla nas wielką niewiadomą i zapewne zagrożeniem, to tego nie zrobię. Chcę cię jedynie powitać w Angl'ach - rozłożył teatralnie ręce.
Pokręciłam głową.
- Nie ma opcji. Nie będę Angel'em. Nie chcę stracić ostatnich bliskich, którzy mi zostali na rzecz bycia jakimś zarozumiałym guru.
Ali cały zesztywniał. Poczułam lekkie ukłucie strachu.
- Jesteś tego pewna?
Kiwnęłam głową.
- A więc dobrze - zatarł dłońmi.
Po chwili podniósł je do góry odrzucając do tyłu głowę. Szeptał coś pod nosem. Nagle stanął wyprostowany jakby nigdy przedtem nie zachowywał się jak obłąkany.
- Co żeś zrobił? Abrakadabra i te sprawy? - Nerwowo się zaśmiałam.
Podszedł do mnie szybciej niż mogłam się tego spodziewać. Chwycił mnie mocno za gardło.
- Nie rób sobie żartów z mocy Angel'a ani mojej... - wysyczał.
Powietrze kończyło się w moich płucach. Cicho jęknęłam. Kiwnęłam szybko głową żeby mnie puścił.
- A więc dobrze... Wybierz miejsce swojego ciała.
- Że co? - Obruszyłam się.
- Rób co mówię!
- Nadgarstek - szybko wycedziłam.
- Wspaniale, pokaż mi go - wyciągnął do mnie dłoń.
W ciszy wpatrywałam się w jego nieprzeniknione oczy. Co on kombinuje... Niechętnie zrobiłam to o co prosił. Chwycił moją dłoń w żelaznym uścisku, czułam jak krew nie dociera do palców. Jęknęłam.
Z peleryny wyłoniła się jego śniada ręka, w której ściskał sztylet...
- Nie! Puść mnie! - Szarpałam się.
- Spokojnie, bo inaczej będzie bolało. Odpręż się...
Diego? Diego! Wiem, że teraz pewnie zajmujesz się poszkodowaną, ale potrzebuję twojej po...
Nie mogłam dalej myśleć... Jakby ściana wylądowała odgradzając mnie od Diega.
- Co mi zrobiłeś? - Podniosłam na niego wzrok.
- Zablokowałem wasze połączenie. Dość przydatna sztuczka... - Zamyślił się z chytrym uśmieszkiem. - Ale do rzeczy, wypowiedz te słowa: Yo, como el angel de la muerte, yo la echo para las edades.
Posłusznie wyszeptałam wiązankę rozumiejąc co drugie słowo. Lekko się skrzywiłam czując palący ból na moim nadgarstku. Gorąca krew spłynęła ciurkiem po mojej dłoni.
- Zostaw ją! - Usłyszałam krzyk Diega.
Ali przewrócił oczami, wyciągnął dłoń w stronę Diega. Chłopak nagle stanął w miejscu nie mogąc się poruszyć.
Krzyknęłam z bezsilności.
- Zabijesz ją! To nie jest nasze zadanie! My nie zabijamy!
Angel się uśmiechnął.
- Ten o to znak hańbi twą duszę i twe dobre imię! Na zawsze pozostaniesz pomiotem najwyższego! - Krzyknął Aliado.
To było ostatnie co usłyszałam. Poruszałam się w otchłani, nadal czułam pulsującą ranę na moim nadgarstku, ale nic poza tym się nie działo. Byłam obserwatorem. Widziałam jak Diego rzuca się w stronę mojego bezwładnego ciała, szturcha mną. Nie słyszę jednak co mówi. Nagle Angel spojrzał wprost na mnie. Kiwnął głową i coś mnie pociągnęło za nogę.
- Natalia!
Otworzyłam szeroko oczy biorąc głęboki haust powietrza. Zakrztusiłam się.
- Co się stało? - Rozpłakałam się w ramionach Diega.
- Ćśśś, ćśśś, ćśśś - szeptał mi do ucha.
- No! Koniec tego beczenia!
Diego rzucił starcowi wrogie spojrzenie.
Wstałam nadal oparta o Diega. Podniosłam z godnością podbródek.
- Spójrz na nadgarstek - rozkazał.
Na owej części aż po palce biegł czarny tatuaż złożony z małych piórek, nadgarstek był opleciony słowami, które wyszeptałam przed nacięciem. Po ranie nie było ani śladu.
- Co znaczą te słowa? Co znaczy ten tatuaż? - Szeroko otworzyłam oczy.
- Ja, jako Anioł Śmierci będę ci oddany na całe wieki - lekko się uśmiechnął. 
- Jak to na całe wieki? Ja tylko chciałam zostać tym kim jestem a nie jakimś Angel'em!
- W ten sposób odmówiłaś najwyższemu z nas. Schańbiłaś swoje imię obrażając naszych braci, nie cofniesz już tego. - Wzruszył ramionami. - Od dziś jesteś nieśmiertelna i na zawsze oddana nam.
Po tych słowach zniknął bez śladu.

4 komentarze:

  1. Ale się porobiło! Ło matko pszenajśfiętsza! xD
    Lecę uczyć się biologii na prace klasową na jutro.
    Czyli jednak Angel? Suupeer... Po prostu genialnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początek: nie "schańbić", a "zhańbić" :)
    Nie spodziewałam się, że to wszystko będzie tak wyglądać. Ten Angel mnie przeraża... Nie spodziewałam się, że hmm... "transformacja" Natalii będzie tak wyglądać.
    Bardzo fajny rozdział, serio :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O boze pierwszy blad. Dziekuje bardzo za poprawke ;D
      Z tego wlasnie rozdzialu jestem chyba najbardziej zdowolona. Dziekuje za mile slowa pozdrawiam ;)

      Usuń
  3. To się zamienia w jakiś koszmar. Lubię Twoje opowiadanie, ale te całe Anioły Śmierci zaczynają mnie przerażać. Niepotrzebnie Diego ją zabierał. Gdyby była teraz z matką, wszystko było by ok.

    OdpowiedzUsuń