07 lutego, 2014

rozdział sześćdziesiąty czwarty.

- Jesteś silna. Nikomu nie przydzielasz jego miejsca. No może nie zawsze.
Uniosłam brew.
- No przydzieliłaś mi wizytówkę, w szkole, na początku naszej znajomości.
- Tylko dlatego, że zachowywałeś się jak frajer - uśmiechnęłam się.
- Nie prawda. Byłem po prostu zakochany.
Przewróciłam oczami.
- Mam nadzieję, że dojdą do porozumienia. Przez te parę dni jak Mo tutaj jest, nie widziałam go tak przybitego jak dzisiaj rano.
- Kiedyś byli naprawdę fajną parą. Ale Morris'owi odbiło i zranił ją. Długo przeżywała ich rozstanie.
- Co się wtedy stało?
- Mianowali go Angel'em.
Lekko wzruszył ramionami.
- Widać nawrócił się.
Kiwnęłam głową.
- Wiesz co?
- Nie wiem.
- Nie żałuję, że uciekłam.
- Cieszy mnie to - nieśmiało się uśmiechnął.
Spojrzałam w drugą stronę. Postanowiłam, że powiem mu o tym.
- Nic mi się dzisiaj nie śniło. To znaczy nic niepokojącego - lekko uniosłam kąciki ust.
- To widzisz jakie jest na to lekarstwo? Musisz korzystać póki działa.
Wybuchnęłam śmiechem.
- Chyba śnisz.
- To jeszcze mogę. Wracamy? Siedzisz tu prawie cały dzień.
Cały dzień? Przed dwunastą przyszłam do Alice. Minęło już całe popołudnie? Niemożliwe.
A jednak, Słońce chyliło się już ku zachodowi. Niebo było niebiesko-różowe, lekko wchodziło w fiolet. A Słońce już do połowy było zatopione w Pacyfiku.
- Jak pięknie... - Wyszeptałam.
Spojrzałam na Diega zatracając się w jego błękitnych oczach, granatowe cętki mieniły się pod błyskiem zachwytu.
Zmarszczyłam brwi.
- Coś się stało?
- Nie. Po prostu strasznie tu pięknie.
Zarumieniłam się, lekko go dźgnęłam w bok. Uśmiechnięty zbliżył swoją twarz do mojej. Zatrzymał się centymetr przed nią.
- Na co czekasz? - Wyszeptałam.
- Na ciebie - mrugnął do mnie po czym naparł na moje usta.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i lekko głaskałam jego kark. Czułam jak pożądanie krąży w moich żyłach. Sturlaliśmy się na samą plaże. Nie mogłam wytrzymać i wybuchnęłam śmiechem.
Westchnął.
- Z tobą zrobić coś poważnego.
Zaczęłam się krztusić.
- Spadaj - wyjąkałam. - Jestem cała w piasku. Wracajmy.
Podałam mu dłoń i już leżałam na piasku obok niego.
- Ej! Mieliśmy wracać - roześmiałam się.
- Dobra, dobra. Ścigamy się?
Pokręciłam głową.
Zarzucił mi rękę na ramię. W ciszy wracaliśmy do domku.
W domu stanęliśmy zszokowani. Cud, że coś z niego pozostało.
- Co je..
- Alice i Mo wrócili - westchnął.
Po schodach były porozrzucane ubrania, a w kuchni pobite szklanki. W każdym zakątku salonu coś było. Drzwi wejściowe stały otworem.
- Czyli okupujemy dół - uśmiechnęłam się.
- Głodna?
- Bardzo - odparłam.

1 komentarz:

  1. Uuuu, Alice i Mo szaleją :D I dobrze po nich akurat nie spodziewałam się niczego innego.
    Cieszę się, że w końcu Natalii nie śniło się nic niepokojącego. I że nie żałuje swojej ucieczki. No bo nie ma czego ;)

    OdpowiedzUsuń