09 lutego, 2014

rozdział sześćdzisiąty szósty.

Odwróciłam zawstydzona wzrok.
Wyszeptał:
Aliści wszystko, co nas wzrusza, mnie i ciebie,
jak smyczek skrzypiec splata nas pragnieniem,
co ze strun dwojga jeden tworzy dźwięk i jedną treść.
 
Przymknęłam z rozkoszą oczy. W jego ustach wiersz brzmiał intymnie, delikatnie - idealnie. Kusił by zamknąć oczy i zatracić się.
- Rilke.. - Otworzyłam oczy. - Przed chwilą się tego nauczyłeś?
- Umiałem to już wcześniej. Znam jego wiersze.
Wziął mnie w ramiona.
- Gotowa?
- Gotowa - potwierdziłam.
Chwycił mnie za dłoń splatając swoje palce z moimi. Mimo, że był potężną kreaturą odporną na ból, wciąż pozostawał ciepły i delikatny. Puścił mnie by otworzyć mi drzwi pasażera niczym dżentelmen.
- Dziękuję.
Lekko otarł się o moje ramię. Niby zwykły gest, ale dla nas pozostawał całkowicie intymny.
- Gdzie jedziemy?
- Na randkę - uśmiechnął się.
Przewróciłam oczami.
- Zobaczysz jak dojedziemy - lekko pocałował mnie w policzek.
- Niech ci będzie - westchnęłam.
Jechaliśmy w zupełnej ciszy. Mimo, że przyzwyczaiłam się do jego obecności nadal czułam się skrępowana.
- Uważasz, że ten ktoś z moich snów tylko sprawdza co i jak?
Zacisnął dłonie na kierownicy.
- Tak, na pewno. Innej opcji nie ma.
- A zastanawiałeś się nad tym kim ja właściwie jestem?
- Żeby to raz - uśmiechnął się pocieszająco.
Kiwnęłam zrezygnowana głową.
- Już dojeżdżamy.
Wyjrzałam przez okno. Przed nami rozpościerał się Pier 39. Mola, promenady i mnóstwo fok. Jednak romantycznie, już się ściemniało i cały obszar był oświetlonyy małymi światełkami.
Szeroko się uśmiechnęłam.
- Mówiłam ci już, że jesteś najlepszym chłopakiem na świecie?
Udał zamyślonego efektownie stukając się w brodę.
- Nie - uśmiechnął się.
Zarzuciłam mu ręce na szyje i mocno pocałowałam.
- Dobra, dobra te czułości to potem, bo tam nie dojedziemy w całości.
W podskokach wyszłam z auta nie czekając aż Diego otworzy mi drzwi.
Weszliśmy do dość eleganckiej restauracji, kulturalnie puścił mnie przodem.
- Wydasz majątek - szeroko otworzyłam oczy.
- Cicho, o pieniądze się nie martw, w porządku?
Przewróciłam oczami.
- Dobry wieczór. Pan Diego Ramos?
Diego kiwnął lekko głową.
- Witam - uśmiechnął się.
Lekko zakrztusiłam się śmiechem.
- Proszę tędy.. - Mężczyzna wskazał drogę.
Wzięłam Diega pod rękę.
- Ramos? - Wyszeptałam ironicznie.
- Zamknij się. Alice wybierała nam nazwiska - zrezygnowany odparł. - Będę miał trochę czasu to zmieniam to.
Zaśmiałam się cichutko.
- Oto państwa stolik.
Cicho wciągnęłam powietrze.
Stolik był przy otwartych drzwiach tarasowych, Słońce chowało się za horyzont, a niebo przybrało barwę pomarańczowo-żółtą. Piękny wieczór. Lekki wiaterek wywiewał zasłony. Zachwycona odwróciłam się do Diega, który stał oparty o framugę.
- Pięknie tu - wyszeptałam.
- Dobra siadamy, bo mamy mało czasu, a dużo rzeczy do zrobienia - zatarł dłońmi.

1 komentarz:

  1. Zazdroszczę im tej intymnej atmosfery. Są ze sobą już dość długo, a randka przypomina pierwsze spotkanie. Fajne, że Diego wciąż tak na niej zależy.
    Wybacz, nie jestem w stanie napisać nic sensownego - ekscytuję się Kamilem <3
    Mam nadzieję, że się nie złościsz :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń