02 marca, 2014

rozdział osiemdziesiąty trzeci.

Skraj lasu usłany był płatkami białych i czerwonych róż. Ludzie zupełnie obcy dla mnie i Diega składali nam gratulację życząc szczęśliwego życia. W pewien sposób było to wspaniałe. Gdzieniegdzie stały malutkie stoliki z kieliszkami, wszędzie unosiły się balony.
- Dobrze się spisałem? - Podleciał do nas rozanielony Mo.
- Bardzo dobrze, stary - Diego poklepał go po ramieniu. - Dziękuję ci, mam u ciebie dług.
- Ah, żeby to jeden - roześmiał się.
Pocałował mnie w policzek, Diega szybko objął życząc nam wszystkiego co najlepsze. Wiedziałam, że stoję tam jak jakiś burak, burak na swojej imprezie.
- Dobra, jadę po Alisson, chyba oszaleje jak to zobaczy! - Wykrzyknął Mo.
Pociągnęłam Diega, by się odrobinę schylił.
- Co to są za ludzie?
- Nie mam pojęcia, Morris pewnie rozdawał jakieś ulotki na mieście i przyszli chętni - roześmiał się.
- Ręce mi opadają. Ale i tak jest idealnie.
- Lecę podziękować tym wszystkim ludziom, idź usiądź, zaraz przyjdę - mocno mnie pocałował.
Cały entuzjazm ze mnie wyparował gdy tylko pomyślałam o mamie. Nie było jej tu, na ślubie pewnie też jej nie będzie. Nie zna kogoś takiego jak Natalia Blanco. Natalia, którą znała umarła już jakiś czas temu. Tata zawsze ze mną jest, ale mama? Jedyna prawdziwie bliska osoba, która znała mnie od A do Z, która czytała ze mnie jak z książki. Teraz jej tu nie ma. Nie ma jej gdy moje życie idzie o kolejne kroki do przodu. W milczeniu popijałam szampana wpatrując się niewidzącym wzrokiem w przestrzeń. Czułam jak łza za łzą spływają po moich policzkach. No nic, wybrałam sobie taki los więc teraz muszę z nim żyć. Nałożyłam uśmiech na twarz udając, że jest okey. Ludzie przechodzili i przyglądali mi się jakbym była kosmitą. Nie zwracając na nich uwagi nadal się uśmiechałam co chwile popijając szampana. Poczułam dźgnięcie w żebra.
- Hej, najszczęśliwsza kobieto pod Słońcem! - Zapiszczała Alice. - Nie wierzę, że ci idioci ukryli przede mną organizację tego przyjęcia.
- Przesadzone i kiczowate, ale słodkie - uśmiechnęłam się najszczerzej jak potrafiłam.
Alice chwyciła się pod boki.
- Jesteś okropna! Ale wracając do tematu - przechadzała się w tę i z powrotem gestykulując rękoma. - Nie powiedzieli mi o niczym bo bym ci wszystko wygadała, rozumiesz to? - Oburzyła się. - W sumie coś bym ci napomknęła, ale niczego byś się nie domyśliła... Nie słuchasz mnie.
- Słucham - podniosłam na nią wzrok.
- Co jest? - Usiadła obok chwytając jeden z kieliszków bacznie mnie obserwując.
Spojrzałam przed siebie myśląc o całej sytuacji.
- Oglądałaś "Mamma Mia"? - Pokiwała głową. - Opowiedz mi końcówkę.
Zmierzyła mnie zdziwionym spojrzeniem.
- A więc do ślubu dochodzi, matka i córka szczęśliwe, jeden z trzech potencjalnych ojców oświadcza się jej matce..
- No właśnie. Ślub. Szczęśliwa matka. Ojciec - spojrzałam na nią. - Nie mam dwóch z trzech wariantów. Ani ojca, który poprowadziłby mnie do ołtarza ani matki, która wypłakiwałaby ze szczęścia oczy. Po ceremonii mocno by mnie przytuliła i powiedziałaby, że jest ze mnie dumna i że strasznie szybko dorosłam, dorosłam na dobrą dziewczynę - opuściłam zrezygnowana głowę.
Nawet nie wiem kiedy ponownie zaczęłam płakać. Otarłam szybko łzy czując jak Alice delikatnie gładzi mnie po ramieniu.
- Przykro mi, kochanie.
- To nie ma znaczenia - pokręciłam głową.
- Co nie ma znaczenia drogie panie? - Poczułam ciężar Diega na swoich ramionach.
- Nie nic. Babskie sprawy - uśmiechnęłam się.
Alice ustąpiła miejsca Diego'wi by mógł koło mnie usiąść, nie traciłyśmy kontaktu wzrokowego.
- Płakałaś? - Zapytał przestraszony.
Pokiwałam lekko głową.
- To miejsce, zaręczyny. Jestem szczęśliwa - uśmiechnęłam się czując jak łzy ponownie napływają mi do oczu.
Diego mocno mnie przytulił, Alice nadal wpatrywała się we mnie przenikliwym wzrokiem. Czegoś szukała w mojej twarzy. Lekko pokręciłam głową. Diego nie mógł się dowiedzieć o mamie, ojcu i wszystkim co powiedziałam Alice, tylko by się zmartwił.
- Będzie wspaniale - obiecał.
- Idziemy tańczyć? - Zapytałam.
Nie czekając na odpowiedź pociągnęłam go na środek uciekając od wzroku Alice, nadal czułam jak wywierca mi dziurę w plecach. Ona coś knuje.
Szykujemy dla ciebie zlecenie, lepiej poproś znajomych o rady. Przydadzą ci się. Oh i życzę szczęścia w tym twoim dłuuugim życiu. - Angel szyderczo się roześmiał.

5 komentarzy:

  1. Pierwsza! Chryste, kiedy ja tu byłam O.O Siedziałam chyba z trzy godziny nadrabiając rozdziały. Kochana, to jest wspaniałe! I zarazem takie smutne. Słowami potrafisz doprowadzić mnie do płaczu zarówno ze smutku i ze szczęścia. Mogłabym tak pisać i płakać i pisać... itd., ale zakończę tym, że masz ogromny potencjał pisarski i jeśli nie zrobisz czegoś w tym kierunku, to bądź pewna, że cię znajdę i do tego zmuszę. ;)

    Pozdrawiam
    gothesst (Alexes)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, to wiele dla mnie znaczy. Mam nadzieję, że pozostaniesz ze mną do końca tego opowiadania i będziesz czytelniczką kolejnych opowiadań.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. No i się doczekałam nowego rozdziału! Nareszcie :) Mam nadzieję, że udało Ci się napisać kilka na przód!
    "Przesadzone i kiczowate" to najlepsze określenie tych zaręczyn jakie mogłaś stworzyć. Chłopcy odstawili szopkę. Ale po nich nie można spodziewać się czegokolwiek normalnego ;)
    Reakcja Alice była po prostu cudna. Oburzona, że nie wciągnęli ją w ten spisek. Ale przecież ona wszystko by wygadała! :D
    Bardzo podobały mi się przemyślenia Natalii a propos matki. Przez długi czas miała wątpliwości, czy powinna opuszczać rodzicielkę. Jestem przekonana, że na pewno wciąż za nią tęskni. Jednakże wybrała i nie cofnie już czasu. To normalne, iż chciałaby zobaczyć swoją rodzinę. Ojciec nie żyje, aczkolwiek sprawa z mamą nie jest przesądzona. Być może Diego jakoś rozwiąże ten problem? ;)
    Uhuuu, widzę pierwsze zadanie dla Nati. Ciekawe, jak sobie z nim poradzi.
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, rozdziały są napisane (wena powróciła) - jestem siebie dumna. Co prawda to prawda chłopcy są niemożliwi, ale też można powiedzieć, że niezastąpieni.
      Mama to taka pięta Achillesa Natalii, gdyby coś jej się stało jestem pewna, że Natalia nie zostawiła by tego od tak.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Te zaręczyny to dla mnie, jak takie małe wesele ;) Tekst Diega o tym, że Mo rozdawał ulotki na mieście, powalił mnie na kolana :D Nieważne, że nie zna połowy ludzi. Ważne, że będzie ich dużo.
    To takie przykre, kiedy Natalia myśli o swojej mamie. Dziewczyna jest szczęśliwa z Diegiem, ale na pewno wolałaby, gdyby jej mama była z nią. Ale co się stało to już się nie odstanie...

    OdpowiedzUsuń