22 marca, 2014

rozdział dziewięćdziesiąty piąty.

Dnie mijały dokładnie tak samo. Ciągłe sprzeczki Mo i Alice. Wątpliwości Natalii czy to aby nie za szybko, ale to już nie ma znaczenia. Wszystko ustalone. W końcu nadszedł ten dzień.
Natalii nie widziałem od samego rana gdy to w skowronkach wstała z łóżka. Pewnie Alisson wzięła ją pod swoje skrzydła.
Poszedłem pod prysznic dokładnie myjąc każdy skrawek ciała. Nie wiem kto wymyślił ten mit, że faceci o siebie nie dbają, my chyba przykładamy do tego jeszcze większą wagę niż dziewczyny. Ogoliłem się porządniej niż kiedykolwiek.
- Gotowy? - Morris zapukał do drzwi.
- Tak, już jedziemy - wyszedłem wypachniony.
- Uhu, żeś się odstawił. Jedynie brakuje tego nieszczęsnego smokingu.
- Jedźmy po niego.
- Dziewczyny! Za pół godziny widzimy się pod kościołem w LA!
- Jak to LA? - Wychyliła się z pokoju na wpół pomalowana Natalia.
- Alice wie co i jak - Mo do niej mrugnął.
Posłałem jej całusa ciągnąc za sobą Morrisa.
- Czy ty kiedykolwiek zamykasz mordę?
- Sorry, poniosło mnie.
Jak najszybciej pruliśmy przez autostradę, z piskiem opon zatrzymując się pod sklepem ze strojami ślubnymi.
- Witajcie! Dzisiaj już nie jesteście pod wpływem? - Powitała się ta sama dziewczyna co ostatnio.
- Hej, zapomnieliśmy o czymś - uśmiechnąłem się.
- Pewnie, że zapomnieliście. Szybciej trzeba było uciekać przed narzeczoną - roześmiała się podając mi garnitur w plastikowym pokrowcu. - Tak poza tym, to ta twoja krótkowłosa jest całkiem ładna - mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
- Wiem - uśmiechnąłem się dumny. - Dobra jedziemy, bo za piętnaście minut ślub - spojrzałem na zegarek. - Mogę się tu przebrać?
- Tak, oczywiście - skierowała się na zaplecze, a my podążyliśmy za nią.
Szybko wskoczyłem w idealnie dopasowany garnitur. Było całkiem w porządku. Przeczesałem lekko czochrając włosy i wyszedłem się pokazać.
- I jak wyglądam?
- Zajebiście - roześmiał się Mo. - To będzie najlepszy ślub.
- Jest super - pochwaliła ekspedientka. Podeszła lekko mnie obejmując. - Życzę szczęścia, na nowej drodze życia. Dbaj o nią.
- O to się nie martw - ucałowałem ją w policzek.
- Nie unoś się kolego, bo powiem Natalii, a taka informacja w dniu ślubu chyba nie jest dobrym pomysłem - Morris krzywo się uśmiechnął.
- Jedziemy. Dziękuję jeszcze raz - uśmiechnąłem się.
W pięć minut udało nam się zajechać pod kościół. Powoli weszliśmy do pięknie przystrojonej kaplicy. Drewniane ławki były udekorowane białymi tkaninami i małymi różyczkami. Biały dywan, który był rozłożony po środku sali, na nim porozrzucane były płatki herbacianych i czerwonych róż.
W ławce na samym tyle siedziała kobieta ubrana na czarno. Wiedziałem kto to.
- Witam - usiadłem tuż obok.
- Diego? - Wyszeptała mama Natalii.
- Oczywiście, że ja. Kogo się pani spodziewała po tym sms'ie?
- Porywaczy.
- A więc w sumie dobrze pani myślała - posmutniałem. - przepraszam. Bardzo przepraszam, ale ona chciała być szczęśliwa...
- Wiem.. Teraz już to wszystko wiem. Tak mi przykro, że wcześniej tego nie zauważyłam. - Zaszlochała. Objąłem ją jednym ramieniem, słysząc jak cichutko popłakuje.
- To jej dzień. Nic nie wie, że pani dzisiaj tu będzie - uśmiechnąłem się. - Ja niestety muszę iść jeszcze do księdza. Ale jeszcze dzisiaj się spotkamy.
- W porządku. - Pokiwała głową. - Diego? Dziękuję ci za to zaproszenie, ale nigdy ci nie wybaczę, że mi ją zabrałeś.

3 komentarze:

  1. Nie zgodzę się z tym, że faceci dbają o siebie bardziej niż kobiety. Broń Boże, żebym mówiła że wszyscy chłopacy to brudasy, ale jednak dziewczyny dbają o siebie bardziej.
    Jestem nienormalna, ale ten dywan i płatki róż to chyba przesada. ;) Nie lubię takich... jakby to nazwać... pokazów.
    Jeżeli chodzi o mnie to moje zdanie na temat miłości jest jedno. I nie chciałabyś go poznać :D

    OdpowiedzUsuń