19 marca, 2014

rozdział dziewięćdziesiąty trzeci.

Gdy dziewczyny zamknęły za sobą drzwi rzuciłem się na miejsce obok nadal śpiącego Morrisa.
Zaopatrzyłem się w kostkę lodu, nie mogłem wytrzymać, omal nie wybuchnąłem śmiechem.
- Mo - zapiszczałem naśladując Alice.
Kostką lodu delikatnie jeździłem po jego twarzy.
Lekko jęknął, a ja zakrztusiłem się śmiechem.
- Al.. - wybełkotał.
- Tak, kochanie. Wstawaj.. - Przejechałem kostką odrobinę niżej w końcu wrzucając mu ją za koszulkę.
- Alice, jest tak wcześnie... Wieczorem.
- W porządku - odparłem już normalnym głosem. - Trzymam cię za słowo.
- Co jest? - Otworzył zaspane oczy. - Diego?! Co.... jest?
- No co przystojniaczku, już nie mruczysz? - Posłałem mu całusa wybuchając śmiechem.
- Ty świnio!
- Tak, tak lubicie mnie obrażać od samego rana. Wstawaj, jedziemy do LA - klepnąłem go w plecy.
- Po co? - Przewrócił się na plecy.
- Kościół i mama Natalii.
- Co?! Popieprzyło cię?! - Podskoczył. - Przecież jej matka zrobi szopkę na cały kościół.
- Nie zrobi. Za bardzo za nią tęskni, ślubu jej nie zepsuje zastanów się..
- Co racja to racja. - Wstał z kanapy. - Dobra, idę pod prysznic i jedziemy.
- Pomożesz mi wybrać garnitur?
- Pewnie!
Siedząc w samochodzie nerwowo stukałem w kierownicę. Pieniądze schowane, lista z rzeczami do zrobienia jest, płyta Bon Jovi'ego w nośniku możemy jechać.
- LIVIN ON A PRAYER!
- O tak! Stare dobre czasy brachu!
Rzeczywiście, byliśmy o wiele młodsi prowadząc samochód mojego ojca bez prawa jazdy. Śpiewaliśmy na cały głos rozkoszując się ciepłem, beztroską. Potem Mo, który od zawsze wyglądał na starszego kupował tanie wina i popijaliśmy je na opuszczonych parkingach. Czasami znalazło się trochę trawki, tylko wtedy kiedy Mo przyjeżdżał po mnie do szkoły, osiłki pewnie się potem zastanawiali co z ich towarem. Teraz dorośliśmy, osiem lat to jednak jest trochę czasu. Uśmiechnąłem się na te wspomnienia.
- Masz przed oczami jazdy bez prawka, no nie? - Morris próbował przekrzyczeć Bon'a.
- Czytasz mi w myślach!
- A żebyś wiedział, gówniarzu - roześmiał się. - A teraz patrz co ja mam.. - Wyciągnął woreczek strunowy z zielonymi listkami. - Jestem genialny, nieprawdaż?
- OOOOOO TAK! - Dodałem gazu.
Szybko skręciłem do lasu, Mo skręcał bletki. Jak za starych dobrych lat.
Raz po raz mocno się zaciągaliśmy by poczuć używkę głęboko w sobie.
- Jak dobrze... Czemu w domu tego nie wyciągnąłeś?
- Żeby Alice wszystko wyjarała?! - Roześmiał się.
- W sumie racja - przybiliśmy piątki.
- Jedziemy dalej? - Zaśmiałem się, czując działanie.
Morris nie mogąc wykrztusić słowa krztusząc się śmiechem. Uznałem to za potwierdzenie więc powoli ruszyłem.
Dotarliśmy w końcu do LA, zatrzymałem się przy pierwszym sklepie ze strojami ślubnymi. Szczęśliwy wyskoczyłem z samochodu wyciągając z niego Morrisa nadal ulegającemu głupawce.
- Dzień dobry! Przybył Anioł Życia, wyciągnij tu dziewko najlepsze garnitury jakie masz! - Położyłem centa na ladzie przed młodą dziewczyną, usiłowałem być poważny, ale nie za bardzo mi wyszło.
Morris pokładał się ze śmiechu zapewne po usłyszeniu "Anioł Życia", taka tycia ironia losu.
- Masz ten zjarańcu. Będzie ci w nim dobrze - podała mi najzwyklejszy garnitur jaki mógłby być.
Idealnie trafiła z rozmiarem. Wybrałem czerwony krawat i za wszystko zapłaciłem dając jej solidny napiwek lekko mrugając okiem.
- Taka jedna tycia rada - ekspedientka nachyliła się nad ladą.
- Hmm? - Mruknąłem będąc daleko stąd.
- Nie idź w takim stanie na swój ślub kochasiu - roześmiała się.
- O to się nie martw koleżanko! - Roześmiałem się.
- Za to ja się martwię - odparł poważnie Morris.
Zmarszczyłem brwi.
- Patrz - wskazał kciukiem za siebie.
Spojrzałem mu przez ramię na parking gdzie właśnie z samochodu wychodziła... Natalia i Alisson.

2 komentarze:

  1. Niezły "wieczorek kawalerski" chłopcy sobie urządzili... Pojechali po garnitur, a się najarali ;) Oryginalnie ;D
    Cieszę się, że Diego zdecydował się pojechać po mamę Natalii. Dziewczyna na pewno ucieszy się, gdy jej rodzicielka będzie na jej ślubie.
    Ciekawie się zapowiada. Aż mnie skręca, żeby dowiedzieć się, co się stanie, gdy Alice i Nati spotkają swoich panów po trawie :D Pisz szybko!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu, rozwaliłaś mnie tym "Przybył Anioł Życia, wyciągnij tu dziewko najlepsze garnitury jakie masz" XD A potem jeszcze to zakończenie. Zaczęłam się rechotać jak głupia żaba :D

    Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń